„Daredevil” powraca z hukiem – recenzja 3 sezonu
5 min readCzęsto z serialami jest tak, że pierwszy sezon zachwyca, a kolejne odsłony nie powalają już na kolana. Im więcej odcinków, tym więcej rozczarowań. Nie rzadko dzieje się tak z produkcjami Netflixa. Na szczęście „Daredevil” nie należy do tego niechlubnego grona. Wręcz przeciwnie, trzeci, najnowszy sezon okazuje się najlepszym z dotychczasowych. Czym zaskakuje?
Widzowie na całym świecie niecierpliwie czekali na kolejną dawkę przygód Diabła z Hell’s Kitchen. Po finale crossovera „The Defenders”, w którym Matt Murdock walczył u boku Jessiki Jones, Iron Fista i Luke’a Cage’a przeciwko Ręce, fani zamartwiali się najbardziej o postać prawnika. Dalsze losy Daredevila były niepewne. Ponadto ciekawość publiczności została podsycona teaserem na końcu ostatniego odcinka „Iron Fista”, w której mogliśmy ujrzeć naszego niewidomego bohatera. Trzeci sezon produkcji można porównać do Odysei – Matta czeka długa droga, by odzyskać zaufanie przyjaciół i stanąć na nogi.
Minęło kilka miesięcy od wydarzeń, w których Daredevil (Charlie Cox) wraz z trójką kompanów walczyli przeciwko mitycznej organizacji. Karen (Deborah Ann Woll) i Foggy (Elden Henson) trwają w nadziei, że ich najlepszy przyjaciel nie zginął pod gruzami Midland Circle. Jednak z dnia na dzień coraz trudniej im utrzymać się w tym przekonaniu. Nie mają pojęcia, że Matt znajduje się w Nowym Jorku i dochodzi do zdrowia w sierocińcu, w którym spędził dzieciństwo. W tym czasie Wilson Fisk (Vincent D’Onofrio) siedzi w więzieniu i obmyśla plan, jak się stamtąd wydostać. Kiedy mu się to udaje, Murdock postanawia wkroczyć do akcji i pokrzyżować plany gangsterowi. Fisk jest mimo wszystko sprytniejszy i potrafi dobrze wykorzystać swoje wpływy. Ma w garści całe FBI. I tu pojawia się dwójka agentów: Ray Nadeem (Jay Ali) i Ben Poindexter (Wilson Bethel). Ten pierwszy jest postacią wzbudzającą sympatię. Natomiast Dex, namówiony przez Fiska, przywdziewa czerwony strój Daredevila i staje się Bullseyem.
Mamy tutaj poniekąd powtórkę z pierwszej odsłony serialu – znowu głównym rywalem Diabła Stróża jest Wilson Fisk, zwany także Kingpinem. Absencja tego złoczyńcy była odczuwalna w drugim sezonie. Trzeba przyznać, że marvelowskie produkcje na Netflxie mają ciekawe i charyzmatyczne czarne charaktery. W „Jessice Jones” jest to Kilgrave, w „Iron Fiscie” Davos, a „Luke Cage” zaserwował nam świetną kreację Cottonmoutha czy Bushmastera. Jednak Fisk jest najbardziej wyrazisty. Z całą pewnością dużą zasługą jest gra aktorska Vincenta D’Onofrio. Wilson wydaje się na pierwszy rzut oka po prostu potworem, który z zimną krwią może zabić człowieka. Wbrew pozorom ma też romantyczną naturę – jest bezgranicznie oddany Vanessie. To postać pełna sprzeczności i niedopowiedzeń.
