Samodzielne podróżowanie oczami kobiety
11 min read„Gdybyś teraz zapytała mnie, czy pojadę sama autostopem do Szczecina, to już wtedy bym się zestresowała, a co dopiero mówić o fakcie, że za trzy tygodnie lecę do Afryki!” – opowieść o Dodo Knitter, kobiecie, która samodzielnie przemierzyła dziesiątki tysięcy kilometrów po świecie. Na co dzień mierzy się z własnymi lękami, którymi nas, kobiety, się zaraża. Czy naprawdę należy bać się świata?
Jadę. Po raz pierwszy od kilku lat jadę sama. Stres związany z koniecznością przesiadki spowodował, że wybrałam kurs bezpośredni. Musiałam przez to wyjechać dużo wcześniej. To nic, komfort jest najważniejszy. Z powrotem będzie trudniej, trzeba będzie szybko przesiąść się z pociągu do pociągu. Czuję już to napięcie i wyzwanie, a przecież nawet nie dojechałam jeszcze do celu. Ciarki pojawiły się na mojej skórze, tworząc konstelacje lęków. Mimo to strach zaczyna się zmniejszać i zamiast paraliżować, zamienia się w ekscytację. W końcu po to wybieram się na tę rozmowę. Chcę zrozumieć, co czuje doświadczona podróżniczka, kiedy wyjeżdża sama. Czy boi się tak jak ja? Czy coś nas łączy poza tym, że obie jesteśmy kobietami?
Przekraczanie siebie
Dodo odkłada nadzwyczajnie dużą filiżankę kawy na stolik i snuje opowieść o barierach, które zdołała już przekroczyć oraz tych jeszcze nieosiągalnych. – Każda podróż sprawia, że możliwości jest coraz więcej, horyzont się poszerza, a świat zdaje się rosnąć. – mówi. Jej pierwsza wyprawa solo za granicę była krótkim wypadem do Norwegii. Okazała się testem. Lotnisko, bramki, autostop i brak kompana u boku. Przetrwała i nawet miło wspomina. Ostatni wyjazd w pojedynkę był już po Afryce. Amerykę Południową lub kraje jak Afganistan czy Pakistan wolałaby odwiedzić z kimś u boku. Pomimo tego, że są osoby, które nawet w tak odległe krainy wybierają się same. Nie czuje się jeszcze gotowa. Jeszcze rok temu panicznie bała się lotu do Tanzanii. Kiedy już tam była, nie zamierzała przekraczać sąsiadujących granic. Teraz Tanzanię odwiedzi tylko na chwilę, a wyzwanie stanowią Kenia, Rwanda, Uganda, Zambia, może nawet Mozambik, ale nie dalej. Dalej jest Sudan. Kto wie, może za rok wyląduje w Sudanie. Wszystko małymi kroczkami.
Częściej stara się przekraczać swoje możliwości niż rezygnować lub odmawiać sobie czegoś. Łatwiej wyrzec się rzeczy, które nie do końca nas pociągają. Dodo często rezygnuje z uprawiania sportu. Stawia sobie granice – kiedy nurkuje, to tylko z przyczepioną boją. Trudniej było odmówić możliwości jeżdżenia po Tanzanii motocyklem crossowym. Takim samym, którym teraz będzie podróżować, kiedy dotrze już do Afryki. Wtedy czuła, że to zbyt niebezpieczne. Wiedziała, jak się nim jeździ, i że może być to świetna przygoda. Nie miała jednak odpowiedniego prawa jazdy. Nie była gotowa.
