Jest dobrze – recenzja „Kobiety mafii”
4 min read„Kobiety mafii” to kolejny gangsterski film Patryka Vegi, który swoją premierę miał 23 lutego. Oczekiwania względem produkcji nie były wygórowane, a negatywne recenzje przygotowane były jeszcze przed zakończeniem zdjęć. Jednak ku naszemu zdziwieniu, film Vegi okazał się całkiem znośnym widowiskiem.
Założę się, że złośliwi recenzenci już dawno przygotowali w myślach pierwsze zdania przyszłych werdyktów. Mogły one brzmieć następująco: „Kolejny film Patryka Vegi to okazja do zadania sobie pytania – dokąd zmierza polska kinematografia?” albo „Po raz kolejny Vega pokazał nam, jak bardzo lubujemy się w płytkiej i ograniczonej rozrywce.” Przyznam się, że gotowy byłem znieść kolejną słabą produkcję, w której zobaczę trochę nagości, klnących gangsterów i trzęsącej się kamery podczas sekwencji walk. Oczywiście, wszystko to było, jednak z kina wyszedłem usatysfakcjonowany. Jak to możliwe? Czy już zupełnie zgłupiałem od tych monologów i scen, rodem z mokrego snu trzynastolatka? Nie, ponieważ „Kobiety mafii” (oczywiście patrząc pod względem innych produkcji Vegi) to udany film.
Zacząć można od samego tytułu, który moim zdaniem jest lekko przesadzony. Nie ulega wątpliwości, że płeć piękna odgrywa tam dużą rolę, jednak prawdziwą kobietą mafii była tylko „Niania” (w całkiem udanej roli Agnieszka Dygant). Jest to postać – zagadka, ponieważ na początku wiemy o niej tylko tyle, że zajmuje się dzieckiem „Spuchniętej Anki” (Katarzyna Warnke, która w tym filmie jest moim numerem jeden, ale o tym później) i „Cienia” (Sebastian Fabijański). Wraz z postępem w fabule okazuje się, że „Niania” jest powiązana z szefem ABW, który za jej pomocą dorabia handlując narkotykami. Dygant doskonale odnalazła się w roli kobiety, która wie czego chce i śmiało do tego dąży. Ważna dla całości akcji jest także „Bela” (Olga Bołądź), która otrzymuje zadanie, aby rozpracować gang „Padriny” (Bogusław Linda). Oklaski należą się za przygotowanie aktorki, to np. tańca na rurze. Widać, że Bołądź wzięła kilka lekcji pole dance, bo jej taniec oglądało się doskonale. Te dwie panie uznać można za główne bohaterki, ponieważ najczęściej pojawiają się na dużym ekranie. Pierwsza godzina należy do „Beli”, a druga do „Niani”.
Mimo trudności w streszczeniu fabuły, trzeba przyznać, że Vega dołożył wszelkich starań by wszystko było w miarę logiczne. Także poczynania bohaterów mają sens, za co wielki plus. Co prawda wkrada się tam delikatny chaos i niejednokrotnie akcja robi milowy krok, pozostawiając widza skonfundowanego tym co dzieje się na ekranie. Mimo to, film wciąga od pierwszych minut (pomijając akcję z biletami) i tę uwagę trzyma do ostatnich scen. Może nie robi tego tak, jak np. Tarantino, ale jak na Vege, to duży atut.
Aktorsko ten film stoi na fajnym poziomie. Specjalnie nie piszę, że wysokim, ponieważ nie znajdziemy tam górnolotnych monologów ani zapierających dech w piersiach chwil. Jednak aktorzy, którzy pojawili się na planie filmowym reżysera kolejny raz, wiedzą że nie ma się co wysilać i im więcej luzu w to włożą, tym lepiej. „Niania” i „Cieniu” to postacie, które dobrze się ogląda. Pozytywnym zaskoczeniem okazała się Katarzyny Warnke, odgrywającej role „Anki”. W parze z Fabijańskim, mimo niewielu wspólnych scen, wypadali prześmiesznie. On – gangster filozof, lubujący się w ciszy, ona – rozpuszczona gaduła, zakupoholiczka, wydająca dziennie równowartość dwóch średnich pensji przeciętnego Polaka na ciuchy. Dialogi które między nimi występowały, były najbardziej wiarygodne i zabawne. Piotr „Żywy” Stramowski to postać, na którą Vega chyba nie miał pomysłu. Jest go mało i może to lepiej, ponieważ ostatnio widzi się go wszędzie. Za to Tomasz Oświęciński ps. „Milimetr” to postać, której nie da się lubić, więc nie będę o niej więcej wspominać. Duet Linda i Wieniawa też wypada bardzo przyjemnie. W końcu Vega postanowił pokazać męskie łzy największego polskiego macho – szacun.
Powtarzam z uporem maniaka – jak na Vegę, to dobry film. Spodziewaliśmy się gniotu na poziomie „Botoksu”, jednak ku miłemu zaskoczeniu, reżyser raczył nas całkiem dobrą fabułą i ciekawymi bohaterami. Postać „Niani” prawdopodobnie rozwinięta będzie w osobnym serialu, ponieważ podobny zabieg zastosował twórca ze swoja poprzednią produkcją. „Kobiety mafii” to film lekki, przyjemny, momentami drastyczny, który z pewnością na siebie zarobi. Po weekendzie otwarcia odnotowano prawie milion widzów, co na polskie warunki bardzo dobry wynik. Sukces goni sukces, a nie zdziwię się, gdy w tym roku zobaczę jeszcze dwa filmy Vegi.