Legia Europy – piękna przygoda dobiega końca
8 min readJedyny polski klub piłkarski rywalizujący na arenie międzynarodowej zakończył przygodę w europejskich pucharach. Legia Warszawa, bo o nim mowa, dostarczył nam mnóstwa sportowych emocji. Pozostała mu już jedynie rywalizacja w lidze, jednak od porażki ważniejsze jest – jak stwierdził trener Jacek Magiera – że w Europie znów jest głośno o Legii, a więc także o polskiej piłce, którą ta godnie reprezentowała.
Bez przesadnego optymizmu
Osoby kibicujące Legii w Lidze Europy nie mogły mieć przed meczem wielu powodów do optymizmu. Fakt faktem: Legioniści w pierwszym spotkaniu przeciw AFC Ajax na Łazienkowskiej osiągnęli dobry wynik (0:0). Oznaczało to, że w czwartkowym rewanżu w ramach 1/16 finału, który rozpoczął się 23 lutego o godzinie 19:00 na Amsterdam Arenie w stolicy Holandii, do awansu wystarczyłby każdy bramkowy remis. Tylko tyle i aż tyle. Polska drużyna zdecydowanie była do tego zdolna. Dlaczego zatem nie należało myśleć przesadnie pozytywnie w kwestii rywalizacji na wyjeździe? Powodów było kilka. W pierwszym meczu Legia zagrała słabiej od De Amsterdammers. Sędzia tamtego spotkania – David Fernández Borbalan – nie uznał rywalom prawidłowo zdobytej bramki, a więc już po pierwszym spotkaniu Wojskowi mogli podchodzić do rewanżu będąc w gorszej sytuacji. Mogli zatem mówić o ogromnym szczęściu. Za mistrzem Polski nie przemawiały statystyki. Mimo że, cytując klasyka, „statystyki nie grają”, to potrafią wiele nam powiedzieć o tym, czego możemy się spodziewać.
Jedyny słuszny faworyt
Powiedzmy sobie szczerze: Ajax Amsterdam zdecydowanie był faworytem czwartkowej rywalizacji. I miał ku temu solidne powody. Polskie kluby grały dotychczas z holenderskimi 38 razy. Nasz bilans (delikatnie mówiąc) nie powalał na kolana: 8 zwycięstw, 4 remisy, 26 porażek. Co gorsza, żadna krajowa drużyna jeszcze nigdy nie awansowała do 1/8 finału Ligi Europy. Ponadto na 28 wiosennych spotkań w europejskich pucharach na wyjeździe, nie udało „nam” się żadnego wygrać. Wojskowi mieli więc szansę przejścia do historii polskiego futbolu. Cieszyć też nie może fakt, że 19 lutego br. w ramach 22. kolejki Ekstraklasy grająca u siebie Legia poniosła porażkę 1:3 w meczu z będącym na 15. pozycji w tabeli Ruchem Chorzów. Tymczasem holenderski rywal wygrał z Vitesse 1:0. Jest to drużyna, która od szesściu meczów nie straciła gola. Patrząc na to wszystko zrozumiałe jest, że jedynym słusznym faworytem spotkania byli De Amsterdammers. Kursy bukmacherskie (według bet 365) prezentowały się następująco: 1,40 zł na zwycięstwo Ajaxu, 4,75 zł na remis, 10,00 zł na triumf Legii. Statystyki były bezlitosne dla Wojskowych. Inną fatalną wiadomością był fakt, że z powodu żółtego kartonika (otrzymanego w pierwszym spotkaniu między dwoma klubami) w rewanżu nie mogła zagrać czołowa postać mistrza Polski – Miroslav Radović. Wszystko jednak leżało w nogach piłkarzy, wierze w sukces, zaangażowaniu oraz… nadziei.