Stres, który da się ujarzmić
Doświadczeni podróżnicy też się boją. Niektórzy w stresowych sytuacjach się śmieją. Dodo też się uśmiecha. – Gdybyś teraz zapytała mnie, czy pojadę sama autostopem do Szczecina, to już wtedy bym się zestresowała, a co dopiero mówić o fakcie, że za trzy tygodnie lecę do Afryki! – jej entuzjazm przeplata się z licznymi obawami. Stres zawsze towarzyszy jej przed podróżami, ale w trakcie mija. Najbardziej stresogenne są sytuacje związane z przekraczaniem granic, kontrolami i dokumentacją. No i wypadki. One mogą wydarzyć się zawsze i wszędzie. Myśl o pobycie samej w szpitalu wydaje się nieznośna. Jednak po dotarciu na miejsce wszelkie troski odstawia na bok. Wychodzi z założenia, że lepiej zapobiegać, a nie leczyć – być tak ostrożną, by nie dopuścić do przykrych sytuacji. W telewizji dużo się o nich mówi, o niebezpieczeństwach. Zupełnie jakby ofiara sama się o coś prosiła, prowokowała wyglądem lub zachowaniem. Żyjemy w kulturze, w której to poszkodowanych się obwinia. Przed każdą podróżą Dodo sprawdza informacje o kraju, do którego się wybiera. Podchodzi do nich jednak z dystansem. Podczas jej pobytu w Tanzanii zmarł prezydent tego kraju. Przyczyną jego zgonu był zawał serca. Europejskie media przekazały inną historię, twierdząc, że zmarł na Covid, w którego nie wierzył. Kiedy z telewizji dowiadujemy się o jakimś wydarzeniu za granicą, najczęściej jest ono ukazane w negatywnym świetle i zabarwione stereotypami. Nie skupiamy się na pozytywach. Po zagranicznych, medialnych przesłankach, Dodo dostaje wiele wiadomości od obserwatorów, którzy podziwiają ją za samodzielne podróże. Twierdzą, że oni by tak nie potrafili. Kiedyś ona również nie potrafiła. Zaczęła podróżować blisko osiem lat temu i dopiero po takim czasie jest w stanie wyjechać sama do Afryki. Kiedyś wyjazd do Niemiec był dla niej wielką przygodą. Do wszystkiego dochodzi się powoli.
Brak znajomości języka angielskiego często wprawia ludzi w dyskomfort i nie pozwala wyruszyć poza granice kraju. Dodo twierdzi, że nie tyle ważne jest nauczenie się go, ile odwaga, by wykorzystać swoje umiejętności. W Afryce niewielu tubylców potrafiło porozmawiać z nią po angielsku. Więcej osób mówiło w suahili, w języku, którego nie znała. Mimo to potrafiła się porozumieć – na migi, uśmiechem, pokazując zdjęcia lub rysunki. Wystarczyła obustronna chęć, dzięki której, kiedy zbłądziła w lesie, szukając wodospadu, lokalni Afrykańczycy pomogli jej go odnaleźć na podstawie zwykłego zdjęcia. W dodatku nieukazującego tego konkretnego zbiornika wodnego.
Różne strony medalu
W czasie samodzielnej podróży nie spotkała ją jeszcze żadna zagrażająca życiu sytuacja. Najczęściej tylko jej się wydawało, że jest w niebezpieczeństwie. Zagrożenia pojawiały się wyłącznie jako scenariusze w głowie. Tak było pewnego razu, gdy obudziła się na Zanzibarze w środku nocy. Spała wtedy w namiocie. Słyszała krzyki, przerażające, dziecięce, jak z horrorów. Strach ją sparaliżował, a wyobraźnia nie dawała spokoju. Przyczyną wrzasków okazały się maleńkie antylopy, zamieszkujące Zanzibar. Wyglądają niewinnie i uroczo, lecz potrafią wydobyć z siebie niezapomniane dźwięki. Dużo zdarza się takich momentów, kiedy jest przerażona i myśli, że coś złego się stanie, lecz często zupełnie niepotrzebnie. Mimo wszystko zawsze zachowuje ostrożność.
Mężczyźni bardzo często budzą lęk w kobietach, zarówno w podróży, jak i życiu codziennym. Dodo miewa obawy, ale nie może przyznać, że w ogóle czuje taki lęk. W podróży ma przede wszystkim kontakt właśnie z nimi, więc stara się nie oceniać czyichś zamiarów poprzez płeć. Próbuje być zawsze ostrożna i nie chce się bać, bo wtedy nie mogłaby już z nikim rozmawiać ani przebywać. Będąc w Afryce, otaczała się przede wszystkim mężczyznami. To oni zajmują się handlem, są taksówkarzami i pomagają turystom, gdyż to najczęściej właśnie oni znają angielski. Natomiast kobiety zajęte są obowiązkami domowymi, przez co rzadko mają czas na rozmowy. Niektóre są również bardzo wstydliwe. Zdarzają się jednak wyjątki.