Oprócz starcia Daredevil kontra Kingpin pojawiają się inne wątki. Na szczęście nie przysłaniają głównego toru i są interesującym wzbogaceniem fabuły. Dowiadujemy się o przeszłości Karen – ta złota dziewczyna skrywa sekret, który odcisnął na niej piętno. Poznajemy jej historię w odcinku 10, który jest nawet zatytułowany jej imieniem. Dużo osób nie przepada za nią, ale w mojej opinii jest to najlepsza kobieca kreacja w serialu. O wiele ciekawiej ogląda się sceny z nią niż z Elektrą w drugim sezonie. Nie można zapomnieć o Foggym, którego po prostu nie da się nie lubić. Ten poczciwy prawnik próbuje na własną rękę rozprawić się z Fiskiem. Również przybliżone zostają wątki nowych postaci – Nadeema i Poindextera. Ray Nadeem zostaje przedstawiony nie tylko jako agent FBI, ale również jako mąż i ojciec. Natomiast Dex okazuje się psychopatą. Jego postać przypomina nieco Mary Walker z drugiego sezonu „Iron Fista”.
Przy takim serialu warto wspomnieć o scenach walk. „Daredevil” słynie z brawurowych i zapierających dech w piersi fragmentach. I w nowym sezonie nie zawodzi pod tym względem. Nie brakuje adrenaliny. Chyba najlepszą i najbardziej zapadającą w pamięć sceną jest starcie Diabła z Kingpinem i Bullseyem. Dwóch mocnych przeciwników. Sytuacja jest jeszcze o tyle skomplikowana, iż rywale Matta są, delikatnie mówiąc, negatywnie do siebie nastawieni. Dex chce zabić Fiska, na co Matt nie może pozwolić. Ponadto twórcy stawiają tutaj poniekąd na pewnego rodzaju realizm. Może to brzmieć nieco absurdalnie, gdyż patrząc na te wszystkie sceny, w których główny bohater (notabene niewidomy!) wręcz fruwa, to mimo wszystko nie wychodzi bez szwanku. Wystarczy spojrzeć na jego twarz, z której siniaki tak szybko nie schodzą. Nie jest nieśmiertelny jak Iron Fist i kuloodporny jak Luke Cage, co czyni go po części zwyczajnym facetem.
Dotychczas „Daredevil” nie skupiał się tak bardzo na psychice protagonisty. Co prawda przewijały się retrospekcje z jego przeszłości, które zaznaczały, że jego życie nie było, nie jest i nie będzie usłane różami. Jednak dopiero w trzecim sezonie zaakcentowano jego walkę z sobą. Mierzył się z niejednym potworem, ale wewnętrzne rozterki okazują się najtrudniejsze. Demony przeszłości go dręczą, w dodatku tli się w nim tęsknota za Elektrą, zaakcentowana na początku. Poza tym przez przypadek odkrywa tajemnicę, którą inni zatajali przez całe jego życie. Również ważny jest fakt, iż inna osoba przywdziewa jego strój. Myśl, że to on najpierw go ubrał, by potem ktoś obcy w nim miał dokonywać niewyobrażalnych rzeczy, napawa go obrzydzeniem.
Praktycznie przez wszystkie odcinki czeka się na moment wielkiego pojednania wspaniałej trójki Matta, Karen i Foggy’ego. Miło spogląda się na ich przyjaźń, zwłaszcza podczas seansu pierwszego sezonu. W najnowszych odcinkach tego trochę brakuje. Przyjaciele muszą na nowo zaufać Mattowi, a jego decyzje i postępowanie im tego nie ułatwia. Na szczęście w końcu pojawia się „reunion”. Zwłaszcza świetne są sceny z duetem Matt-Karen. Pomiędzy tą dwójką można wyczuć chemię.
Widzowie liczą na kolejną część perypetii Diabła Stróża. Siostrzane produkcje, czyli „Iron Fist” i „Luke Cage” zostały skasowane. Mimo wszystko wydaje się, że taki los nie spotka „Daredevila”, który jest oceniany jako jeden z najlepszych seriali Netflixa. Podpisuję się pod tą opinią i gorąco zachęcam do seansu. Kojarzysz zasadę „tylko jeden odcinek i się pouczę”? Przy „Daredevilu” to nie podziała.