Stół zarzucony fotografiami jako samowyzwalacz refleksji egzystencjalnych
4 min readW życiu każdego z nas przychodzą takie momenty, w których zastanawiamy się nad przeszłością własnej rodziny i tym, co odziedziczyliśmy po przodkach, głównie w znaczeniu niematerialnym. Wówczas niektórych ogarnia fascynacja odkrywaniem korzeni, szukaniem informacji i tworzeniem drzewa genealogicznego. Ja nie znalazłam jeszcze w sobie takiej pasji, ale niedawno zaczęłam bardziej interesować się przeszłością mojej rodziny. Stało się to w domu babci, gdzie kilka tygodni temu oglądałam w gronie najbliższych stare rodzinne fotografie.
Przy stole zarzuconym ogromną ilością nigdy nieumieszczonych w albumach, czarno-białych zdjęć siedzieli ciocia, wujek, tata i ja. Babcia krzątała się w pobliżu. Co jakiś czas rzucała okiem na fotografie, które podsuwaliśmy jej z pytaniem, kogo one przedstawiają. Najstarsze pochodziły z końca lat 20., ale większość została zrobiona za komuny. Opowieści o ludziach, którzy odeszli już lata temu, porównywanie dawnych strojów i fryzur z obecną modą, wyjaśnianie zawiłych koligacji rodzinnych oraz zabawne komentarze wygłaszane przez wujka – wszystko to stworzyło niesamowitą, wręcz magiczną atmosferę. Puszczenie wodzów fantazji pozwoliło na chwilę zanurzyć się w opowiadane historie i stać się, jeżeli nie uczestnikiem, to przynajmniej obserwatorem tamtych czasów. Wszyscy krewni uwiecznieni na fotografiach byli równie rzeczywiści, niezależnie od tego, czy kilkadziesiąt, kilkanaście, czy kilka lat temu zmarli lub też właśnie siedzieli ze mną przy stole.
Pośród wielu innych, usłyszałam wyjątkowo ciekawą anegdotę związaną z jednym zdjęciem, zrobionym na potańcówce albo weselu. Gdy ciocia była nastolatką, właśnie to zdjęcie wpadło jej w ręce. Rozpoznała na nim swoją mamę, czyli moją babcię. Zastanowiło ją natomiast, kim jest rozbawiony, wyraźnie podchmielony mężczyzna, z którym mama tańczyła. Do głębi poruszona tym, co zobaczyła, natychmiast udała się do rodziców, aby poznać odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Okazało się, że uwieczniony na fotografii posiadacz figlarnego uśmiechu i rozwichrzonej czupryny, to nie kto inny, jak mąż babci, a więc ojciec cioci. Można sobie tylko wyobrażać, że taka odpowiedź wprawiła ją w jeszcze większą konsternację. Chętnie zapytałabym samego zainteresowanego o bliższe okoliczności zrobienia tego zdjęcia, ale niestety dziadek zmarł, zanim przyszłam na świat. Gdy próbowałam dowiedzieć się więcej od babci, odpowiedziała mi tylko uśmiechem, wyrażającym jednocześnie zakłopotanie i rozrzewnienie.
Oglądanie starych fotografii było doświadczeniem ciekawym pod wieloma względami. Poznawałam nie tylko historię swojej rodziny, ale też kraju. We wspomnieniach moich bliskich pojawiły się tematy takie, jak: realia życia w czasie wojny i okupacji, rzeczywistość PRL-u, troska o spokojny byt na przestrzeni lat, a także zwyczaje i rozrywki, które odeszły już w niepamięć. Pośród przeglądanych zdjęć moje szczególne zainteresowanie wzbudziły liczne portrety ślubne i zdjęcia klasowe, również występujące w dużej ilości, gdyż mój dziadek był nauczycielem historii i kierownikiem szkoły. Uwagę przykuwały niemodne już stroje widniejących na nich osób oraz, często zabawne lub dziwne, wyrazy ich twarzy. Bycie fotografowanym stanowiło wówczas wydarzenie niecodzienne i stresujące, szczególnie dla żyjących bez telefonów i bez trosk dzieci. Dzisiejsza powszechna i natychmiastowa dostępność fotografii sprawia, że może zajmować się nią każdy. Fakt, że ktoś robi nam zdjęcie, nie budzi już żadnych emocji. Oczywiście pod warunkiem, że robi je za naszą zgodą, ale to już zupełnie inny temat.
Nigdy nie przypuszczałam, że stół zarzucony fotografiami rodzinnymi może wyzwolić tyle refleksji egzystencjalnych. Czułam się trochę, jakbyśmy siedząc tam przy stole, pochyleni nad zdjęciami, wskrzeszali pamięć o ludziach, których już nie ma. Sądzę, że jedną z oznak dojrzałości człowieka jest potrzeba odkrywania własnej tożsamości. Tożsamość opiera się nie tylko na wartościach wspólnych dla mieszkańców naszego regionu, państwa, czy nawet kontynentu, lecz także tych przejętych po przodkach, z którymi łączyły nas więzy krwi. Rodzina, jako podstawowa komórka społeczna, jest ważna, ponieważ uczy funkcjonowania w społeczeństwie. Ale jest ważna również dlatego, że daje poczucie przynależności do określonego rodu, żyjącego na określonej ziemi. Dzięki zgłębianiu historii przodków możemy czerpać dumę ze swojego pochodzenia, a także zyskać poczucie wspólnoty z tymi, którzy rodzili się i umierali przed nami.