„Vita i Virginia” – recenzja
6 min readVita i Virginia to kolejna próba ekranizacji życia jednej z najważniejszych pisarek literatury angielskiej XX wieku – Virginii Woolf. Jego reżyserka, czyli Chanya Button skupiła się w nim na jednym wątku z życia wielkiej twórczyni. Wzięła bowiem pod lupę jej fascynującą relację romantyczną z Vitą Sackville-West – arystokratką, również poetką i pisarką. Okres ich romansu to moment, w którym w głowie Virginii pod wpływem inspiracji osobą Vity narodził się pomysł na napisanie biografii fikcyjnego Orlando – jednego z najbardziej znanych dzieł pisarki.
Radość pisania
Głównym motywem filmu Button jest powolnie rozwijająca się relacja pomiędzy pisarkami. Twórczyni porusza jednak kilka innych kwestii, które z tej relacji wynikają. Reżyserce świetnie udaje się pokazać, że każda osoba, która pojawia się w naszym życiu, nie przechodzi przez nie, nie pozostawiwszy po sobie żadnego śladu. Relacja Vity i Virginii wpływa przede wszystkim na twórczość pisarską obu kobiet. Romantyczna historia jest więc opowieścią o tym, jak tworzą się wielkie dzieła, jak ich zalążki rozwijają się w głowie twórcy oraz jak ten przelewa je na papier.
Gdy główne bohaterki rozmawiają o pisaniu, Virginia wyznaje: „Najważniejszy jest rytm. Kiedy już go masz, nie możesz użyć niewłaściwych słów. Widok, uczucie, wywołują w umyśle fale, jeszcze zanim masz słowa, żeby je opisać. Kiedy piszesz, to właśnie musisz starać się uchwycić – tę falę, która przetacza się przez twój umysł. Jeśli się w nią wsłuchasz, sama dobierze słowa”. To właśnie rozmowy o procesie twórczym były dla mnie najciekawszymi dialogami zawartymi w filmie. Chanya Button bazując na korespondencji, jaką wymieniały ze sobą artystki, skupiła się również na naświetleniu wpływu literatury na stan psychiczny Virginii Woolf, która zmagała się z depresją. Obserwując leczniczy wpływ tworzenia na chorobę artystki, mamy prawo stwierdzić, że możność utrwalania rzeczywistości jest dla niej zemstą ręki śmiertelnej, o której pisała Wisława Szymborska.
Ból i smutek, czyli emocje, które wynikały z relacji pomiędzy Vitą a Virginią, ta druga przelała na papier w postaci biografii o Orlandonie – fikcyjnym ucieleśnieniu Vity, które podróżuje przez różne epoki, zmieniając swoją tożsamość płciową. Pisanie jest dla Woolf formą autoterapii, która pozwala przemienić trudne emocje w nowatorskie dzieło literackie.
Bez ciągłości
Kiedy po raz pierwszy obejrzałam film Button, nie spodobał mi się pozorny brak ciągłości pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami. Część wydała mi się pozbawiona szerszego kontekstu, nieuzasadniona i wymagająca pewnych dopowiedzeń. Dopiero przy drugim podejściu do tej ekranizacji zdałam sobie sprawę, że przecież w naszej codzienności nie wszystko jest uzasadnione i logiczne. Niektóre sprawy i zdarzenia są pozbawione ciągu przyczynowo skutkowego. Sama Virginia pod koniec filmu mówi: „Czasem wydaje mi się, że cię widzę, ale zaraz znikasz. Jak mało znamy kogokolwiek. Jedynie ruchy. Gesty. Niepowiązane ze sobą. Bez ciągłości. Bez głębi”. Ekranizacja romansu Vity i Virginii przypomina mi wyrwane z pamięci urywki zdarzeń, jakby pocztówki konkretnych momentów, które zapadły kobietom w pamięci i zapisały się w ich korespondencji. Niektórym taki typ narracji może nie odpowiadać. Dla mnie jednak dodaje tej opowieści prawdziwości.
Związek i przyjaźń
Dzieło Button to także opowieść o tym, że miłość nie jest wystarczającym czynnikiem do zbudowania zdrowego i trwałego związku. Virginia grana przez Elizabeth Debicki jest postacią melancholijną. To osoba przywiązana do swojego domu – jedynego miejsca, w którym czuje się bezpiecznie. Vita wprowadza do jej życia chaos. Ukochana pisarki jest wiecznie spragniona nowych doznań. Stale proponuje Woolf nowe przygody, na które ta nie jest w stanie przystać. W końcu sama zaczyna rozumieć, że stworzenie romantycznej relacji z tak skrajnie odmiennymi charakterami graniczy z cudem. Jak sama konkluduje: „Ty masz swoje lęki, ja swoje fantazje. Może nie da się ich pogodzić”.
