„Trzy kroki od siebie” – film o miłości czy o chorobie?
3 min readKażdego dnia na naszej drodze spotykamy różne przeszkody. Zastanawiamy się, dlaczego to nam przytrafiło się coś złego. Jednak kiedy spojrzymy na innych ludzi, może okazać się, że los nie jest taki okropny. „Trzy kroki od siebie” to film, który pokazuje, jak trudne jest życie z nieuleczalną chorobą.
Ekranizacja powieści autorstwa Lippincott Rachael, która opowiada historię siedemnastolatków chorych na mukowiscydozę. Jest to genetyczna choroba, wpływająca przede wszystkim na układ oddechowy oraz pracę przewodu pokarmowego. Osoby posiadające tę chorobę nie mogą zbliżać się do siebie na odległość mniejszą niż dwa metry. Robią to, aby zmniejszyć ryzyko infekcji krzyżowej.
Kim są bohaterowie?
Stella Grant (Haley Lu Richardson) z pozoru jest normalną nastolatką, jednak choruje na mukowiscydozę, przez co dużo czasu spędza w szpitalu. Mimo nieuleczalnej choroby stara się nie myśleć o śmierci i walczyć z wirusem. Poukładane lekarstwa, plan dnia – robi wszystko, aby żyć jak najdłużej. W szpitalu poznaje swoje przeciwieństwo – Willa Newmana (Cole Sprouse). Chłopak również choruje na mukowiscydozę, jednak posiada on też bakterię (B. Cepacia), która sprawia, że jego życie jest jeszcze bardziej zagrożone. Will udaje, że się z tym pogodził i nie dba o swoje leczenie, bo przecież i tak ma umrzeć. Stella postanawia, że zmieni jego podejście i zachęca go do zmagań z chorobą. Wspólna walka o kolejne dni życia zbliża ich do siebie. Zakochują się, jednak nie mogą zbliżać się do siebie na mniej niż dwa metry.
Czytając opis lub oglądając zapowiedź filmu, spodziewamy się kolejnego ckliwego „love story” dla nastolatków. Jeśli widz po seansie wyjdzie z kina właśnie z takim przekonaniem, to oznacza, że oglądał film bardzo powierzchownie. Historia miłosna prowadzi nas przez życie chorych osób. Oczywiście w ekranizacji nie brakuje czułych słów i ukazania pierwszej miłości nastolatków, którą stawiają ponad wszystko. Jednak to nie ona jest najważniejsza, przynajmniej nie dla mnie.
Opowieść o nieuleczalnej chorobie
Największe znaczenie ma nauka, którą przekazuje ten film. Stella stworzyła kanał na YouTube, aby pokazać ludziom, jak wygląda życie osoby chorej na mukowiscydozę. Tłumaczy na nim czym jest ta choroba oraz jak wygląda leczenie. Ten film tak jak jej kanał ma uświadomić innym, z czym borykają się ludzie z mukowiscydozą. Co najważniejsze ekranizacja jest głównie skierowana do młodzieży i to do nich trafia ten przekaz. Widzowie mają dowiedzieć się, czym jest mukowiscydoza i że jej leczenie może tylko przedłużyć życie jej nosicieli, a nie ich uratować.
Will i Stella to dwie zupełnie różne osoby, które mają ten sam problem. Ich życie może zakończyć się w każdej chwili. Przedstawiają oni zupełnie różne wizje ludzi chorych. Stella to mądra, wrażliwa dziewczyna, która mimo świadomości o nieuleczalności mukowiscydozy chce walczyć. Przyporządkowuje całe swoje życie chorobie. W trakcie trwania filmu historia o jej życiu rozwija się i dowiadujemy się, co wpłynęło na jej postawę. Will udaje aroganckiego chłopaka, którego nic nie obchodzi. Po co ma stosować zalecenia lekarzy, jeśli i tak umrze. Mamy też trzecią postać – Poe (Moises Arias). To homoseksualista, który stosuje się do zaleceń lekarzy, ale jednocześnie potrafi się bawić. Jest wyluzowany i wiecznie uśmiechnięty. W prawdziwym życiu ludzie też różnie reagują na choroby i nie należy o tym zapominać, a wspierać ich.
Czy warto obejrzeć ten film?
Uważam, że tak. Trudno jest się do czegokolwiek przyczepić, bo za aktorzy grający głównych bohaterów, jak i drugoplanowi wykonali świetnie swoją robotę. Potrafili sprawić, że na ustach widza pojawiał się smutek, ale także uśmiech. W dodatku, jeśli pójdziemy do kina, to nie tylko odpoczniemy, ale też wyniesiemy z tego jakąś naukę. Mnie ten film skłonił do poszukania informacji o mukowiscydozie, może na innych też tak wpłynie.
Film został obejrzany dzięki uprzejmości sieci kin Helios.