Trzeba na to zapracować – wywiad z Moniką Kozłowską
5 min readMonika Kozłowska jest tancerką pochodzącą z Gdyni z najwyższą klasą Mistrzowską Międzynarodową w stylach Jazz Dance, Modern & Contemporary Dance oraz Show Dance. W dniach 23-26 sierpnia 2018 roku jako reprezentantka Polski zdobyła aż dwa złote medale podczas Pucharu Świata International Dance Organization w Korei Południowej. W przeprowadzanym wywiadzie zdradziła nam tajniki swojego sukcesu oraz drogę, którą przebyła by go osiągnąć.
Jak przebiegały Twoje ostanie zawody Pucharu Świata IDO w Korei?
Sam wyjazd był w pełni fundowany przeze mnie, a odbył się pod koniec sierpnia. Na początku była kategoria Jazz Dance. Zawody rozpoczęły się rano, wtedy też wystartowałam. Pokazałam się bardzo dobrze i zdobyłam pierwsze miejsce.
Byłam tym zaskoczona, ale stanęłam na pierwszym stopniu podium mogąc zaśpiewać hymn Polski. Byłam bardzo dumna, że mogłam reprezentować Polskę jako jedyna polka w tak odległym kraju i na tak prestiżowych zawodach. Przyjechało na nie 600 tancerzy z 16 różnych krajów świata, a to właśnie mi udało się zaprezentować najlepiej. Drugiego dnia odbyły się zawody w kategorii Show Dance, podczas których zostałam dobrze odebrana. Tym samym wywalczyłam pierwsze miejsce.
Na tych zawodach byłam sama, ale nie czułam się samotna. Był tam prezes Polskiego Związku Tańca Zbigniew Zasada, który mnie wspierał. Później też przyjechali moi przyjaciele i przez tydzień wspólnie zwiedzaliśmy ten kraj. Robię tak bardzo często. Łącze taniec i podróże. Jeśli już gdzieś wyjeżdżam, to zabieram większą ilość pieniędzy, by móc tam pobyć dłużej i pozwiedzać.
Od czego to wszystko się zaczęło?
W wieku 5 lat mama zaprowadziła mnie na gimnastykę artystyczną do klubu UKS Jantar Gdynia. Tam też później trenowałam przez 11 lat. Byłam zawodniczką klasy mistrzowskiej, a największym gimnastycznym osiągnięciem jakie zdobyłam, były dwa złote medale w Drużynowych Mistrzostwach Polski.
Jak to jest poświęcić tyle lat ćwiczeniom?
Ćwiczę od 20 lat, czyli prawie całe moje życie. Wszystko zaczęło się od gimnastyki. Jednak po 11 latach zdarzyła się kontuzja i musiałam przestać trenować. Miałam operacje kolana i potem zastanawiałam się, co mogłabym robić dalej. Moja mama podsunęła mi pomysł kursu Salsy i bardzo mi się to spodobało. Trenowałam tam przez jakiś czas i brałam udział w zawodach regionalnych. W tym samym czasie zaczęłam chodzić na kurs tańca Jazzowego. Tam też zaczęłam startować w zawodach, jednak nie tylko w grupie, ale i solo.
Później stwierdziłam, że mogę spróbować swoich sił na zawodach ogólnopolskich a dokładnie na Krajowych Mistrzostwach Polski IDO w Jazz Dance. Był to 2013 rok. Poziom tam był bardzo wysoki, a że ja dopiero zaczynałam, nie przeszłam żadnej rundy. Nie przejmowałam się tym. Ważny był dla mnie fakt, że mogłam zobaczyć jak tańczą najlepsi w Polsce tancerze.
A czy ta porażka pozostawiła Ci jakąś traumę?
Nie, skądże. Bardziej dała mi taką pozytywną energię i chęć do tego, by dalej działać. Byłam zadowolona, że mogłam wystąpić na scenie wśród tak dobrych tancerzy, podziwiać ich i zobaczyć jak się prezentują oraz jak tańczą. W przypadku jazzu (Jazz Dance) oraz zawodów krajowych, poziom jest bardzo wysoki i warto tam pojechać nawet po to, by zobaczyć jak inni na nich tańczą.
Po powrocie z tych zawodów dalej szukałam miejsca, w którym mogłabym się rozwijać i tak znalazłam moją obecną trenerkę Dorotę Puchowską, z którą współpracuję od kilku lat w R&D Studio Tańca SPIN Rumia. Mogę powiedzieć, że był to długi okres, ale przez ten czas dużo się działo. Jeździłam na zawody, poznawałam nowych ludzi, trenowałam z najlepszymi. Motywacją nie było zdobywanie żadnych medali czy pucharów tylko doskonalenie siebie, bycie zadowolonym ze startów i sprawdzanie się w tym.
Wspominałaś o trenerach. Czy przez czas ćwiczeń wspierali Cię?
Wspierali mnie na każdym etapie w gimnastyce i w tańcu. Trenerzy zawsze odgrywali ważną rolę i mieli duży wpływ na mój rozwój i charakter. Dzięki nim przez te 20 lat treningów nauczyłam się wytrwałości i dążenia do celu. Powtarzano mi, że nie warto się załamywać tylko przetrwać i iść dalej.
To bardzo sprawdza się w normalnym życiu. Poza tym trenerzy mobilizują, motywują i w chwilach załamania potrafią zachęcić do dalszej pracy. Muszą być obecni, bo dużo od nich zależy, ale bez własnej ciężkiej pracy wiele się nie zdziała. Dobry, mądry trener i specjaliści to klucz do sukcesu i uniknięcia kontuzji.
A jak to wygląda z czasem wolnym, masz okazje spotykać się z przyjaciółmi?
Treningi odbywają się 6 razy w tygodniu. Przed ważnymi zawodami nawet dwa razy dziennie. W czasie tygodnia tego czasu wolnego jest bardzo mało. Jednak w wakacje staram się wolny czas organizować tak, by móc spotykać się z przyjaciółmi.
Moją odskocznią od codzienności są podróże, gdy jest przerwa między zawodami, organizuje z przyjaciółmi wyjazdy. Są moim relaksem oraz odpoczynkiem od życia codziennego i treningów.
Jesteś szczęśliwa z tego, co robisz?
Tak, jestem szczęśliwa, jest to moja pasja. Lubię występować na scenie. Medale i puchary są w domu, jednakże nie liczę ile jest pierwszych, drugich, a ile trzecich. Najbardziej liczy się mój rozwój i to bym uniknęła kontuzji.
A co do dwóch zdobytych medali, nie sądzę, że coś się może udać lub nie udać. Trzeba na to po prostu zapracować i dobrze się zaprezentować. Najbardziej czułam satysfakcję po prostu z tego, że tam jestem i dobrze przedstawiłam to, czego się nauczyłam. Pierwsze miejsca to taki element dodatkowy, naprawdę zaskakujący.