„Lubię swój rap” – wywiad z Zeusem
13 min readW 2015 roku wydał płytę „Jest Super”, która zupełnie odbiega klimatem od jego poprzednich krążków. Z tym albumem wyruszył w trasę i koncertuje po całej Polsce. Wchodząc na scenę wnosi ze sobą energię, która udziela się publice. Mowa o Zeusie, który po koncercie w gdyńskim Uchu zgodził się opowiedzieć mi nieco o sobie i swojej twórczości.
Jak wrażenia po koncercie?
Super, bardzo pozytywnie. Co mogę powiedzieć? Dostaliśmy dużo energii, dużo miłości od naszych ludzi w Gdyni i chętnie wrócimy po więcej.
Publika była bardzo radosna, rozemocjonowana. Na każdym koncercie jesteście tak odbierani?
W zasadzie na tej trasie wydaje mi się, że tak, że jest tak raczej na większości koncertów. Dotyczy to takich stricte naszych koncertów, bo na festiwalach publiczność jest mieszana i bywa tak, że nie wszyscy pałają miłością do nas, a niektórzy słuchają tego po raz pierwszy. Bardzo różnie to bywa. No ale jednak jak ludzie przychodzą na nasz koncert, to raczej zazwyczaj chcą tego słuchać, więc tutaj ten entuzjazm jest w przewadze. I to chyba cechuje naprawdę tę trasę, bo po tym albumie dostajemy naprawdę mnóstwo uśmiechu i to jest spoko.
Ostatnio udzielasz niewiele wywiadów. Dlaczego tak jest?
Bo wydawało mi się, że kiedyś było ich za dużo. Wiesz, ja po sukcesie płyty „Nie żyje” wpadłem w to wszystko na maxa, byłem bardzo głodny tego wszystkiego. Chodzi mi o wszelkie aspekty, o ilość koncertów, ilość featuringów, gościnnych udziałów, wywiadów. Jak udało mi się już przebić, to chciałem wszystko zabrać co jest do zabrania. I wydaje mi się, że było tego po prostu dużo. Tym charakteryzowałem się ja po prostu w tamtym momencie i ten czas w moim życiu. I pomyślałem sobie, że ludzie, których faktycznie to interesuje, słuchacze mogą być tym nawet nie tyle zmęczeni, co po prostu jest to jakieś marnowanie ich czasu. Że to jest kolejny wywiad, w którym nie dowiadują się niczego nowego, a spędzili 40 minut słuchając tego, bo po prostu się rozgadałem. To jest po prostu jakieś takie zabijanie ich czasu, a na nadmiar czasu chyba nikt teraz nie narzeka. Także chyba z tego to wynikło.
W jednym z wywiadów sprzed kilku lat powiedziałeś, że w swoich tekstach generalnie zawsze mówisz bardzo dużo o sobie. Dalej tak jest?
Tak, na pewno. Ale też mówię mnóstwo o ludziach, których gdzieś obserwuję z mojego otoczenia, o sytuacjach o których słyszę. Nie wszystko jest o mnie, ale raczej staram się mówić o historiach autentycznych w jakiś sposób. Rzadko gdzieś tam fantazjuję na płytach, jeśli opowiadam jakieś historie o ludziach. Najczęściej jest to oparte o moje życie.
Czyli naprawdę jesteś tak bardzo idealnie niedoskonały?
Czy jestem idealnie niedoskonały? No mam mnóstwo wad na pewno, jak każdy człowiek. I przez dużą część życia słabo sobie radziłem z tymi wadami. Coraz bardziej uczę się akceptacji. To jest chyba rzecz, której najbardziej się uczę i staram się to w sobie dopracować. To też dotyczy tych moich wad. I chyba jest spoko coraz bardziej.
Będąc przy temacie akceptacji, na myśl od razu przychodzi „Siewca”. Czy naprawdę uważasz, że każdy z nas jest tym siewcą, który może dać innym coś dobrego?
Zdecydowanie. Kwestia dobra i zła jest śmieszna, bo to są sytuacje subiektywne. Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło, tylko zależy jak ktoś to postrzega. Natomiast wydaje mi się, że wiele osób nie wierzy w swój potencjał i myśli, że ktoś jest na jakiejś lepszej pozycji. Ja bym chciał, żeby ludzie zdali sobie sprawę, że tak naprawdę wszystkim może udać się zrobić niesamowite rzeczy. To nie znaczy, że to musi sprawić, że oni będą szczęśliwi, bo to jest też w ogóle zupełnie inny aspekt. Ludzie utożsamiają często brak szczęścia z tym, że nie udało im się zrobić nie wiadomo czego, zbudować jakiejś wielkiej historii. Nie wydaje mi się, żeby w tym było szczęście. Natomiast naprawdę fajne rzeczy można przynieść i zwykły Kowalski może zrobić coś, co zainspiruje drugiego człowieka. W każdym jest niesamowity potencjał i może wpływać to na innych. I tak razem możemy tworzyć fajną społeczność, gdzie ludzie się wzajemnie inspirują.
Jak odnosisz się do takich opinii, które gdzieś tam krążyły, że Twoja płyta jest wręcz cukierkowa?
Chyba jest. Ja w ogóle po płycie „Nie żyje”, jak przeczytałem troszeczkę recenzji, to właściwie większość osób się zachwycała tematem i ja byłem tym zachwycony. Ale po jakimś czasie czytając którąś recenzję z kolei doszedłem do wniosku, że właściwie jest to taki owczy pęd. I ludzie teraz wszyscy lecą i wszyscy chwalą tą płytę właśnie w takim jakimś zaślepieniu. I dla mnie oczywistym było to, że potem musi przyjść infamia, bo tak to po prostu działa. I potem przeczytałem dwie recenzje, które nie były miłe i ok. Natomiast później jakby nie interesowałem się już tym tematem. Graliśmy sobie trasę, mieliśmy super koncerty, ta płyta się sprzedawała i wszystko wyglądało na to, że jest fajnie, że żre. I ostatnio w sumie mnie naszło, żeby zobaczyć czy więcej się pojawiło recenzji i tak znalazłem chyba 8-10. Nie było ich mega dużo. Ale ludzie naprawdę mówili o tej płycie negatywnie. I co zabawne – przy poprzednim albumie każdy chciał go zrecenzować i jakby się rozpłynąć nad nim, więc poziom tego był różny. A teraz tych recenzji jest niewiele, jednak spora część jest naprawdę dobrze napisana. Natomiast rozumiem dlaczego ci ludzie mogli nie polubić tej płyty. Faktycznie jest cukierkowa momentami, może się komuś wydawać pompatyczna albo infantylna. Ale ja po prostu tak czułem w tym momencie. Wiesz, nie wydaje mi się to tak różne od poprzednich rzeczy. Wszystko co robię jest kontynuacją jakiejś myśli. Natomiast ja lubię zmieniać, więc te albumy są od siebie różne i na pewno kolejny będzie inny. Po prostu muszę czuć inspirację i jakąś nową energię. Wydaje mi się, że pewne treści, które są na tej płycie, są trudne do przekazania. Ja starałem się przekazać je jak najprościej, dlatego wiele osób uznało, że to są po prostu jakieś pierdoły, trywialne rzeczy. Natomiast to są historie które albo poczujesz, albo nie poczujesz. I faktycznie, jak intelektualnie się analizuje niektóre rzeczy, to one się mogą wydawać głupkowate. Ale jest w tym jakaś głębia. I wydaje mi się, że skoro tyle osób się tym cieszy, to też wskazuje na to, że niektórzy znaleźli tam tą głębię. I tyle. Rozumiem, że można mówić, że jest cukierkowa. No brzmi tak popowo i cukierkowo.
Ale przyjęła się…
Przyjęła się. Wydaje mi się, że brzmienie to jest jedna rzecz, ale tak naprawdę ludzi jakaś treść też rusza. Teraz jest tak dużo treści zupełnie innych, przeciwnych, wydaje mi się troszkę wyciągających z ludzi energię, takich ciężkich. Nie wiem, może ludzie po prostu potrzebują takiej też innej energii. I to jest spoko.
Na „Jest Super” pojawił się też jeden kawałek o takim dosyć egzotycznym tytule. Jak to było z „Yoshimitsu”?
Ja jestem graczem. Zawsze dużo grałem w gry komputerowe i Playstation. Ważną rolę do pewnego czasu to w moim życiu odgrywało. I odgrywa znowu. Bardzo dużo grałem w Tekkena. W ogóle interesowałem się mangą, anime, kulturą Japonii. Chciałem rysować komiksy, zresztą jakieś podejścia robiłem do tego tematu. Więc ta Japonia mnie zawsze fascynowała. I Yoshimitsu mi się wydawał bardzo ciekawą postacią. Nigdy za dużo nią nie grałem, natomiast zawsze mnie fascynowała jej historia, tego, że to jest taki dziwak, ale przy tym też taki techno Robin Hood. W ogóle strasznie dziwne połączenie w tej postaci różnych cech. I pasowało to też do mnie, że ja tak nie pasuję w ogóle. Nie wiadomo co z tym zrobić czasami. To też jakby może się odnosić do tych recenzji, o których rozmawialiśmy.
A skąd tyle Justyny na refrenach?