Muzyka i animacje
Ścieżkę dźwiękową do filmu stworzyła Isobel Waller-Bridge. W Internecie dostępny jest cały album zatytułowany tak samo jak film. Składa się on z 37 utworów z gatunku muzyki elektronicznej. Zdania na temat użycia jej w Vicie i Virginii są mocno podzielone. Część widzów uznaje ją za nieoceniony atut – ciekawe połączenie dawnych realiów ze współczesnymi dźwiękami. Pozostali soundtrack Waller-Bridge uważają na największą wadę tej produkcji. W ich opinii obraz XX-wiecznej Anglii nie współgra z muzyką tego typu. Według mnie w momentach, kiedy pomiędzy kobietami narasta napięcie, melodie idealnie korespondują z wydarzeniami, które obserwujemy na ekranie. Budują napięcie i współgrają z nimi tak dobrze, że stają się praktycznie niezauważalne.
Sceny, w których stan psychiczny Virginii pogarsza się, zobrazowane są za pomocą efektów specjalnych. Kiedy bohaterka czuje się gorzej, z przedmiotów, które ją otaczają, wyrastają kwiaty. Być może są one symbolem przekłucia bólu w literacką płodność? Podczas jednej z rozmów, Virginia czuje się przytłoczona nadmiarem uczuć, jakie wywołuje w niej relacja z Vitą. Kobieta wybiega na dwór, gdzie atakują ją, będące tworem komputerowym wrony, niedostrzegalne przez pozostałych rozmówców. To niezwykle ciekawy sposób na stworzenie metafory depresji jako choroby niewidzialnej z zewnątrz, lecz wyniszczającej człowieka od środka.
Literacki styl wypowiedzi
Za największą wadę tego filmu uznaję sposób, w jaki wypowiadają się bohaterowie. W moim odczuciu jest to styl, który bardzo dobrze sprawdziłby się w powieści o obu artystkach. Dla przykładu przytoczę wypowiedź Virginii, zapytaną o to, czy podoba jej się posiadłość rodziny Vity w Knole: „Przeszłość jest tu pełna wyrazu, niestłumiona i zapomniana. Minione stulecia zdają się podświetlone. To miejsce, ludzie za pani placami, w ogóle nie są martwi” mówi pisarka z wielkim patosem. Zdecydowana większość wypowiedzi obu bohaterek jest bardzo rozbudowana, kwiecista i poważna. Kobiety zdają się nigdy nie poruszać w swoich rozmowach spraw błahych i codziennych. Ich dialogi składają się z refleksji często opartych na literaturze. O ile korespondencja twórczyń rzeczywiście mogła tak wyglądać (list jest przecież formą ułożonej i zazwyczaj uprzednio przemyślanej wypowiedzi pisemnej), tak codzienne konwersacje z pewnością nie przypominały tych z filmu Button.
Feminizm, seksualność i kwestia płci
Miłość Vity i Virginii motywuje w filmie dyskusje o seksualności, tożsamości płciowej czy feminizmie. Co niezwykle interesujące i smutne zarazem, niektóre z tych rozmów mogą okazać się kontrowersyjne pomimo tego, że od okresu życia pisarek dzieli nas ponad sto lat. Tym bardziej jednak warto przysłuchać się tym dialogom i wyciągnąć swoje wnioski.
W kwestii feminizmu ważnym wątkiem jest przywiązanie Vity do rodzinnego zamku w Knole, którego ta wedle ówczesnych praw Anglii nie mogła odziedziczyć. „Odebrano mi mój dom. Nie mogę go mieć, bo jestem kobietą. To tak, jakbym latami miała romans z kimś, kto nigdy do mnie nie należał. Rozdzieliły nas głupie przestarzałe prawa i teraz mogę go tylko odwiedzać” – to słowa, które w złości wypowiada Vita, kiedy odwiedza razem z Virginią swoją rodzinną posiadłość. Zdumiewa mnie w nich przede wszystkim wyjątkowo silne zdziwienie Vity, jej niemożność zrozumienia i akceptacji praw pozbawionych krzty logiki. Jak często podkreśla w swoich książkach Agnieszka Graff – to zdziwienie młodych kobiet jest często ich „feministycznym przebudzeniem”, zalążkiem i iskrą do podjęcia działań aktywistycznych, do niezgody na obowiązującą patriarchalną rzeczywistość. Warto zatem obejrzeć Vitę i Virginię, chociażby dlatego, aby się tym zdziwieniem zainspirować.