Gra w europejskich pucharach = pocałunek śmierci? Niekoniecznie [ANALIZA]
12 min readNiegdyś jeden z polskich trenerów (Michał Probierz) powiedział, że gra w europejskich pucharach to taki „pocałunek śmierci”. Głównie chodziło o to, że gra w Europie rzutuje na fatalne wyniki na krajowym podwórku. Jednak tu mówimy o piłce nożnej. A jak sytuacja odnosi się do koszykówki? Tutaj, w zależności od danej drużyny, różnice są diametralne.
W swoim tekście postanowiłem przeanalizować sytuację pięciu ekip, które występują w tym sezonie w europejskich pucharach. Zresztą jest to też pięć najlepszych drużyn ostatnich rozgrywek. Na tapet wziąłem mistrza Polski — Arged BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski, który występuje w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Ponadto przeanalizowałem też sytuację Enea Zastal BC Zielona Góra (liga VTB), Śląska Wrocław (7Days Eurocup) oraz Legii Warszawa i Trefla Sopot, które w środę uzyskały awans do TOP 16 rozgrywek FIBA Europe Cup.
Jaki płynie ogólny wniosek z tych występów? A no taki, że zbyt krótki skład przy graniu meczów co 3 dni nie zawsze pozwoli na uzyskanie dobrych wyników na obu frontach. Jednak po kolei omówmy sytuację każdego z wyżej wymienionych zespołów.
Europejskie puchary w Ostrowie? Czegoś ciągle brakuje w końcówkach. Sytuacja ligowa? Całkiem dobra
- Euroliga
- Eurocup
- VTB
- Liga Mistrzów
- FIBA Europe Cup
Nawet to, że mistrz Polski z Ostrowa Wielkopolskiego gra w rozgrywkach, które umieściłem na 4. miejscu, nie oznacza, że poziom Ligi Mistrzów stoi na niskim poziomie. Jest wręcz przeciwnie — z roku na rok atrakcyjność koszykarskiej Champions League jest coraz wyższa. Zawodnicy trenera Igora Milicicia w tym sezonie trafili do dosyć silnej grupy z hiszpańskim Baxi Manresa, tureckim Pinarem Karsiyaka oraz izraelskim Hapoelem Jerozolima. Pomimo to zespół z Wielkopolski prezentuje się w tych rozgrywkach całkiem dobrze, aczkolwiek nieudane drugie połowy bądź końcówki tych spotkań sprawiają, że po 4. kolejkach drużyna Milicicia ma na koncie zaledwie bilans 1-3.
Baty w VTB, w lidze gra falami
W poprzednim sezonie Zastal Zielona Góra zagrał nawet w fazie play-off ligi VTB. Jednak latem z Zielonej Góry odszedł trener Żan Tabak (niedawno zwolniony w lidze hiszpańskiej), a w składzie doszło do sporej ilości zmian. Widać też niestety tego efekty. Co prawda Tabaka na stanowisku zastąpił inny dobry szkoleniowiec — Serb Olivier Vidin, a w zespole pojawili się m.in. Jarosław Zyskowski, Brandon Frazier, Przemysław Żołnierewicz czy Dragan Apić. Jednak mimo wszystko styl gry i wyniki zespołu w europejskich pucharach nie powalają na kolana — Zastal ma bilans 1-6 (stan na 19.11) i zajmuje 11. miejsce w tej lidze (na 12 zespołów). Zazwyczaj były to przegrane z dużo wyżej notowanymi, lepszymi zespołami różnicą powyżej 15 punktów: CSKA Moskwa (105:71), UNICS Kazań (92:63), Niżny Noworogród (77:95) czy Zenit Sankt Peterburg (97:80). Jedyne co może być pożyteczne dla Zastalu z gry w VTB to doświadczenie i możliwość grania z silnymi zespołami, które występują też m.in. w Eurolidze (CSKA Moskwa, Zenit Sankt Petersburg) czy Eurocupie (Lokomotiv Kubań Krasnodar).