Wiesz co, to dla mnie naturalną sytuacją. Ja poznałem nagrania Justyny, kiedy my już porozmawialiśmy ze sobą pierwszy raz. Potem zacząłem sobie sprawdzać różne jej wykonania i to tak mnie zaczęło przerastać, bo uważam, że nie jestem tak utalentowany jak ona. Ona bardzo różne kierunki badała muzycznie: refreny hip-hopowe, poezja śpiewana. I po prostu później rozwinęła się nasza relacja, zaczęliśmy być ze sobą. Ja nie zapraszam na albumy gości, bo ja sobie robię sam w domu płytę i jakoś nie za bardzo wychodzę z tym do innych. Siedzę i kombinuję. I mając w domu wokalistkę, którą się jaram i cenię i wiem, że potrafi zaprezentować szerokie spectrum klimatów , to po prostu sprawdzaliśmy jak pewne rzeczy by mogły wyglądać. Justyna w ogóle nie za bardzo chciała się tak mocno udzielać na jakimkolwiek moim projekcie. Każdy ma jakieś tam swoje ambicje. Więc nie chciała, żeby to było tak, że jesteśmy razem i to ona jest na tej płycie. Ale finalnie wyszło to dosyć naturalnie i nie miałem potrzeby zapraszania kogoś innego, bo mnie się podobało to, co ona zrobiła. I tyle. To nie znaczy, że nie będę współpracował z jakimiś innymi wokalistkami czy wokalistami. Po prostu teraz to wyszło tak i jestem bardzo zadowolony. Fajnie, że mogliśmy pojechać w trasę i spędzać czas razem. Super. Bardzo naturalna rzecz. Jak każda współpraca właściwie na moich albumach, jeżeli jest to dj, jeżeli jest to jakiś młody muzyk. Tak samo udzielają się muzycy, którzy jeżdżą z nami w trasę z live bandem – to wszystko jest takie rodzinne i naturalne.
Mówiąc o Justynie – kilka dni temu wydała swoją pierwszą płytę. Teraz skupiacie się bardziej na jej debiucie, czy raczej koncentrujesz się na swoim materiale?
Ja robię cały czas muzykę. U mnie to jakby nigdy się nie zatrzymuje, bo ja tylko zamykam pewne etapy. Oczywiście mam jakieś koncepcje na albumy i w jakimś tam czasie je realizuję, ale generalnie nigdy nie przestałem robić muzyki jak już zacząłem, bo po prostu to lubię. Więc cały czas robię to co robie i myślę o płycie. Natomiast Justyna to jest osobny temat. My ją wspieramy, ale też staramy się, żeby ona szła w swoim kierunku, w takim jakim chce i na przykład wrzucała rzeczy na swój kanał, żeby pracowała na swoje konto, żeby nie uzależnić jej od nas. I fajnie, super. Bardzo mnie to cieszy. Natomiast wiesz, ona też już zaraz ze swoim zespołem płytę robi, potem kolejne swoje rzeczy. To nie jest tak, że my się koncentrujemy na niej, tylko to jest jej temat. My po prostu wspieramy ją i nam się to podoba. Ale to jak każdej osobie od nas z ekipy. To, że każdy robi w tym czasie swoje rzeczy, to jest jeszcze inny temat.
Czyli mówisz, że pracujesz nad kolejnym albumem. Jest jakaś taka zaplanowana data, kiedy się on ukaże?
Oj nie, dat to nie ma co podawać, bo nawet jakbym miał album w tym momencie nagrany w domu, to mogłoby się okazać, że spalił się dysk i albumu by nie było. Życie jest nieprzewidywalne. Ja zawsze mam tak, że jak po płycie ktoś ze mną rozmawia, to ja mówię, że mam koncepcję kolejnej płyty. I faktycznie ją mam, natomiast dwa lata później ta koncepcja jest już na drugim biegunie kuli ziemskiej i ja mam znowu koncepcję, tylko zupełnie inną. I ta płyta wychodzi zupełnie inaczej, więc miałem już kilka koncepcji kolejnego albumu, chociaż przy tym miałem dosyć określony kierunek, w którym chcę pójść i faktycznie w nim idę. I podoba mi się to, co się dzieje. Nie wiem jak to będzie odebrane, ale to jest nie do końca istotne. W każdym razie coś tam sobie robię.
I rzeczywiście ten album będzie taki minimalistyczny, jak go zapowiadasz?
Chciałbym, żeby był. Po prostu chciałbym się nauczyć oszczędzać środki, bo ja, przez moją nieumiejętność, przeprodukowuję pewne rzeczy. Cały czas się uczę. Jestem amatorem i po prostu robię to tak, jak umiem. I wydaje mi się, że robię to teraz troszkę oszczędniej. I na pewno będą to inne produkcje. Natomiast uczę się i chciałbym, żeby to były takie oszczędniejsze, mniej przepompowane, inne.
Wielu uważa Cię za jednego z najlepszych, są też osoby mówiące, że jesteś najlepszym raperem w Polsce. Jak się do tego odnosisz?