Więcej nieprzyjemnych sytuacji spotkało ją jednak w Polsce. Gdy wracała pewnego dnia z pracy o godzinie 22:00, została na przystanku zaatakowana przez grupę mężczyzn. Otoczyli ją i ograniczyli możliwość swobodnego przejścia. Zaczęli ją dotykać, a ona krzyczała. W końcu udało jej się przebić przez tłum, choć dyskomfort pozostał. Na przystanku byli też inni ludzi, ale nikt nie odważył się zareagować. Pobyt w domu nie daje gwarancji bezpieczeństwa. Nic nie jest w pełni bezpieczne. Dodo boi się napaści, ale tak samo obawia się jej w ojczystym kraju, jak i w Senegalu. Z kolei podczas podróży poza Polską miała w swoim życiu już dwie propozycje erotyczne. Kiedy zapytałam o Polskę, nie była w stanie policzyć.
Do wypadku czy kryzysowej sytuacji może dojść wszędzie. W każdym miejscu na świecie te zagrożenia się od siebie różnią. Następuje pauza, Dodo skubie palcami ozdobny kwiatek, stojący na stoliku. W końcu sypią się z niego igiełki. – W Afryce najbardziej przejmuję się wypadkiem na drodze. Jeśli ktoś go spowoduje, a osoba poszkodowana jest ranna, to winny musi płacić za jego leczenie dożywotnio. Z kolei, jeśli zamorduje, to nic nie płaci, dlatego dobijają rannych, by uniknąć płacenia odszkodowań. To przerażające. – delikatnie zbiera rozsypane igiełki. Wie jednak, że ona, jako biała kobieta, może czuć się bardziej bezpiecznie. Lokalne społeczności dbają o turystów. Gdy wiedzą, że chce gdzieś iść sama i może, to i tak nie chcą pozwolić jej wyjść bez przewodnika. Ponownie pojawia się kwestia mediów. Kiedy stanie się coś złego białej kobiecie, kraje afrykańskie doświadczą dużego spadku zainteresowania turystyką, z której się utrzymują. Jednak wie, że mimo wszystko zawsze może coś się wydarzyć. Kiedy udaje się do lasu, to myśli o wężach, lwach, lampartach i krokodylach, które tam żyją, a w mieście o ludziach. Tam na ulicach zawsze są tłumy. W Tanzanii trudno być samemu. Ma pewność, że gdyby coś się stało, ludzie by zareagowali. Kiedy wraca do Europy, przeżywa szok. Ludzie są bardziej zamknięci i oziębli. Myślała o tym, jadąc niedawno pociągiem do Warszawy. Mężczyzna siedzący z nią w jednym przedziale nie odezwał się w ogóle przez cztery godziny wspólnej podróży, pomimo że liczyła na, bodaj krótką, pogawędkę. Nie wyobraża sobie, żeby w Tanzanii taka sytuacja miała miejsce. Kiedy do jednego autobusu wsiadają zupełnie obcy sobie ludzie, po godzinie rozmawiają i dzielą się jedzeniem. Zachwyca się tą społecznością, która żyje w symbiozie, choć wie, że nie jest idealna.
Czasami lepiej samemu
Podczas podróży w pojedynkę Dodo czuje największy luz. Odpowiada tylko za siebie, dlatego stres związany z lękiem o drugą osobę w ogóle nie istnieje. W książce „Samotne wyprawy” Beata Pawlikowska potwierdza ten fakt i opisuje, jak przygotować się do wyjazdu w pojedynkę oraz jakie dostrzega w tym zalety. Gdy podróżuje się z kimś, to częściowo odpowiada się za tę osobę, a decyzje jednej wpływają na życie pozostałych członków wyprawy. Co ważniejsze, Dodo twierdzi, że czuje się bezpieczniej, będąc sama. Wtedy jest bardziej czujna. W trakcie studiów, znając miasto na pamięć, ludzi, rozkład tramwajów żyła w pewnej rutynie i nie zwracała uwagi na wszystko. Natomiast w czasie samodzielnej wyprawy wraca wcześniej do domu, nie ryzykuje i nie pije alkoholu. Stara się być ostrożna, bo nie zna nikogo dookoła. – Do najdramatyczniejszych sytuacji, np. gwałtów, dochodzi, niestety, w naszym najbliższym środowisku. – mówi. W podróży ludzie są nowi, więc dystans zachowuje dodatkowo zwiększony.