Dalekie i nieustanne podróże po Europie i Polsce oraz gra co 3 dni nie wpływa dobrze na formę Zastalu w EBL. Zielonogórzanie sezon zaczęli od bilansu 4-2, choć ich gra nie była rewelacyjna. Potem przyszły porażki w Sopocie z Treflem (93:89) i aż 18-punktowa w Toruniu z rewelacyjnie grającymi w tym sezonie Twardymi Piernikami (95:77). Po tych ligowych porażkach w grze Enei Zastalu było widać jakieś przełamanie i przebłyski lepszej gry, o czym świadczą wysokie wygrane z GTK Gliwice (102:82) i rozgromienie PGE Spójni Stargard (53:96). We wtorek przegrali w Ostrowie po naprawdę dobrym spotkaniu, na parkiecie mistrza Polski. Ostatnie mecze dają nadzieje na to, że Zastal wejdzie do ligowej czołówki, a w lidze VTB będą sprawiać niejedną sensację. Chyba powoli czas najwyższy.
Czy występy w VTB są dla Zastalu „pocałunkiem śmierci”? I tak i nie. Tak, ponieważ ciągłe podróże po Polsce i Europie przekładają się na zmęczenie zawodników, a to rzutuje na wyniki ligowe. Nie, bo doświadczenie w spotkaniach przeciwko topowym zespołom w Europie może zaprocentować w najważniejszych momentach tego sezonu, jakim będzie faza play-off EBL.
Bez sukcesu w Eurocupie, w lidze po zmianie trenera gra wygląda lepiej
W Śląsku Wrocław byliśmy w tym roku świadkami fatalnego startu ligowego sezonu — na początek wrocławianie legitymowali się w EBL bilansem 2-5. To spowodowało, że pracę we Wrocławiu stracił szkoleniowiec Petar Mijović, który przed sezonem podpisał kontrakt… na 3 lata. Tak to już jest, że trener na lata jest trenerem do lata. Coś o tym wiedzą byli trenerzy piłkarskiej Legii. Mijović pracę stracił 11 października, czyli na 9 dni przed pierwszym meczem Śląska w tak prestiżowych rozgrywkach, jakim jest Eurocup. Misję prowadzenia drużyny od połowy października powierzono personie znanej w całej koszykarskiej Polsce, czyli Andrejowi Urlepowi, który ma pseudonim „Gargamel”. Jednak nawet przyjście tak dobrego i utytułowanego szkoleniowca jak Urlep, nie daje sukcesów drużynie z Dolnego Śląska w europejskich pucharach. Zespół ma zero zwycięstw i aż pięć porażek, co czyni go jedyną ekipą, która w tych rozgrywkach nie zaznała jeszcze smaku zwycięstwa. Były to różne przegrane potyczki — raz przez słabą drugą połowę bądź czwartą kwartę, a raz w ogóle Śląsk nie nawiązał walki z rywalem. Spójrzmy na wyniki:
- Lietkabelis Panevezys (Litwa, dom) 59:70, czwarta kwarta przegrana 10:20,
- Boulogune Metropolitans 92 (Francja, wyjazd) 86:83, w końcówce faul ofensywny Travisa Trice i niecelna trójka Kodiego Justice na dogrywkę
- Turk Telekom Ankara (Turcja, wyjazd) 89:73, druga połowa przegrana 49:31 (czwarta kwarta 21:8)
- Lokomotiv Kubań Krasnodar (Rosja, dom) 67:97. Mecz, w którym nie wychodziło nic ani po jednej, ani po drugiej stronie parkietu od początku do końca rywalizacji.
