Jacob Flâneur: „Jest dobrze, a pod tą odpowiedzią kryje się olbrzymia góra lodowa”

Chłodne kwietniowe popołudnie, mała kawiarnia w centrum Gdyni. Z Dawidem Jakubowskim spotkaliśmy się, by porozmawiać o jego muzyce i płycie „Co tam?”, która właśnie ujrzała światło dzienne. Jedno jest pewne – zarówno słuchanie twórczości Dawida, jak i rozmowa z nim to prawdziwa przyjemność, a ksywa Jacob Flâneur niebawem stanie się rozpoznawalna!

Co tam?

Generalnie u mnie ZAWSZE wszystko jest DOBRZE. Odpowiedź na to pytanie jest o tyle ciekawa, że możesz wybrać dowolną narrację swojego życia i dopasować ją do swojego słuchacza i aktualnego nastroju.

Z jednej strony bardzo lubię to pytanie, z drugiej –  nienawidzę.

Skąd wzięła się taka rozbieżność w Twoich odczuciach?

Rzadko jestem pewien, na ile ktoś faktycznie chce wysłuchać tego, co tam u mnie. Kilka razy pozwoliłem sobie na taki eksperyment, w którym jakiś dalszy (bardzo dalszy) znajomy zapytał „co tam?” i totalnie popłynąłem. Akurat miałem słabszy okres w życiu i opowiedziałem o tym wszystkim ze szczegółami w zasadzie tylko po to, by sprawdzić reakcję na mój mroczny kosmos.

Bardzo lubię eksperymentować ze sobą i otoczeniem. Wystawiam czasami na takie opowieści ludzi spotkanych w autobusach, pociągach lub w recepcji siłowni, do której chodzę. Nie znam granic jeśli chodzi o nawiązywanie kontaktu z ludźmi gdziekolwiek jestem.

Powiedz mi, skąd wziął się tytuł albumu – „Co tam?”?

Właśnie stąd.

Właśnie stąd?

Dokładnie tak. Tytuł wziął się z tego pytania, które słyszymy wszyscy i każdy może  odpowiedzieć to, co tylko zechce. Tworzymy różne narracje dla różnych osób, które spotykamy na swojej drodze. Ten tytuł wziął się też z tego, że najczęstszą odpowiedzią na to pytanie są same pozytywy – takie mam wrażenie. Gdy ktoś pyta się: „co tam?” to prawie zawsze jest dobrze, fantastycznie. Rzadko wchodzi się w głębię i o tym jest cała płyta. O tym jest też głównie pierwsza piosenka – „Dobrze”. Przez długi czas nie chciałem w ogóle publikować tego kawałka, bo czułem, że za wiele tam powiedziałem. Cały numer jest ucieczce, o tym jak rozwód moich rodziców wpłynął na moją rzeczywistość. Nie do końca chciałem się z tym uzewnętrzniać, ale w końcu uznaliśmy z zespołem, że jest to po prostu dobry utwór. O tym, o czym jest ta piosenka, o tym samym jest w zasadzie cała płyta – że jest dobrze, a pod tym wszystkim kryje się olbrzymia góra lodowa.

Każdy numer, zarówno „Dobrze”, jak i wszystkie pozostałe, rozpoczyna się fragmentami rozmów telefonicznych. Skąd wziąłeś pomysł na taką formę?

Ja wierzę w totalną zależność wszystkiego od wszystkiego, że ludzie tworzą jedną tkankę. Uważam, że moje piosenki nie są do końca moje – ja jestem tylko przetwornikiem tego, co słyszę. Zawsze staram się spytać ludzi, co tam u nich i wychwycić ciekawe rzeczy. Każda z nich jest kolejną cegiełką, którą dokładam do swojej osoby i wiem, że użyję tego kiedyś w rozmowie z kimś innym jako część swojej opowieści. Myślę, że właśnie stąd wzięła się ta forma, z tej zależności ludzi od siebie i tego, że to tak naprawdę oni i nasze wzajemne relacje tworzą moje piosenki. Ja potem przekładam to po prostu na słowa, rymy, melodie.

Ciekawiło mnie to, bo nie potrafię sobie przypomnieć, żeby ktoś tak konsekwentnie przez cały album trzymał się tego typu koncepcji. I mimo że to jest tylko sześć numerów, mega spójnie się to wszystko układa.

Cieszy mnie to. Niewiele osób do tej pory słyszało tę płytę, bo jeszcze nigdzie jej nie publikowaliśmy, także wgląd do niej mieli tylko twórcy i zaledwie kilka osób z zewnątrz. Wiesz, siedząc w procesie tworzenia nie do końca wiesz, czy to jest spójne, czy to jest fajne – można się w tym zagubić bardzo mocno i stracić perspektywę.

W końcu, pracując nad czymś dłuższy czas, człowiek przestaje patrzeć na to obiektywnie.

Zdecydowanie tak. Dlatego mam taki zwyczaj, że odkładam rzeczy na jakiś czas. Nigdy nie publikuję niczego od razu. Piosenki z „Co tam?” napisałem i nagrałem jakoś rok temu. Potem pracowaliśmy nad resztą rzeczy: miksem, masteringiem, szatą graficzną, teledyskami, które tworzyliśmy razem z moimi przyjaciółmi. Cały proces trwał bardzo długo.

Rzeczywiście dobrze jest odłożyć to, co się tworzy na jakiś czas i po przerwie spogląda się na to zupełnie inaczej, ma się zdecydowanie świeższe spojrzenie.

Bo z twórczością jest jak z narkotykami. Kiedy na przykład palisz jointa, wpadasz na genialne pomysły, a gdy spiszesz je sobie i spojrzysz na nie następnego dnia to często okazuje się, że wcale nie są aż tak genialne. Dlatego warto wyjść z tego haju i trzeźwym okiem spojrzeć na swoją twórczość i wtedy ocenić czy jest dobra, prawdziwa, rzetelna.

Zmienię już trochę temat i podzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami. Słuchałam całej płyty i choć teraz widzimy się pierwszy raz, to w swoich piosenkach uzewnętrzniłeś się na tyle mocno, że mam wrażenie, jakbym Cię już całkiem nieźle znała.

I co jesteś w stanie już teraz powiedzieć na mój temat?

Wiesz, wydaje mi się, że masz dwie twarze. Jedna jest taka poważna – dorosły facet w pracy, a to drugie oblicze to takie zagubione w świecie dziecko.

Zdecydowanie tak. Potrafię być poważny, potrafię robić rzeczy dorosłe, ale to nie jest do końca świat, w którym się odnajduję. Nie wydaje mi się, żeby to był jakiś ewenement. Cała płyta „Co tam?” jest o dorastaniu, o zderzeniu z dorosłą rzeczywistością. Wszystko tam jest o tym momencie życia, w którym byłem, jestem i jeszcze przez jakiś czas będę.

„Pewna piękna dama zapytała się ostatnio na jakim etapie życia jestem. Jestem na etapie, że szczerze kurwa nie wiem” – z tym wersem mogłoby się utożsamić wiele osób.

Wydaje mi się, że nikt tak naprawdę niczego nie wie.

No tak, kiedy mieliśmy po 15 lat wydawało, nam się, że 25-latkowie już są dorośli i wszystko wiedzą.

To jest ten moment, w którym dowiadujesz się, że nie ma żadnego przycisku, który zmienia dziecko w dorosłego. To jest proces, który cały czas trwa. Wracając jeszcze do tego, że nikt niczego nie wie, byłem ostatnio kilka dni w Stambule i chwyciłem Koran. Zacząłem go czytać, zacząłem czytać też fragmenty Biblii. To jest esencja naszej niewiedzy. Ludzie tak bardzo nie wiedzą, że wymyślili coś, aby lepiej się poczuć ze światem i swoją w nim obecnością. Nikt tak naprawdę nic nie wie. Ja też nie wiem prawie niczego, nie walczę też o to, żeby ktoś myślał tak jak ja, albo żeby ktoś myślał cokolwiek na mój temat – nie rusza mnie to.

Ja właśnie mam nieco inaczej – bardzo stresuję się tym, co ktoś pomyśli o mnie, o tym co robię. Wiadomo, nie jest tak, że każdemu da się dogodzić, ale stresuje mnie to, że ktoś zacznie hejtować, ktoś skrytykuje. Nie boisz się tego, że spotka Cię to po premierze płyty?

Różne rzeczy ludzie mówią i będą mówić. Nie wiem czy to jest coś, czego należy się bać, ale czasem faktycznie jest mi przykro, gdy ktoś zaatakuje moją twórczość. Myślę nad tym, kminię, ale wierzę, że w takich rzeczach też można znaleźć sporo wartości dla siebie – może nie w takim bezmyślnym hejcie, ale w konstruktywnej krytyce jak najbardziej. Lubię słuchać krytyki na swój temat, to mnie hartuje i sprawia, że dostrzegam więcej.

To prawda, z konstruktywnej krytyki można wyciągnąć sporo dobrego.

Tak, dokładnie. Też staram się to robić.

Po przesłuchaniu całej płyty, a w szczególności kawałka „Dziś”, wydaje mi się, że w życiu kierujesz się filozofią stoicką. Dobrze myślę?

A o czym według Ciebie jest ta piosenka?

Wydaje mi się, że ten przekaz jest dosyć prosty – nie przejmujesz się tym, co będzie jutro czy pojutrze, że nie warto o tym myśleć, bo wszystko może się zmienić i to też trzeba jakoś przyjąć, a liczy się tylko to, co jest dzisiaj.

Bardzo lubię słuchać, co ludzie myślą o tym, co tworzę, bo często jest to dla mnie zaskoczenie, interpretacji są tysiące. Wracając do pytania, to tak, o tym jest ta piosenka, ale też o moim strachu. Wszystko, co tam można usłyszeć o tym, że nie boję się miłości i innych rzeczy, to prawda jest taka, że właśnie tego się boję. Powiedziałbym nawet, że ta piosenka jest zaklinaniem rzeczywistości. Bardzo boję się miłości, zaangażowania, wielu rzeczy się boję. Jestem nimi przerażony.

Myślę, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że człowiek boi się miłości.

Im jesteśmy starsi, to z tą miłością jest coraz trudniej. Jest wiele lęku, ludzie się boją, kalkulują, mają różne oczekiwania i różne doświadczenia, więc nie wiesz, z czym się tak naprawdę zderzasz. Spotykając kogoś w liceum to wszystko jest w miarę świeże i można się uczyć siebie nawzajem. Teraz jest już trochę inaczej, ale też jest fajnie.

Wydaje mi się, że zawsze jest fajnie, gdy się kogoś na swojej drodze spotyka. Nowe znajomości, doświadczenia – to jest bardzo fajne.

Ja w ogóle uwielbiam ludzi, dlatego jest ich tylu na mojej płycie.

Właśnie, na płycie wyraźnie zaznaczyłeś, choćby przez wypowiedź znajomej, swoją podróż do Indii. Wydarzyło się tam coś niezwykłego?

Wszystko było niezwykłe. Ta podróż totalnie zmieniła moją perspektywę na rzeczywistość. Ostatnio ktoś mi powiedział, że jestem „akwizytorem słońca” i myślę, że to właśnie ta wyprawa namaściła mnie do piastowania tego tytułu. Wcześniej dużo jeździłem po Europie, ale tu wszystko jest mniej więcej podobne. Do Indii poleciałem solo na dłuższy czas i to było zderzenie z czymś zupełnie innym.

A czy przy tworzeniu tej płyty inspirowałeś się kimś z polskiej sceny rapowej?

Bezpośrednio nie, ale pośrednio na pewno. To chyba jest nieuniknione, że każdy artysta jest stworzony z innych artystów, których lubi.

W którymś momencie czułam w tym wszystkich trochę Ostrego.

Tak, na pewno można go w tej mojej muzyce wyczuć. Wychowałem się na jego muzie, byłem na kilkudziesieciu koncertach, mieliśmy nawet okazję się poznać i dłużej porozmawiać. Także zdecydowanie jest jedną z moich największych inspiracji.

Kto jeszcze mógł się w tych pośrednich inspiracjach znaleźć?

Na pewno Atmosphere – dwójka gości ze Stanów. Jestem ich wielkim fanem. Oni są tacy zwykli, a ja tą zwykłość bardzo lubię.

Powiedz mi jeszcze, proszę, skąd wziął się pomysł na właśnie taką, a nie inną okładkę albumu?

Nagi model człowieka, brak konkretnej twarzy, brak imienia i nazwiska postaci. Te historie są nasze, choć pisane przeze mnie i na podstawie moich przeżyć. Wierzę, że to co czuję ja mogą czuć też pozostałe miliardy na naszej planecie. Nie jestem wyjątkowy, po prostu ja tworzę piosenki, a ktoś inny, dla przykładu, piecze chleb.

Dlaczego kolor żółty?

Energia. Mam jej w sobie kosmicznie dużo. Na tyle, że potrafię pracować na 3 etaty, tworzyć piosenki, teledyski, albumy, ogarniać sesje zdjęciowe, grać koncerty, uczyć się śpiewu i kompozycji, biegać, chodzić na siłownię, randki, do kina, na slamy poetyckie, podróżować po całym świecie, kochać na zabój i nie nienawidzić prawie wcale.

Autorem okładki jest mój przyjaciel – Marcin. On to wszystko po prostu wie.

Płytę „Co tam?” można zamawiać na stronie domdwazero.com lub odsłuchać za darmo na YouTube w pełnej wersji reżyserskiej lub we wszystkich serwisach streamingowych w postaci singli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście − 10 =