Nie ma czegoś takiego jak cokolwiek najlepsze, bo to wynika tylko z subiektywnej oceny. Jak mogę się ustosunkować do czyjejś opinii? Ja uważam, że jestem dobry, że jestem bardzo dobry nawet, ponieważ robię to wiele lat. Myślę, że mam do tego smykałkę i wiele czasu w to włożyłem, bo sprawiało mi to przyjemność, po prostu to lubiłem. Więc myślę, że jestem dobry. Czy jestem najlepszy? Nie, w moim odczuciu nie jestem najlepszy, ale lubię słuchać czasem swoich nagrań. Oczywiście jak gramy trasę to tej płyty raczej nie słucham w domu, bo mam dosyć (śmiech), ale lubię wracać do jakiś zwrotek gościnnych – to chyba najczęściej mi się zdarza. Czyli sprawia mi to przyjemność, lubię swój rap. Widzę cały czas jakieś rzeczy, które mogę poprawić, ale uważam, że jestem dobry. Cieszy mnie to, że pojawiają się osoby, które mnie inspirują cały czas z polskiej sceny. Nawet z takich młodych osób, które ktoś by nie podejrzewał, że sprawdzam, bo od jakiegoś czasu znowu sprawdzam jakąś tam polską scenę. Mimo że nie interesuję się światkiem i plotkami, to jednak youtube podrzuca mi jakieś propozycje i sobie znajduję. I fajnie. Treściowo nie zawsze potrafię się w jakiś sposób do tego odnieść, to forma mi się bardzo podoba. Podoba mi się to, że na przykład teraz w rapie o wiele więc można niż było kiedyś. Ci młodzi zawodnicy mają też fajne patenty, które można podpatrzeć i się tym zainspirować. I to jest spoko. A ja nie uważam się za najlepszego rapera.
Który kawałek z „Jest Super” jest, Twoim zdaniem, największym sztosem?
Wydaje mi się, że ten „Siewca”. To jest klucz do tej płyty właściwie. W ogóle ja lubię ten album. Uważam, że niezależnie od ocen, to jest jeden z takich moich najbardziej spójnych krążków jeżeli chodzi o kwestie merytoryczne. I ja go najbardziej czuję z dotychczasowych rzeczy. Zawsze miałem problem z tym, żeby napisać płytę, bo jakoś ciężko mi się składało te albumy jak patrzyłem sobie na innych wykonawców, którzy sprawiali wrażenie tak radykalnie pewnych siebie i swoich przekonań. Ja zawsze miałem jakieś wątpliwości co do świata i swojego przekonania, jak on wygląda i funkcjonuje. Nie byłem do końca pewien wszystkich swoich racji, dlatego składanie tych albumów przychodziło mi z trudem. A przy „Jest Super” pewne rzeczy mi się tak ułożyły w głowie, że było mi łatwiej. I to jest chyba najbardziej sensowny album z tych wszystkich, które zrobiłem. Najmniej składankowy, to znaczy nie powstał na zasadzie, że są różne tematy i jakoś to tworzyło płytę, tylko to czuję jakby było całością.
Ale oprócz grania koncertów, tworzenia muzyki, robisz też inne rzeczy, jak na przykład nagrywanie vlogów na youtube. Jednak od jakiegoś czasu się one nie pojawiają. Dlaczego?
Bo też nie czuję, że jest o czym specjalnie mówić. Jak mówiłem wcześniej o tym oszczędzaniu czasu ludzi, to wydaje mi się też, że nie ma co im na siłę upychać jakiś tam głupot, w kółko mówić o jakiś tam codziennych rzeczach. Ja nie mam snapchata, na Instagramie nie wrzucam tej historii, bo to takie głupoty są trochę. Nie wiem, być może za tydzień to będę robił, nie wiadomo, ale do tej pory jakoś tego nie robię. I tak samo z tymi vlogami. Starałem się, żeby tam były konkretne rzeczy, czy nawet dotyczące, nie wiem, tego co się dzieje w sklepie albo w trasie. Tak naprawdę mógłbym nagrywać, nie edytować specjalnie i co tydzień wrzucać film, że mamy poniedziałek, wstałem, mam takie albo takie buty. Ale jakoś to ze mną nie współgra. Nie czuję, żeby to było moje. W tym momencie nie czuję, żebym miał takie rzeczy robić, ale myślę, że jeżeli będę miał do podzielenia się informacje odnośnie jakiś nowych rzeczy, to na pewno będzie okazja, żeby coś tam pogadać.
No dobrze, to tak na koniec: czego można Ci życzyć na przyszłość?
Akceptacji. Wydaje mi się, ze zawsze akceptacji. To jest w ogóle klucz do wszystkiego.