- Dolomini Energia Trento (Włochy, wyjazd) 81:77 po dogrywce, 4:12 minuty bez punktów w 4. kwarcie (4:39 – 0:27)
Czy europejskie puchary są dla Śląska „pocałunkiem śmierci”? Może jedynie pod względem niezbyt dobrej budowy składu przed sezonem, teraz jednak gra w Europie nie przekłada się na ligowe porażki.
W FIBA Europe Cup rządzą, w lidze też nie jest źle
Na koniec omówimy sytuację ekip, które grają w rozgrywkach FIBA Europe Cup i w środę awansowały do TOP 16 tych rozgrywek, czyli Legii Warszawa i Trefla Sopot.
- kolejka: CSM Oradea (Rumunia, wyjazd) 66:76,
- kolejka: Szolonoki Olajbanyasz (Węgry, dom) 83:66,
- kolejka: FC Porto (Portugalia, dom) 71:66,
- kolejka: CSM Oradea (Rumunia, dom) 73:66,
- kolejka: Szolonoki Olajbanyasz (Węgry, wyjazd) 68:75,
- kolejka: FC Porto (Portugalia, wyjazd) 81:82.
Czy w związku z tym na ten moment gra w europejskich pucharach to dla Legii „pocałunek śmierci”? Absolutnie nie.
W Europie dokonali niemalże cudu, w lidze to mistrzowie przegrywania końcówek
Pięć — jest to liczba, która symbolizuje dwie rzeczy: taką łącznie różnicą punktową Trefl przegrał trzy mecze w FIBA Europe Cup oraz tyle porażek z rzędu sopocianie mają w Energa Basket Lidze w ostatnim czasie. Drużyna z Trójmiasta jest więc ekipą, której gra na dwóch frontach rzutuje po części na wyniki ligowe. Po części, ponieważ swoją rolę odgrywają też urazy — aktualnie kontuzjowani są Mateusz Szlachetka, Deandre Davis i Daniel Ziółkowski. Problemy zdrowotne dwa tygodnie temu miał też Michał Kolenda. To wszystko sprawia, że w ostatnim czasie trener Marcin Stefański był zmuszony do zawężenia rotacji do ośmiu zawodników. Taka sytuacja nie ma szansy gwarantować dobrych wyników na obu frontach. Zacznijmy najpierw więc od FEC. Trefl w tych rozgrywkach ma bilans 3-3 i wywalczył w środę awans do 2. rundy. Zapewnił to sobie ostatnimi dwiema wyjazdowymi wygranymi w Bułgarii i Izraelu. Choć po porażce z Kijowem w Sopocie promocja do 2. rundy wydawała się praktycznie nieosiągalna. Sopocianie dokonali jednak cudu.
- kolejka: BC Kijów (Ukraina, wyjazd) 69:68,
- kolejka: Rilski Sportist (Bułgaria, dom) 90:81,
- kolejka: Hapoel Eliat (Izrael, dom) 85:88,
- kolejka: BC Kijów (Ukraina, dom) 65:66,
- kolejka: Rilski Sportist (Bułgaria, wyjazd) 64:84,
- kolejka: Hapoel Eliat (Izrael, wyjazd) 83:89.
Podsumowanie
Na dzisiaj kluby, które grają na dwóch frontach, w większości radzą sobie dobrze w polskiej lidze. W Europie wyniki są jednak różne. Jednak idea gry polskich klubów w europejskich pucharach polega na tym, by grać z jak najlepszymi zespołami, zbierać doświadczenie, zgrywać zespół. To z kolei powinno zaprocentować w najważniejszych momentach rozgrywek, np. jak przyjdzie grać o mistrzostwo Polski albo o wejście do ligowych półfinałów. Czy w związku z tym w koszykówce gra w pucharach to „pocałunek śmierci”? Niestety, ale twierdzenie Michała Probierza nie ma tutaj moim zdaniem zastosowania. Wiadomo, chcielibyśmy, aby polskie drużyny i w lidze, i w europejskich pucharach spisywały się świetnie. Jednak nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko.