Joanna Bator – pisarka, czytelniczka, biegaczka, estetka
4 min readPisarka, kulturoznawczyni, filozofka, eseistka, laureatka Nagrody Literackiej „Nike” (2013) za powieść „Ciemno, prawie noc”. Mniej oficjalnie: zapalona biegaczka, miłośniczka podróżowania, długich spacerów i zwierząt; kobieta pełna wrodzonego wdzięku oraz ciepła, a jednocześnie tajemnicza, nieustannie zmagająca się ze swoja mroczną siostrą bliźniaczką. Joanna Bator.
Pierwszy raz z twórczością Bator zetknęłam się w liceum na lekcjach języka polskiego i od tej pory bacznie śledzę jej poczynania – zarówno na gruncie literackim, jak i w mediach społecznościowych. Moją czytelniczą przygodę rozpoczęłam od powieści „Piaskowa Góra”, otwierającej tzw. trylogię wałbrzyską, będącą jednocześnie beletrystycznym debiutem pisarki. Debiutem wyjątkowo udanym, dzięki któremu Bator zyskała popularność nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Kolejne części trylogii („Chmurdalia”, „Ciemno, prawie noc”) przypieczętowały sukces autorki, co potwierdzają otrzymane nagrody: szwajcarska Spycher Prize za „Chmurdalię” oraz Nagroda Literacka „Nike” za „Ciemno, prawie noc”.
Elementem spajającym poszczególne utwory jest właśnie Wałbrzych – miasto rodzinne pisarki, do którego postanawia powrócić w swoich powieściach po latach nomadycznych podróży do różnych zakątków świata (m.in. Londynu, Tokio, Nowego Jorku). Jak się okazuje, żadne z nich nie było na tyle znaczące i ważne, by przyjąć miano obrazu – źródła, będącego kluczem do zrozumienia przyjętych przez autorkę postaw życiowych. Snucie dolnośląskiej opowieści umożliwiło Bator rozliczenie z przeszłością, bowiem w wielu miejscach nawiązuje do osobistych przeżyć, a kreacja postaci Dominiki Chmury, głównej bohaterki dwóch pierwszych części trylogii, dziewczyny – odmieńca, może być uznana za alter ego pisarki. W „Chmurdalii” mamy do czynienia z kontynuacją losów nieujarzmionej Dominiki, która postanawia wyruszyć w podróż, by wydostać się poza ograniczoną przestrzeń Wałbrzycha.
Częścią składową sagi rodzinnej Joanny Bator, zasługującą na szczególne uznanie, jest sposób prowadzenia narracji. Narracji opartej na licznych retrospekcjach i konsekwentnym oraz precyzyjnym łączeniu odległych wątków. Umożliwia ona przebywanie w kilku czasach równocześnie, dzięki czemu obcowanie z tekstem poszczególnych powieści nie jest nudną lekturą, czy opowiedzianą w ciągu linearnym historią pewnej rodziny, a trzymającym w napięciu procesie odkrywania tajemnic minionych pokoleń, nierzadko mrocznych i dramatycznych. Ponadto „Piaskowa Góra” oraz „Chmurdalia” są skarbnicami wiedzy o czasach PRL-u: klimacie tego okresu, nawykach ludzi, ich powiedzonkach i sposobie bycia. Obraz minionej epoki przedstawiony jest z perspektywy naocznego świadka, a więc przez samą Joannę Bator. Zaskakuje on szczególnie na płaszczyźnie języka – potocznego, niekiedy zbrutalizowanego, ale przez to autentycznego, będącego kluczowym elementem trudnej egzystencji w komunistycznej Polsce.
Wałbrzyską trylogię zamyka „Ciemno, prawie noc” – powieść kryminalno – psychologiczna, której akcja ma miejsce we współczesnych realiach i nie jest kontynuacją losów rodziny Chmurów. Ponownie pojawia się jednak dolnośląskie miasto rodzinne autorki, tym razem jako tło dla enigmatycznych, mrocznych zdarzeń oraz zmagań protagonistki. Jest nią Alicja Tabor, po latach powracająca do Wałbrzycha – z własną przeszłością, wszechobecnym okrucieństwem i próbą poszukiwania światła, mimo panującej ciemności. Zupełnie inna odsłona twórcza Bator, jednak wciąż interesująca, świadcząca o odwadze do ciągłego eksperymentowania, szukania własnej tożsamości pisarskiej oraz dopuszczenia do głosu mrocznej siostry bliźniaczki.
Joanna Bator jest także admiratorką japońskiej kultury. Kilkukrotne podróże do Tokio stały się inspiracją do napisania reportażu „Japoński wachlarz”, zbioru esejów i felietonów „Rekin z Parku Yoyogi”, a także pierwszej japońskiej powieści „Purezento”. Myślę, że na szczególną uwagę zasługuje ostatnia z wymienionych „japońskich” pozycji. Już sam tytuł: „Purezento”, co znaczy „prezent”, kształtuje sposób myślenia o książce w kategorii literackiego podarunku dla czytelników. Odległa Japonia staje się miejscem, w którym główna bohaterka, w oparciu o kintsugi, czyli japońską technikę naprawiania potłuczonej ceramiki, naprawia własne, wewnętrzne rany. Tak, jak czynią to mistrzowie kintsugi, skleja złotem popękane skorupy osobowości, doświadczając duchowego odnowienia. Książka powstała w zaledwie kilka miesięcy, stając się zbiorem refleksji autorki, jej zachwytów nad estetyką wabi-sabi oraz odbieraniem świata za pomocą zmysłów. Słowem, „wielkie zaskoczenie w duchu zen!”.
„Pisarka, czytelniczka, biegaczka, estetka” – takie wyliczenie można odnaleźć w biogramie na prywatnym Instagramie autorki. Joanna Bator sprawnie operuje słowami, ale i stale chłonie to, co mają do powiedzenia inni twórcy, dzieląc się swoimi „polekturowymi” odczuciami z obserwatorami na Facebook’u tudzież Instagramie. Często wskakuje też w sportowe buty w celu „polatania po lesie” czy „powłóczenia się po chaszczach”. To także estetka, czuła obserwatorka świata, zachwycająca się pięknem przyrody i dbająca o swoich czworonożnych przyjaciół. Właścicielka oka wyczulonego na cząstki niezwykłości w zwykłym życiu, stale celebrująca możliwość bycia tu i teraz, mimo życiowych zawirowań, traumatycznych doświadczeń czy niesprzyjających, pandemicznych okoliczności.
Kiedy myślę o Joannie Bator, to mam przed oczami spotkanie autorskie, podczas którego mogłam wysłuchać jej opowieści o procesie twórczym, pomysłach, planach literackich, a nawet osobiście zamienić z nią parę słów. Na własnej skórze przekonałam się, że Bator jest nie tylko świetną pisarką, ale również inspirującą i interesującą osobą – właścicielką pięknego, szczerego uśmiechu z wrodzoną pasją do odbywania ciągłych podróży – tych rzeczywistych, jak i tych duchowych.