Wyjściowe składy
Legia: Malarz – Broź – Pazdan – Dąbrowski – Hlousek – Jodłowiec – Kopczyński – Guilherme – Odjidja – Kazaiszwili – Kucharczyk
Ajax: Onana – Veltman – Riedewald – Sánchez – Traoré – Klaassen – Younes – Schöne – Ziyech – Dolberg – Viergever
To jest dramat
Tak zapewne pomyślała większość kibiców oglądająca pierwszą połowę meczu w wykonaniu Legionistów. Byli oni słabi. W zasadzie bardzo słabi. Piłkarze Wojskowych byli jakby od początku przestraszeni bardziej klasowego rywala. Bali się podejść z wyższym pressingiem, bali się zaatakować, bali się ryzyka. Często popełniali błędy, niedokładnie podawali, nieodpowiedzialnie tracili piłkę, czy wybijali ją „na uwolnienie” zamiast starać się uspokoić grę. Nie tego się spodziewano. Nie tego po nich oczekiwano. W zasadzie od pierwszego gwizdka angielskiego arbitra – Anthony’ego Taylora – gospodarze kontrolowali tempo gry. Grali spokojnie, wymieniali między sobą dużą ilość podań, testowali od czasu do czasu drużynę gości groźnymi akcjami. Jedną z tych groźniejszych był strzał lewą nogą oddany przez Traoré po doskonałej serii podań w 14. minucie gry. Obrońcy Legii zdołali go jednak zablokować. Drugą najgroźniejszą sytuacją wykreowaną przez holenderski klub była ta z 20. minuty, kiedy piłka trafiła w lewy słupek bramki Arkadiusza Malarza. Uderzenie kompletnie niekrytego Ziyecha przeszło między nogami Dąbrowskiego. Po odbiciu piłki od słupka rozpaczliwie interweniował obrońca Legionistów – Michał Pazdan – wybijając ją wślizgiem na aut bramkowy. Błąd defensywy, który mógł mistrza kraju wiele kosztować. W późniejszym czasie byliśmy dalej świadkami dominacji gospodarzy. Dużym problemem dla defensorów stołecznego klubu był Younes, który wchodził w pole karne gości jak w masło. W 31. minucie niebezpieczny strzał w boczną siatkę (z ostrego kąta po delikatnym górnym podaniu od kolegi) oddał Davy Klaassen – kapitan AFC Ajax. Z kolei pierwsza i jedyna naprawdę dobra do zdobycia bramki sytuacja Wojskowych miała miejsce pod koniec pierwszej połowy, gdy Michał Kucharczyk podał futbolówkę po ziemi z prawej flanki boiska do Vadisa Odjidjy – Offoe. Mocna piłka była kierowana wprost w pole karne rywali, jednak Belg przy stuprocentowej sytuacji, mając przed sobą jedynie bramkarza rywali, nie zdołał w nią trafić. Wystarczyło dostawić nogę. Był to najlepszy moment Legii w meczu. Jak powszechnie wiadomo: niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, ale o tym za chwilę… Pierwsza połowa zdecydowanie dla De Amterdammers.
Jedna sytuacja, która przesądziła o wszystkim
Ta sytuacja miała miejsce w 49. minucie rywalizacji. Jak wspominałem: niewykorzystane sytuacje się mszczą i tak też było w tym przypadku po zmarnowaniu doskonałej okazji przez Odjidję. Gol dla Ajaxu, który, jak się okazało, przesądził o wyniku spotkania. Świetna gra „na klepę” gospodarzy. Younes upadając zdołał oddać strzał, który Malarz z trudem wybił w boczny sektor pola karnego. Mimo interwencji polskiego bramkarza bramka i tak padła. Niepilnowany Viergever dobił piłkę do siatki i mieliśmy wynik 1:0. Po zdobyciu przewagi De Amterdammers starali się pójść za ciosem. W 56. minucie pierwsze celne uderzenie (tak, dopiero wtedy…) dla Legii oddał Kazaiszwili, jednak strzelił wprost w stojącego w bramce Onanę. Później mieliśmy dobry okres gry polskiej drużyny, która często atakowała rywala. Nie trwało to jednak długo. Na boisku pojawili się Moulin oraz Necid (kolejno za Jodłowca i Guilherme). W 79. minucie technicznym strzałem popisał się Bertrand Traoré.
