Pamiętnik z okresu dojrzewania Ewy Farny – recenzja płyty „Umami”
6 min read7 lat ciszy. Ciszy potrzebnej, by poskładać myśli. I dziś wraca Ewa. Odkrywa się przed nami na nowo, zabiera w głąb siebie, daje lekcje.
Umami – piąty, dodatkowy smak zaraz obok słodkiego, kwaśnego, gorzkiego i słonego. W dosłownym tłumaczeniu z języka japońskiego oznacza „esencje pyszności”. Smak ten został odkryty najpóźniej, wyodrębniono go, dlatego że nie dało się go przyporządkować do innej znanej już kategorii. Jest opisywany jako niezwykle głęboki, mięsisty, nieco pikantny. Zdecydowanie zadowala kubki smakowe najbardziej wyrafinowanych smakoszów.
I tak jest z Ewą Farną, która po siedmiu latach kończy swoją ciszę i wraca na scenę muzyczną z nową liczącą 12 kawałków płytą. Jest to niesamowita rewolucja w życiu autorki. Polsko-czeska artystka, która zadebiutowała jako nastolatka, mierząc się z trudami świata show-biznesu, oferuje nam tym razem nie kilka chwytliwych singli, a niesamowitą liryczno-akustyczną spójną historię. Opowiada nam o dorastaniu, szukaniu siebie, samoakceptacji, asertywności, wadach przestrzeni, w jakiej przyszło jej dorastać oraz o upragnionym macierzyństwie, które okazało się w jej życiu tym brakującym elementem. Ten piękny krążek to właśnie jej pamiętnik z okresu dojrzewania, który pozwolił jej stać się mądrą dojrzałą kobietą, która ma już swoją esencję pyszności.
Nie jestem dziewczyną wczorajCzas nas w kobiety zmieniaWdzięczna za to co mam i nie mam…
Historia z życia wzięta
Pierwszym kawałkiem, który miał zapowiadać powstanie nowego dzieła Ewy, było „Ciało”. Piosenka zaskoczyła chyba wszystkich. Melodia była zupełnie niewiralowa, ale zachwyciła wszystkich warstwą liryczną. Wokalistka głośno manifestuje w niej, jak bardzo wdzięczna jest wobec własnego ciała, mówi o jego pięknie, mimo wielu niedoskonałości. Jest to dojrzała odpowiedź dla wszystkich hejterów, którzy przez lata wytykali jej otyłość. Mówi o tym, że zmierzyła się już z tym i dziś w pełni siebie akceptuje. Dla wszystkich słuchaczy był to jasny sygnał, w którą stronę Farna pójdzie przy realizacji tego projektu.
O prawdziwym wyrafinowaniu tej płyty stanowi właśnie przemyślana koncepcja, pozwalająca nam razem z piosenkarką przejść przez jej lęki, zrozumieć siebie i dotrzeć do momentu prawdziwego szczęścia. Płytę otwiera intrygujące intro, przenoszące nas do niezwykłej krainy wyobraźni. Ten wstęp pozwala nam się zrelaksować, na chwilę zatrzymać. Moim zdaniem jest to ciekawy zabieg, przyciąga uwagę, jest obietnicą zabrania w podróż. Przez kolejne kawałki razem z Ewą podróżujemy przez różne aspekty życia, które na nowo analizujemy. Klimat staje się już żywszy. Momentami przypomina zagraniczne brzmienie Dua Lipy, chwilami wkrada się R&B, a pozostałe mają bardzo przeciętną melodię. Sprawia to, że na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się tekst. Farna opowiada nam między innymi o trudnej sztuce odmawiania w „No nie”, o destruktywnym poczuciu tracenia czasu w „Na skróty”, o uczeniu się na własnych błędach i wyciąganiu ze wszystkiego pozytywów w „Małej czarnej” oraz o umiejętności odpuszczania w „Luz”. Wyjątkowo poruszającym utworem, który sprawił, że na moim policzku pojawiły się korytarze łez, jest „Wersja 2.0”. Piosenkarka deklaruje w niej pełną świadomość zmian, które zaszyły w niej przez lata. Wyraża jednak tęsknotę za niewinną, dziecięcą wersją siebie. Ewa wie, że nadal gdzieś w głębi jej serca kryje się jej wewnętrzne dziecko, próbuje je w sobie odnaleźć.
Do kolejnych utworów Farna zaprasza gości. Pracowała nad nimi, np. z Sofianem Medjmedj, Krzysztofem Zalewski, Mery Spolsky. Nawiązuje także do znanego sitcomu w „Ross i Rachel”. Deklarując, że jest nieco szalona, śpiewa o prostych rzeczach, które ją uszczęśliwiają. I jak sądzę wywołują uśmiech na twarzach większości kobiet. Następnie nico spokojniejszego klimatu nadaje „Smutna piosenka”, która stanowi świetne preludium przed ostatnim singlem. Płytę kończy „Umamy”. Zamyka to klamrę kompozycyjną, przekształcając tytuły całego krążka i pierwszego kawałka. Jest to wzruszające nawiązanie do macierzyństwa, oda do synka autorki.