Zwykle, gdy decyduje się na wyjazd z osobą towarzyszącą, wydarza się coś niespodziewanie nieprzyjemnego. Zatraca się czujność. Podczas jednej z podróży z przyjacielem, Mikołajem Sondejem, przeżyła stresującą sytuację. Przekraczali granicę samochodem i oboje byli pewni, że któreś z nich sprawdziło, czy mogą swobodnie przejechać. Okazało się, że w ostatnim dniu ich wiz byli pośrodku niczego, na granicy, której nie mogą przekroczyć osoby z Europy. Mieli wtedy szczęście, celnicy niczego się nie dopatrzyli. To przykład tego, że intuicja działa słabiej, gdy przebywa się z kimś. Kiedy jest się samemu, trzeba o wszystkim pomyśleć i nie można zrzucić odpowiedzialności na drugą osobę. Często jest to męczące, ale i wyzwalające. Kształtuje się siła charakteru i samodzielność podróżnika.
Kradzież to jedna z wielu obaw osób podróżujących. Dodo została okradziona wiele razy, ale nigdy, gdy była sama. W takich sytuacjach zawsze towarzyszyła jej bliska osoba i wtedy bardziej przeżywała swoją stratę. Podczas jednego z takich zdarzeń była jeszcze niedoświadczoną, młodą dziewczyną, która wraz z przyjaciółką jechała autostopem z Hiszpanii do Portugalii. Mężczyźni w samochodzie wydali im się podejrzani, w dodatku palili coś o dziwnym zapachu. Wtedy jeszcze nie wiedziały, że to haszysz. Kwintesencją tej wyprawy były relacje jej przyjaciółki zapisane w pamiętniku: „Drogi pamiętniczku, jedziemy do Portugalii, kierowcy to prawdopodobnie espaniolscy bandyci”. Z kolei na następnej stronie napisała: „Drogi pamiętniczku, jestem na komisariacie, okradli mnie. Płaczę”. Z biegiem czasu sytuacja ta wydaje się zabawna, lecz nawet teraz, jako już wprawiona podróżniczka ma chwile słabości. Podczas ostatniej z wypraw również została okradziona. Straciła czujność jednego z wieczorów. Odwiedziła ją przyjaciółka i zapomniała później schować wartościowe przedmioty. Z jednej strony czujemy się bezpiecznie z drugą osobą, a jednak nasze zmysły zdają się gasnąć.
Każdy jest inny
Dodo zdaje sobie sprawę ze swoich przywilejów i docenia wsparcie rodziny. Rodzice opłacili jej trzy lata studiów, aby wystarczało na wynajem pokoju i jedzenie. Pieniądze, które dodatkowo zarabiała, mogła odkładać na podróże. Wcześniej bliscy lękali się o nią, gdy oznajmiała, że wyjeżdża. Teraz to oni wypychają ją w świat. Lubią słuchać jej relacji, przygód i są z niej dumni. Wie, że pod warstwą ekscytacji i troski, kryje się także strach, ale jest już mniejszy i dominuje nad nim zaufanie. Fakt, że urodziła się pod koniec XX wieku, w Polsce, w rodzinie nieopływającej w luksusy, ale w której też niczego nie brakowało, miała dogodny początek. Możliwość posiadania wizy i paszportu polskiego to duży przywilej. – Jakbym powiedziała osobie z Afryki czy Mołdawii: „Słuchaj, to jest proste – pakujesz się i jedziesz”, to byłby szczyt głupoty i bezczelności – dorzuciła.
Jednak taki start to jeszcze nie wszystko. Wiele kobiet, pomimo podobnej sytuacji życiowej, jaką miała Dodo, nie potrafi przełamać się i wyjechać w pojedynkę. Ogranicza je strach, tęsknota lub bezsilność. To wymaga czasu, chęci i odwagi. Niektóre nie mają też takiego szczęścia. Potrzeba więc siły charakteru, determinacji i odrobiny wsparcia.
Dla tego spotkania przyjechałam z Gdańska do Chojnic, zimnym i obskurnym pociągiem, który dał mi tyle radości. Niby nic, a jednak tak dużo. Każda z nas znajduje się w zupełnie innym położeniu. Staramy się poszerzać granice własnego strachu i najbardziej boimy się tego, co nieznane. Nie chcemy się bać, ale to nieuniknione, taki jest już świat – wspaniały i przerażający. Strach, jeśli nas nie ogranicza, nie jest zły. Nie trzeba więc być żadną superwomen, aby spełniać marzenia. Dziś Chojnice, niedługo Hamburg. Bilet kupiony.