Muzyczne podsumowanie 2018 roku

Kolejny rok zbliża się ku końcowi, więc wypadałoby go podsumować. W 2018 wiele działo się w branży muzycznej, zarówno polskiej, jak i zagranicznej. Kto zasłużył na wyróżnienie?

Nie było łatwo znaleźć muzycznych faworytów 2018 roku. Poniżej subiektywny ranking, w którym odnajdziecie zagranicznych artystów, jak i osoby z rodzimego podwórka. Tych, którzy odnieśli komercyjny sukces oraz niszowych twórców.

The Dumplings przeniosło słuchaczy do raju

Justyna Święs i Kuba Karaś udowadniają, że elektropop nie musi być nudny i tandetny. „Raj”, który miał premierę we wrześniu, jest trzecią płytą w dorobku zespołu i w jej skład wchodzi osiem piosenek. Singlem promującym ich nowy nabytek muzyczny jest kawałek o tym samym tytule, do którego także powstał teledysk. Autorką wszystkich tekstów jest wokalistka The Dumplings, która pomimo młodego wieku ma bardzo dojrzały i charyzmatyczny głos.

Niektóre utwory nadają się idealne do tańczenia, jak chociażby „Frank”, inne zaś świetnie wpasują się w klimat chłodnych i refleksyjnych wieczorów. Za fasadą zabawy i lekkości wyłania się mrok, który spowija praktycznie cały album. Zabierz mnie tam, gdzie głos obowiązku a kompletny serca brak. Zabierz mnie tam, gdzie ciało nie płonie – w „Tam gdzie jest nudno, ale gdzie będziemy szczęśliwi” mamy okazję usłyszeć również wokal Kuby, który hipnotyzuje. Najlepszą kompozycją tego wydawnictwa jest „Przykro mi”. Nie brakuje w niej elektropopowej nutki, ale największym atutem i tak jest świetny tekst i nostalgiczna aura.

Małomiasteczkowy sukces

Dawid Podsiadło po prostu pozamiatał! 25-letni wokalista już na samym początku swojej kariery wzbudził ogromną sympatię. Zwyczajny koleś z sąsiedztwa, szczery, często uroczy i przezabawny, w dodatku piekielnie utalentowany i dający muzyczny powiew świeżości – tak można go najkrócej opisać.

Słuchacze niecierpliwie oczekiwali na jego nowy album. Kiedy tylko ukazał się singiel „Małomiasteczkowy”, ludzie oszaleli. Chyba nie było takiej osoby, która nie zanuciłaby tego pod nosem. Ta piosenka opanowała rozgłośnie radiowe. Później pojawił się kolejny hit, który szturmem podbił serca fanów. Może „Nie ma fal”, ale jest za to ponad 17 milionów wyświetleń na Youtube.

Najlepszym utworem z tej płyty okazuje się jednak „Nie kłami”, w której Dawid śpiewa o rozstaniu. To nigdy nie powtórzy się, nie będę ciebie szukał w niej – w głosie Podsiadły smutek jest wręcz namacalny. Trzeba również przyznać, że Dawid wie, jak zadbać o PR. Akcja ze sprzedażą płyt w kiosku, czy mural z krzyżówką okazały się zręcznym sposobem na zareklamowanie małomiasteczkowego krążka. Dawid Podsiadło, nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni, odniósł komercyjny sukces.

Melancholijny The Weeknd

Abel Tesfaye, znany szerokiemu gronu jako The Weeknd, nie dał w tym roku o sobie zapomnieć. W marcu, po półtora roku od wydania płyty, która zapewniła mu komercyjny sukces, powrócił z sześcioma utworami. Swoje najnowsze muzyczne wydawnictwo zatytułował „My Dear Melancholy” i trzeba przyznać, że smutek oraz mrok doskonale współgrają z wizerunkiem tego artysty.

Zapierający dech w piersi wokal, zestawiony z R&B oraz domieszką elektroniki okazują się ciekawym połączeniem. The Weeknd powrócił do korzeni. EP-kę można porównać do „Trilogy”, czyli kompilacji trzech mixtape’ów z 2011 roku. Jego początkowa twórczość emanowała tajemniczością, mrokiem, intymnością. Kanadyjczyk często śpiewał o nieszczęśliwej miłości, próbie zapomnienia i osobistych przeżyciach. Później poszedł nieco bardziej w stronę mainstreamu, a numer „Starboy” zyskał duże uznanie. Niestety, brakowało w nim tej wrażliwości i autentyczności, które powróciły w tegorocznym krążku.

W „My Dear Melancholy” wyśpiewał to, co leżało mu na sercu. „Call Out My Name” to ballada, utrzymana w klimacie R&B, świetnie zagrana na pianinie. Z kolei „I Was Never There” jest już bardziej nacechowane elektronicznie. To dzięki współpracy z francuskim DJ-em – Gesaffelsteinem. Kolejnym owocem połączenia ich sił jest „Hurt You”, natomiast „Wasted Times” zostało stworzone wspólnie ze Skrillexem. „Try Me” i „Privilege” idealnie wpasowałyby się w erę trylogii, są bardzo klimatyczne, wręcz zmysłowe.

Poznajemy kilka oblicz piosenkarza – poczynając od mężczyzny zranionego, wręcz zniszczonego przez miłość, kończąc na osobie, która szuka zapomnienia w krótkotrwałych relacjach. What makes a grown man wanna cry? What makes him wanna take his life? – artysta śpiewa w „I Was Never There”. Natomiast w „Hurt You” słyszymy: And now I know relationship’s my enemy, so stay away from me.

Indie rock w brytyjskim wydaniu

Kolejna minipłyta, ale nie osiągnęła aż tak dużego rozgłosu. A szkoda, bo chłopcy z Nothing But Thieves to niebywale utalentowani artyści i ponownie nie zawiedli. Generalnie ich muzykę można w największym skrócie określić jako połączenie stylu Arctic Monkeys z The Neighbourhood. Zarówno fani brzmień alternatywnych, jak i rocka powinni być zainteresowani tą brytyjską formacją. „What Did You Think When You Made Me This Way” składa się co prawda tylko z czterech piosenek, ale muzycy nadrabiają jakością.

Conor Mason – wokalista, raz uwodzi głosem, innym razem drze się w niebogłosy. W każdym przypadku słucha się go z ciarkami na skórze. Najwcześniej ukazał się „Forever & Ever More”, utwór, do którego nagrano teledysk. Słychać w nim zdecydowane rockowe brzmienie. Podobnie jest w „Gods”, które rozpoczyna się co prawda spokojnie, ale w refrenie zarówno warstwa muzyczna, jak i głos Conora stają się bardziej szalone i głośniejsze. „You Know Me Too Well” jest w dużej mierze popowym kawałkiem, ale to go w żaden sposób nie dyskredytuje. Chłopcy nie ograniczają się do jednego gatunku, pokazują, że mogą wypaść dobrze w wielu odsłonach. „Take This Lonely Heart” wyróżnia się na tle pozostałych kompozycji z „WDYTWYMMTW” subtelnością i spokojem. Najnowszy repertuar Brytyjczyków to przede wszystkim świetne riffy, dobre teksty i duże pokłady energii.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

czternaście − 5 =