Nowa płyta Farny to prawdziwa wersja 2.0. Ewa jawi się w niej nie tylko jako dojrzała kobieta, ale także jako dojrzała artystka. Widać to w każdym, najmniejszym calu tej płyty. Wszystko zostało starannie przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Szczególnie widać to po teledyskach, stworzonych do najbardziej sztandarowych piosenek z krążka. Stanowią one zachwycający dodatek do utworów „Ciało”, „No nie” oraz „Wersja 2.0”. Każdy z nich został zrealizowany z należytą poruszanemu tematowi perfekcją.
W teledysku do „Ciało” dominują jasne, pastelowe barwy. Jedynie w finałowej scenie wkrada się nieco czerwieni i zieleni. Stwarza to przestrzeń pełną ładu, harmonii i czystości. To spokojne tło pozwala wyeksponować to, co jest najważniejsze. Ewa i kilka niezwykle odważnych kobiet pokazuje nam swoje ciała, jego mankamenty. A wszystkie te niedoskonałości pozwalają nam dostrzec ich piękno i siłę. Te pojęcia zostają tu zredefiniowane, nadaje się im nowy sens. To pokazanie ruchu body positive w jego najlepszej krasie, bez wypaczeń, które ostatnio zupełnie go niszczą.
W „No nie” Ewa prezentuje nam się w różnych kadrach. Kolory ciągle się zmieniają. Przez co sam teledysk wydaje się energetyzujący i żywy. Śpiewająca Farna momentami przeplatana jest obrazami ludzkiego ciała, które zostaje przekształcane przez technologię.
Jak już wcześniej wspomniałam, dla mnie najbardziej poruszającym kawałkiem jest „Wersja 2.0”. To samo podtrzymuje, podziwiając teledysk. Piosenkarka jedzie pociągiem, jednocześnie podróżując w głąb własnych myśli. Biega i szuka starej wersji siebie. W finale w końcu spotyka dwunastoletnią siebie stworzoną za pomocą cyfrowej animacji. Dziewczyny padają sobie o objęcia – piękne pojednanie z samą sobą.
Dobrze widzieć ciebie w lustrze
Nie być tylko sumą tego co świat ode mnie chce
Fajnie, że tu teraz jesteś Ty moja mała niebezpieczna ja …
Płyta początkiem społecznej dyskusji
„Umami” to nie tylko chwytliwe piosenki, które umilą nam podróż tramwajem. To przede wszystkim lekcja życia i szeroko pojętej kobiecości, której obraz w tych czasach kształtuje się na nowo. Ewa zawarła w nich to, czego sama przez lata się nauczyła, co stanowi rewelacyjną możliwość dla jej słuchaczy, ale i wszystkich, którym przyjdzie obcować z jej muzyką na zastanowienie się, na jakim etapie my dziś jesteśmy. Piosenkarka wychodzi więc z inicjatywą dialogu, którą rozwija tworząc na swoim koncie na YouTube serię podcastów. Rozszerza w nich zasygnalizowane w utworach zagadnienia. Opowiada o swoich doświadczeniach, zupełnie odkrywa się przed nami. Stara się zdobyć także zupełnie inny punkt widzenia i zasięga porad u doświadczonych profesjonalistów. Gośćmi jej rozmów są słynni działacze ze świata muzyki i Internetu, np. Red Lipstic Monster, Margaret i Karolina Tuchalska-Siermińska.
Wszystkie panie to osoby, które szerzą za pomocą swoich mediów społecznościowych treści o wszelako pojętej miłości do samego siebie, zdrowiu psychicznym i zachowywaniu balansu. W konwersacjach mocno został poruszony temat presji społecznej i hejtu, który miał olbrzymi wpływ na kształtowanie takiej osoby, jak właśnie Ewa Farna. Dziewczyny zdradziły nam, jakie są ich największe kompleksy, słabości i jak starają się z nimi walczyć. Rozmowa z Margaret jest nico inna, przypomina pogawęndkę przy kawie dwóch koleżanek po fachu. Artystki ujawniają kulisy popularności i podkreślają, jak potrafi być ona ciężka. Ostatni podcast opowiada o radzeniu sobie z emocjami. Zawiera też ciekawe rady dotyczące relacji interpersonalnych i wychowywania dzieci.
Nasza Ewa dorosła. Stała się dojrzałą i mądrą kobietą, żoną, matką. A efektem jej metamorfozy jest właśnie płyta „Umami”. Nie wiem, czy każdy kawałek zaistnieje na szczycie list przebojów. Wiem jednak, że dawno już nie spotkałam się z tak wartościowym muzycznym contentem. To piękna muzyka dla pięknych uszu. Fani artystki także dorośli razem z nią i myślę, że czegoś takiego właśnie potrzebowali od swojej idolki. Koniecznie posłuchajcie tego krążka i podejmijcie wyzwanie, jakie dała nam Ewa – po prostu rozmawiajmy sami ze sobą.