Wytwór nieposkromionej fantazji – recenzja powieści „Gormenghast”
4 min readTo miało być zwyczajne wyzwanie rzucone samej sobie: czy uda mi się przeczytać powieść liczącą blisko 700 stron? Ów ambitny pomysł zakiełkował w mojej głowie, gdy na strychu babci natrafiłam na „Gormenghast” Mervyna Peake’a. Wkrótce jednak okazało się, że zakurzona, rozpadająca się w rękach (z powodu kiepskiej jakości wydania, a nie niewłaściwego traktowania przez właścicieli!) książka jest czymś więcej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Jest przepustką do niezwykłego, oczarowującego świata…
Mervyn Laurence Peake (1911 – 1968) to brytyjski pisarz, poeta, ilustrator i portrecista. W latach 40. dużym zainteresowaniem cieszyły się jego prace plastyczne, które można obecnie oglądać w Narodowej Galerii Portretów w Londynie. Największą sławę przyniosła jednak artyście trylogia „Gormenghast”, którą uznaje się za klasykę literatury fantastycznej, zaraz po „Władcy Pierścieni” Tolkiena. Sagę, składającą się z tomów: „Tytus Groan”, „Gormenghast” i „Tytus sam”, przetłumaczono na 30 języków. W Wielkiej Brytanii wydano w 2011 roku niepublikowaną wcześniej, czwartą część, „Tytus się budzi”. Na podstawie notatek, które pozostawił zmarły w 1968 roku Peake. Powieść ukończyła wdowa po pisarzu, Maeve Gilmore. Kobieta zmarła w 1983 roku, a rękopis przeleżał ponad 20 lat na strychu ich domu. Tam odkryła go wreszcie wnuczka pary, Christine.
Saga przedstawia losy Tytusa Groana, 77. hrabiego na zamku Gormenghast. Powieść, zatytułowana od nazwy wspomnianej budowli, to wprawdzie druga część trylogii, ale znajomość pierwszego tomu nie jest konieczna do jej zrozumienia. Z bohaterami, miejscem akcji i historiami, które tam opisano, zostajemy bowiem zaznajomieni w początkowych rozdziałach. Na kartach „Gormengast” Tytus przechodzi przemianę z krnąbrnego, stroniącego od zabaw z rówieśnikami chłopca w zbuntowanego, odważnego młodzieńca. Niekochany przez owdowiałą matkę i niezrozumiany przez starszą siostrę, szuka szczęścia poza murami zamku. Spotkanie z niesamowitą Istotą, z którą łączy go pokrewieństwo dusz, roznieca w duszy bohatera buntownicze zapędy. Mając dość życia w ciągłej niezgodzie wewnętrznej, postanawia zerwać z tradycjami, konwenansami i koniecznością sprawowania archaicznych ceremoniałów, które ograniczają jego wolność.
Już po kilku zdaniach orientujemy się, jaką ucztę dla duszy, a w szczególności dla wyobraźni, przygotował nam autor. Poetycki język, wyraziste obrazowanie, plastyczność opisów i bogactwo środków artystycznego wyrazu to nieodłączne cechy jego stylu. Estetyka całej powieści dowodzi niebywałego kunsztu i talentu pisarskiego. Wszystko to okraszone specyficznym, częstokroć groteskowym, angielskim humorem. Czego chcieć więcej? Nawet jeśli powieść byłaby o połowę krótsza, nikt nie chciałby szybko jej przeczytać, bo powolne delektowanie się stanowi pokusę nie do odparcia.
Wszelkie klasyfikacje, opisy i recenzje podają, że jest to gatunek fantasy. „Gormengast” nie spełnia jednak wielu typowych dla niego kryteriów, nie mieści się w sztywnych ramach. Mroczna zamkowa sceneria, wyrazistość charakteru negatywnych bohaterów, nastój grozy kojarzą się z powieścią gotycką. Jednakże, poza jedną bohaterką, żadne elementy świata przedstawionego nie są nadprzyrodzone, czy choćby nierealistyczne. Cała niezwykłość i czar wykreowanej przez autora rzeczywistości mają zupełnie naturalne źródło. Z tego względu wydaje mi się, że powieść można zaliczyć do nurtu realizmu magicznego, którego czołowym przedstawicielem w Polsce jest Bruno Schulz, a na świecie Gabriel García Márquez. „Gormenghast” w wielu aspektach, a nawet w konkretnych opisach (na przykład wielomiesięcznej ulewy, czy postępującego samozniszczenia zamku) przypomina „Sto lat samotności”. Dzieło kolumbijskiego autora powstało jednak 17 lat później i najpewniej brak w nim jakichkolwiek intencjonalnych nawiązań do powieści Peake’a.
Również i w tym przejawia się właśnie jej wyjątkowość – doświadczenia lekturowe czytelnika mają duży wpływ na percepcję książki. Nasz odbiór będzie różnił się w zależności od tego, jakie pozycje czytaliśmy wcześniej. Mnie przypomniały się przynajmniej trzy lektury z liceum, w których zawarto motywy podobne do tych występujących na kartach „Gormenghast”. Zepsułabym frajdę z odkrywania, gdybym zdradziła tutaj, jakie to lektury. Każdy, kto omawiał je w szkole, może dzielić te same skojarzenia, co ja, ale może też znaleźć wiele nowych. Co jeszcze składa się na niepowtarzalność „Gormenghast”? Bogactwo wątków, epizodyczność fabuły i rozpiętość czasowa akcji sprawiają, że mamy do czynienia z niejako kilkoma powieściami zamkniętymi w jednej. Są to: wspomniana już powieść fantastyczna (czy może raczej realizmu magicznego), przygodowa, psychologiczna, romans, a nawet thriller. W tym jednym dziele znajdujemy bowiem elementy wszystkich wyżej wymienionych gatunków.
Jeśli więc łakniecie zwrotów akcji, wartkiego tempa i powoli dawkowanego napięcia, to ta książka jest dla was. Jeśli szukacie niecodziennych doznań estetycznych i ochoczo pozwalacie, by literacki świat najpierw was oczarował, a następnie bez reszty pochłonął, również dobrze trafiliście. „Gormenghast” nie jest wprawdzie odpowiedzią na pytanie o sens życia, ale jest wytworem nieposkromionej fantazji pewnego nieprzeciętnego Anglika. A to już coś. Coś zachwycającego i inspirującego. Całe szczęście, że ten Anglik nie zakopał swojego talentu w ziemi, tylko podzielił się nim ze światem.