Max Verstappen ponownie mistrzem świata Formuły 1!
5 min readMax Verstappen wygrał deszczowe i zarazem kontrowersyjne Grand Prix Japonii, tym samym został po raz drugi z rzędu mistrzem świata! Red Bull zdobył dublet z racji drugiego na mecie Sergio Pereza. Podium uzupełnił Charles Leclerc. Jednak najwięcej w kontekście tego wyścigu mówiło się o błędach dyrekcji, a te widoczne były gołym okiem i aż nadto raziły oglądających.
Jeśli komuś brakowało deszczowych obrazków po GP Singapuru, to w Japonii dostał ich jeszcze więcej. Zapowiadane prognozy pogody sprawdziły się i już od piątkowych treningów padało. Kulminacja nastąpiła w niedzielę. Kierowcy na okrążenia rozgrzewkowe wyjechali na oponach przejściowych i na tych samych ruszyli do wyścigu. Jednak już na pierwszym okrążeniu pojawił się samochód bezpieczeństwa, po tym jak Carlos Sainz stracił panowanie nad swoim bolidem i uderzył w ścianę, a u Alexa Albona awarii uległa skrzynia biegów. Długo się neutralizacją nie nacieszyliśmy, gdyż chwilę później pojawiła się czerwona flaga – i tu zaczyna się cała niedzielna zabawa.
Dyrekcja wyścigu zatrzymała rywalizację nie względu na zbyt długie usuwanie z toru obu samochodów, a najpewniej chodziło o nadmierne opady deszczu. Chcieli przeczekać, aż zacznie padać lżej i wtedy wznowiliby wyścig. Jednak tor byłby równie mokry, co wcześniej. Z perspektywy widza wyglądało to podobnie jak w Singapurze – obawa przed jazdą na pełnych deszczówkach. Rodzi się więc pytanie, po co jest ta mieszanka, skoro dyrekcja unika jej jak ognia? Jak można się domyślić, wyścig wznowiono, kiedy można było jechać na oponach przejściowych. W międzyczasie tuż przed ogłoszeniem czerwonej flagi, kiedy jeszcze kierowcy nie zdążyli zjechać do alei serwisowej, na tor wyjechał dźwig. Miał uprzątnąć bolid Sainza, pojawili się również porządkowi. Problem jednak był taki, że w tym czasie Pierre Gasly „przefrunął” obok nich z prędkością 200 km/h, jako jedyny zmienił opony na deszczówki. I teraz trzeba wyjaśnić parę rzeczy. W takich okolicznościach, w 2014 roku, właśnie na tym torze, życie stracił Jules Bianchi, który z dużą prędkością wpadł pod dźwig. Reszta stawki również przejechała bardzo szybko koło miejsca wypadku Sainza. Z racji opadów widoczność była na niskim poziomie, więc ryzyko wpadnięcia na kogoś lub na coś była duża. Dopiero po tym incydencie pojawiła się czerwona flaga, bo dyrekcja wyścigu zbyt późno zdała sobie sprawę, co się dzieje na torze. Kierowcy powinni być poinformowani, że tam pracują porządkowi i muszą zwolnić, ale nic takiego się nie stało.
