„The Circle. Krąg” – nigdy nie wiesz kto cię obserwuje
3 min readJak będzie wyglądał świat w niedalekiej przyszłości? Czy inwigilacja stanie się nierozłączną częścią naszego życia? Jaka jest cena naszego bezpieczeństwa? Na te pytania starał się odpowiedzieć James Ponsoldt w filmie „The Circle. Krąg”.
Futurystyczną tematykę świata twórcy poruszali już na wiele sposobów. Droga jaką wybrał reżyser tego filmu jest przewidywalna, ale nie można winić go za obranie tej ścieżki. Dotychczasowe dzieła Ponsoldta opierały się na emocjach. Twórca budował napięcie na iskrach wywoływanych przez pary aktorów. Dobrze zostało to pokazane chociażby w filmie „Koniec trasy”, nieco gorzej w „Wyjść na prostą”. W „The Circle” również jest zastosowana metoda, która polega na chemii pomiędzy odtwórcami ról. Teraz postawiono na profesjonalistów – Emma Watson i Tom Hanks tworzą naprawdę przystępny duet.
Fabułę „The Circle” zbudowano na zasadzie kontrastów. Bohaterką jest Mae Holland (Emma Watson), która pomaga swoim rodzicom, uwielbia kajakarstwo oraz ma adoratora. Widać, że jej świat jest uporządkowany, pełny intymności i prywatności. Pracuje w firmie, gdzie zajmuje się konsultacją z klientami. Później przechodzimy w zupełnie inny świat, ponieważ Mae dostaje pracę w światowej korporacji Circle. W niedługim czasie dowiadujemy się, że w zamian za ogromną pensję i prestiż musi poświęcić swoją prywatność, dawnych znajomych i rodzinę.
Scenarzyści zadbali o to, by nie był to kolejny wyimaginowany film o zagrożeniach Internetu. Z efektu ich pracy dostajemy bardzo prawdopodobną, a właściwie już dziejącą się na naszych oczach fabułę. Czym jest sam Krąg? Otóż to nic innego jak globalny portal społecznościowy. Taki Facebook i Apple w jednym. Sam prezes tego przedsięwzięcia, Bailey (Tom Hanks), to trochę Steve Jobs. „The Circle. Krąg” to ciągła polemika o kosztach jakie ludzkość musi ponieść za bezwzględne bezpieczeństwo. Idea świata bez kłamstw jest tu przedstawiona bardzo realistycznie. Podobnie jak sposoby, by takową spełnić. Film też nie sugeruje jednoznacznie co jest dobre, a co złe. Daje pole do popisu inteligencji odbiorcy, by sam, we własnym sumieniu zdecydował. To chyba największy plus produkcji.
Smutne jest to, że mimo bardzo dobrej obsady, tutaj praktycznie nie ma gry aktorskiej. Emma Watson i Tom Hanks nawet w połowie nie odtwarzają swoich ról tak dobrze, jak Bill Paxton, który gra drugoplanową postać niepełnosprawnego ojca głównej bohaterki. To nie świadczy dobrze o scenariuszu. O ile świat został wykreowany bardzo ciekawie, o tyle został zmarnowany potencjał genialnych aktorów. Problem w tym, że to aktorzy tworzą zaczną część filmu. Postać Mae Holland jest bardzo przewidywalna: od razu odporna na manipulacje ze strony Kręgu, zawsze ufa właściwym osobom i zawsze ma jakiegoś asa w rękawie by przechytrzyć złych korpo-ludzi. Od samego początku szefostwo zwraca na nią uwagę, jest genialna w tym co robi. To trochę przeidealizowane jak dla mnie. Chciałbym by ta postać była bardziej ludzka, gdy z prowincjonalnej obsługi klienta awansuje do poważanej firmy.
O ile dobrze się orientuje, to miał być dreszczowiec. Powinienem czuć stałe napięcie. Ciekawie się oglądało tę produkcję, ale nie czułem jakiegoś uczucia zaniepokojenia czy niepewności. Wszystko było oczywiste i przewidywalne. Z wyjątkiem końcówki, ale kto będzie chciał, ten zobaczy. Szkoda, że rzeczy prawdopodobnie możliwe, zostały wprowadzane tak nieprawdopodobnie, że wszystko traciło na autentyczności. To mógłby być naprawdę genialny twór, gdyby nie tego typu drażniące błahostki. Nie piszę o muzyce, bo muzyki tam praktycznie nie słyszałem. Stanowiła kompletne tło do wydarzeń, ale jako oddzielne dzieło, nie ma racji bytu. „The Circle. Krąg” to fenomenalny z założeń film, który w ciągu dwóch godzin stracił w moich oczach na tyle, że nazwę go sympatycznym średniakiem.