Napastnik Burkina Faso usiłował wkręcić piłkę na dalszy słupek bramki Wojskowych. Potem dwa niebezpieczne uderzenia wyszło kolejno Ziyech’owi i Schöne. Na murawę wszedł jeszcze Daniel Chima Chukwu za Kopczyńskiego. Końcowe minuty należały do polskiej drużyny. Często atakowała, miała 2 czy 3 groźne strzały. Była blisko zdobycia wyrównującej bramki, jednak obrońcy Ajaxu do końca pozostawali czujni. Gdyby Legioniści grali tak od początku, to ten mecz mógłby zupełnie inaczej się potoczyć. W doliczonym czasie gry gospodarze byli w szalonej sytuacji 5 na 1, jednak w szokujący sposób tego nie wykorzystali. Malarz bez większych problemów obronił samolubny strzał jednego z rywali. Mecz skończył się wynikiem 1:0 i to Ajax Amsterdam awansował do 1/8 finału Uefa Europa League. Wiadomo już, że jego przeciwnikiem będzie duński F.C.Kopenhaga. Z przykrością trzeba stwierdzić, że gospodarze byli zwyczajnie lepsi. Statystyki pomeczowe w skrócie – oddane strzały : 11 do 6, strzały celne: 5 do 3, posiadanie piłki: 60% do 40%, rzuty rożne: 7 do 5.
Okiem polskich piłkarzy
Michał Pazdan grający na pozycji defensora uważał, że przy lepszej skuteczności Legia byłaby w stanie pokonać czwartkowego rywala: – Ajax był do ogrania w dwumeczu… Założenia były takie, żeby skontrować lub strzelić ze stałego fragmentu (rzut wolny, rzut rożny). Mieliśmy sytuacje i najgorsze jest w tym to, że nie udało się ich wykorzystać. Z żalem o meczu wypowiedział się również inny obrońca – Maciej Dąbrowski: Wierzyliśmy do końca, że ten wynik może ulec zmianie. Remis 1:1 zapewniłby nam awans, jednak nie udało się nam wyrównać i jesteśmy bardzo źli z tego powodu. Ajax bardzo dobrze grał w obronie, ale my stworzyliśmy sobie kilka sytuacji. Niestety urokiem europejskich pucharów jest to,
Co nam dały te puchary?
Dały nam bardzo dużo. Jak powiedział trener Legii – Jacek Magiera: – Znów w Europie jest głośno o Legii Warszawa, bo pokazaliśmy się z dobrej strony. Chcemy to kontynuować i osiągać sukcesy. Skoro na Starym Kontynencie jest głośno o klubie z Polski (z czym się zgadzam, szczególnie po świetnych 3 ostatnich meczach Legionistów w Lidze Mistrzów z Realem Madryt 3:3, z Borussią Dortmund 8:4 << niby porażka, ale 4 gole piechotą nie chodzą. Poza tym był to najbardziej bramkostrzelny mecz w historii tych rozgrywek>> i ze Sportingiem C.P. wygrana 1:0), to głośno jest o polskiej piłce w ogóle. Europejskie puchary obudziły w Legii ducha drużyny, a także są cennym doświadczeniem dla zawodników. Nie ma bowiem lepszej możliwości na rozwój umiejętności piłkarskich niż gra przeciw najlepszym. Obudziły także uśpioną pewność siebie tej drużyny, która, jak deklarowali sami zawodnicy, nikogo się nie boi. Jacek Magiera postawił sobie za cel „godne reprezentowanie Polski w przyszłym sezonie w europejskich pucharach”. Jeśli gwiazdy, takie jak świetnie prezentujący się w pucharach, grający z ogromnym zaangażowaniem i ciągnący grę drużyny do przodu Odjidja- Offoe, Michał Kucharczyk, Michał Pazdan, Miroslav Radovic oraz Guilherme zdecydują się zostać, a latem zarząd dokona dobrych transferów, to uważam, że możemy być spokojni o ponowną grę w Europie. Za nami 8 meczów pucharowych (6 w Champions League i 2 w Europa League). Legia, mimo wszystko, pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Należy podziękować za wielką dawkę sportowych emocji i za dobrą reklamę polskiego futbolu na arenie międzynarodowej. Zatem nie przedłużając: dziękujemy, Legio!