Powrót rywalizacji
Niemniej kiedy po ponad półtoragodzinnej przerwie wznowiono ściganie, wiadome było, że kierowcy nie przejadą całego zaplanowanego dystansu. Komentatorzy, zarówno polscy jak i angielscy, zaczęli przeliczać, ile potencjalnie kółek są w stanie przejechać zawodnicy. Jest to o tyle ważne, że w przypadku nieprzejechania 75% dystansu punkty przyznaje się w inny sposób. Wszyscy kierowcy po wznowieniu rywalizacji zaczęli zjeżdżać po opony przejściowe z racji mniejszych opadów deszczu. Verstappen błyskawicznie odskoczył od drugiego Leclerca i walka o zwycięstwo była już sprawą zamkniętą. Monakijczyk, próbując nawiązać walkę z Holendrem, szybko zniszczył swoje opony i jego tempo znacznie spadło. Na tyle, że pod koniec wyścigu dogonił go Perez. Kulminacyjny moment tego pojedynku nastąpił w ostatniej szykanie na ostatnim okrążeniu. Leclerc przestrzelił dohamowanie, przez co przejechał ją na wprost, dodatkowo blokując nieco Pereza przy powrocie na tor tuż przed linią mety. Kierowca Ferrari momentalnie otrzymał za ten wyczyn słuszną karę 5 sekund. Perez awansował na drugie miejsce, a Leclerc spadł na trzecie. Verstappen na metę wjechał z przewagą 27 sekund, podczas gdy realnie przejechał zaledwie 23 kółka – kapitalny występ zawodnika Red Bulla. Tuż poza podium dojechał Esteban Ocon, świetnie bronił się przez cały dystans przed Lewisem Hamiltonem, któremu brakowało prędkości na prostych ze względu na źle dobrane ustawienia bolidu przed Mercedesa. Na pochwałę zasługuje również Sebastian Vettel, który ukończył szósty. Jednak wszyscy z jego występu zapamiętają foto-finish wraz z Fernando Alonso. Obu kierowców na mecie różniło zaledwie 0,011 sekundy! Za nimi ósmy dojechał George Russell, który zaliczył przeciętny występ. Sensację za to wywołał Nicholas Latifi, który podobnie jak Vettel, zjechał jako jeden z pierwszych kierowców zmienić opony na pośrednie, zaraz po wznowieniu wyścigu. Zapewniło mu to zysk kilku pozycji. Kanadyjczyk wykorzystał szansę i zdobył swoje pierwsze punkty w tym sezonie. Czołową dziesiątkę zamknął Lando Norris, który po słabym starcie musiał nadrabiać kilka pozycji.
To nie był jednak koniec „atrakcji”. Po zakończeniu wyścigu (jak i w trakcie) realizacja cały czas podawała pełną punktację za ten wyścig, co było nieco zaskakujące dla większości oglądających. Kierowcy przejechali lekko ponad 50% dystansu, który został zaplanowany, a zgodnie z tabelą zawartą w regulaminie sportowym, to nie wystarczyło do przyznania pełnych punktów. Po nałożeniu kary dla Leclerca ogłosili Verstappena mistrzem świata, co doprowadziło do absolutnego kuriozum przede wszystkim na Twitterze. Zamieszanie trwało kilka minut. Sęk w tym, że F1 rzeczywiście miała rację, a kluczem jest zapis regulaminu, który tak naprawdę istnieje od wielu lat. Po zeszłorocznym cyrku z uznaniem GP Belgii za „wyścig” zmienili regulamin i powstała tabela, która szczegółowo opisuje ile przyznawać punktów za skrócone wyścigi. Natomiast pozostał w regulaminie zapis, że dotyczy to wyścigów zawieszonych, które nie zostaną wznowione. Mniej punktów przyznaje się tylko wtedy, gdy wyścig zostanie wstrzymany czerwoną flagą, a potem zostanie podjęta decyzja, że kierowcy nie wyjadą ponownie na tor. Jeżeli jednak zaistnieje taka sytuacja jak w Japonii, że wyścig zostaje przerwany, a potem wznowiony, to zgodnie z regulaminem przyznawane będą pełne punkty, a dystans nie ma znaczenia. Wychodzi na to, że kierowcy po restarcie zawodów mogliby w zasadzie przejechać tylko jedno okrążenie (łącznie zawrotne dwa) i też otrzymaliby pełne punkty. Regulamin nie powinien dopuszczać do takich sytuacji.
Verstappen po raz drugi
Verstappen został ponownie mistrzem świata, lecz tak jak w 2021 roku, całość przyćmiła kontrowersja. Jest to jednak w 100% zasłużony tytuł, który Holender ciężko wypracował w tym sezonie. Przy okazji Red Bull zdobędzie mistrzostwo wśród konstruktorów, ale na oficjalne świętowanie jeszcze przyjdzie pora. Dyrekcja po raz kolejny się nie popisała i nie była w stanie „ogarnąć” tego, co działo się na torze Suzuka. To niestety już kolejna wpadka w tym sezonie, a lista błędów jest coraz dłuższa (szerzej opiszę to na dniach). Kolejne Grand Prix już za tydzień. W dniach 21-23 października Formuła 1 odwiedzi Stany Zjednoczone, a konkretnie tor Circuit of The Americas.
Zdjęcia z tekstu zostały usunięte z przyczyn niezależnych od autora publikacji.