Jutro będziemy szczęśliwi – recenzja filmu
3 min readTrzy podstawowe prawa, które powinny rządzić światem, to: dobro, prawda i piękno. Dzisiaj, kiedy zewsząd atakowani jesteśmy raczej złem, fałszem oraz brzydotą, bardzo trudno odnaleźć to, co racjonalne. Media, szczególnie informacyjne, nie ułatwiają zadania, a w podawanych przez siebie wiadomościach, ścigają się wręcz, kto poda więcej. Życie w takim świecie prowadzi do szaleństwa. Kiedy ma się już dość, warto wygodnie usiąść przed laptopem lub telewizorem i włączyć film. O jednym z nich, będącym ratunkiem w zwariowanych chwilach, piszę w artykule.
Mówi się, że mężczyźni dojrzewają znacznie później niż kobiety. Samuel, główny bohater filmu „Jutro będziemy szczęśliwi”, to (stereo)typowy, korzystający z życia na Riwierze, młodzieniec. Nie stroni od imprez, panienek, a pracę jako kapitan na statku u Samanthy (Clémentine Célarié) traktuje jako idealny wręcz pretekst do miłosnych podbojów. Nie spieszy mu się do ustatkowania, do perfekcji opanował umiejętność okłamywania swojej szefowej, ponadto z łatwością trwoni zarabiane u niej pieniądze. I nagle, w okamgnieniu, Samuel dostaje od życia przyspieszony kurs tego, jak zostać dorosłym. Kiedy zupełnie przypadkowo dowiaduje się, że ma dziecko, a – co więcej – jego matka postanawia je porzucić, mężczyzna musi podjąć się zadania, jakim jest wychowanie ledwo co poznanej córki. Kaliber tej misji okazuje się znacznie cięższy niż to, co znał dotychczas.
Francuski komediodramat, wyreżyserowany przez Hugo Gelina, to remake meksykańskiego tytułu „Instrukcji nie załączono”. Film opowiada poruszającą historię o tym, jak rzeczywistość, którą znamy, może zmienić się w zaledwie kilka chwil. Zmienić wielokrotnie. Główną rolę w europejskiej wersji gra Omar Sy, zdobywca Cezara, aktor dobrze znany między innymi z roli Drissa, opiekuna niepełnosprawnego Philippe’a z „Nietykalnych” – hitu nominowanego do Oskara czy Złotych Globów. Mężczyzna po raz kolejny udowadnia swój talent i to on, jako Samuel, daje widzowi prawdziwą lekcję życia.
Sceneria, w której film został nakręcony, jest naprawdę warta uwagi: razem z bohaterami podróżujemy po Francji i Anglii, gdzie mamy okazję zobaczyć po raz pierwszy bądź przypomnieć sobie krajobrazy nicejskich plaż czy też nowoczesnych londyńskich ulic. To tu, ponownie, poznajemy definicje przyjaźni, miłości, poświęcenia i szeroko pojętej walki. Urokliwe zakątki Riwiery lub, jak kto woli, wielkomiejskość jednej ze światowych stolic, pozwalają przyjąć je z pokorą, ale też mniejszym lękiem… Już pierwsza, jakże znacząca, scena uświadamia nam bowiem rolę strachu w naszym życiu – czy da się go oswoić? – odpowiedź na to pytanie daje seans „Jutra…”.
„Jutro będziemy szczęśliwi” to w końcu film dla widowni w każdym wieku. Uniwersalne przesłanie, przekazywane w nie zawsze konwencjonalny sposób, ma szansę dotrzeć do przedstawicieli każdego pokolenia. Pełna zwrotów akcji i niespodzianek fabuła, w której zdecydowanie nie brakuje scen komediowych, jak i tych bardziej poważnych, powinna zostać doceniona przez nawet najbardziej wymagającego konesera kinematografii. Świadczą o tym choćby oceny w serwisie Filmweb, gdzie ponad 86 tysięcy internautów przyznało produkcji 7,7/10 punktów, co jest naprawdę dobrym wynikiem.
Oryginalny tytuł komediodramatu już po przetłumaczeniu brzmi: „Wszystko zaczyna się jutro”, w Anglii z kolei mówią na niego: „Dwoje to rodzina”. Będąc szczerą, każdy do scenariusza pasuje jak ulał. Dlaczego? – trzeba odkryć to na własną rękę. To dobre remedium na jesienne wieczory: pod kocem, z kubkiem gorącej herbaty i ważną osobą obok film powinien sprawdzić się perfekcyjnie. Śmiech i łzy gwarantowane.