Sousa TOP? Sousa DNO!

fot. facebook.com/LaczyNasPilka/

Na początku było słowo. Paulo Sousa rozpoczął swoją pracę z reprezentacją Polski od zacytowania słów Jana Pawła II: „Modlę się z wami, aby nigdy się nie poddawać, nigdy nie tracić nadziei, nigdy nie wątpić i aby nigdy nie tracić nadziei. Nie lękajcie się”.

Widocznie priorytety u niektórych bardzo szybko się zmieniają. Kultowy Janusz Tracz zwykł mawiać, że „nie odmawia się, kiedy pieniądz woła”. Gdy przypomnę sobie, że otoczenie selekcjonera demontowało wszelkie doniesienia medialne o jego odejściu, a sam Paulo Sousa zaledwie kilkanaście dni wcześniej spotkał się z Cezarym Kuleszą, aby omówić szczegóły wyjazdu do Moskwy, to nasuwa mi się inny filmowy klasyk: „Trzeba być człowiekiem, a nie ścierką”.

Trudno nie ulec wrażeniu, że jak typowy zakompleksiony piłkarsko naród zachłysnęliśmy się stereotypem wielkiego zachodu. Żaden z selekcjonerów w ostatnim dziesięcioleciu nie otrzymał takiego kredytu zaufania od kibiców, dziennikarzy, a przede wszystkim piłkarzy, którzy tak uwielbiali w przeszłości testować selekcjonerów z polskim paszportem. Dlatego tym bardziej mnie boli, że Paulo Sousa podczas swojej kadencji regularnie okazywał brak szacunku do kraju, w którym pracował. Zachowywał się tak, jakby chciał zupełnie odciąć się od kultury piłkarskiej w Polsce.

I nie chodzi mi tutaj o to, że Portugalczyk nie pojawiał się na meczach Ekstraklasy. Wystarczyło tylko choć trochę docenić tych młodych chłopaków z Rakowa czy Lecha, którzy przez cały sezon prezentują dobrą formę. Niestety Paulo Sousa zwykł bardziej cenić zawodników, którzy regularnie zasiadają na trybunach w zachodnich ligach.

A co oprócz tego? Portugalski szkoleniowiec nawoływał do reformy strukturalnej w polskiej piłce i zwracał uwagę na jej tragiczny stan. Na czym miałaby taka rewolucja polegać? A no nie wiadomo, bo konkretów żadnych Paulo Sousa nie przedstawił. Niegdyś Leo Beenhakker czynił podobnie. Też opowiadał o tym, że powinniśmy „wyjść ze swoich drewnianych chatek”. Różnica między Beenhakkerem a Paulo Sousą jest taka, że Holender oprócz krytykowania, kierował się pracą u podstaw, a nie tylko spełnianiem minimum ze swoich kontraktowych obowiązków. To właśnie Don Leo potrafił dostrzec potencjał w zawodnikach takich klubów jak GKS Bełchatów czy Korona Kielce, a nawet specjalnie dla takich piłkarzy organizował zgrupowania, aby móc ich czegoś nauczyć.

Zresztą w tej kwestii Holender nie ograniczał się tylko do piłkarzy. W swoim sztabie miał polskich trenerów, z którymi dzielił się swoim doświadczeniem. Na tym nasza piłka bardzo zyskała, bo przecież współpracownikiem Beenhakkera był przyszły selekcjoner Adam Nawałka. Tymczasem Paulo Sousa nie zgodził się nawet na dołączenie do sztabu jednego polskiego trenera, o czym informował Maciej Wąsowski z „Przeglądu Sportowego”.

Po pracy Don Leo było widać, że chciał coś po sobie pozostawić w zacofanym piłkarsko kraju. Gdyby było inaczej, to nie towarzyszyłby polskiej kadrze U-20 zarówno w przygotowaniach, jak i podczas samych młodzieżowych mistrzostw świata. Paulo Sousa z kolei robił łaskę, gdy przychodził na mecz ligowy, tak jakby reprezentacja miała być jedynie trampoliną do jego dalszej kariery. To minimalne i wyrachowane podejście portugalskiego szkoleniowca sprawiło, że wieść o jego chęci zerwania współpracy z polską kadrą przyjąłem wręcz z zadowoleniem.

Czemu ma służyć to wielopoziomowe porównanie Portugalczyka z Holendrem? Chcę tym pokazać, że podejście Paulo Sousy nie wynika z posiadania obcego paszportu, a tylko i wyłącznie z jego osoby. Nie skreślajmy kolejnych zagranicznych trenerów, ale tak samo nie wielbmy ich za samo miejsce urodzenia. Tym bardziej, że na rynku trenerskim kraj pochodzenia potrafi znacząco wpłynąć na wysokość kontraktu, a już niekoniecznie ma przełożenie na wyniki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewiętnaście + 11 =