Czas na gwizdek! #4
6 min readW drugim tygodniu stycznia piłkarska Europa wraca do życia. Gwizdek rozlegnie się na stadionach w Anglii, Hiszpanii, Francji i Włoszech. Powoli budzi się również Bundesliga, natomiast na polską Ekstraklasę wciąż musimy czekać. Tym razem pod lupę weźmiemy dwa, zdecydowanie najciekawsze spotkania weekendu. Na zapowiedź konfrontacji Manchesteru United z Liverpoolem oraz Realu Madryt z Sevillą zaprasza Robert Stolarczuk.
Bitwa o Anglię!
Najczęściej używane, a zarazem najtrafniejsze określenie starcia dwóch Brytyjskich gigantów. Pojedynek odwiecznych rywali, derby północno-zachodniej Anglii, święta wojna, mecz o 6 punktów – zamienników jest mnóstwo. Pojedynek Manchesteru United z Liverpoolem należy do tych, na które czeka cały futbolowy wszechświat. Mimo że oba kluby nie prezentują się już tak dobrze, jak w poprzedniej dekadzie, to ich wielkość i marka pozostały nienaruszone. Wciąż pozostają najbardziej utytułowanymi drużynami na Wyspach, wciąż mają dziesiątki milionów fanów na całym świecie, wciąż operują monstrualnymi budżetami, sprowadzając klasowych zawodników za potężne pieniądze. Ich rywalizacja była, jest i zapewne długo jeszcze będzie uznawana za prawdziwą bitwę o Anglię!
Oczywiście w lepszym położeniu jest ekipa Jurgena Kloppa. Jako wiceliderzy, The Reds mają nad United 5 punktów przewagi, co jednak nie daje im wielkiego komfortu. Pomiędzy nimi są bowiem aż 3 zespoły, czekające na potknięcie drużyny z miasta Beatles’ów. Tyle samo straty Liverpoolczycy mają do otwierającej tabelę Chelsea. Zwycięstwo nie zagwarantuje więc wyższej pozycji, ale porażka może sprawić, że wypadną z „Top Four”. By pozostać w wyścigu o mistrzostwo, niemiecki szkoleniowiec musi w niedzielne popołudnie zebrać komplet oczek.
Podobnie do sprawy podchodzą piłkarze z Manchesteru. Podopieczni Jose Mourinho utrzymali świetną formę z grudnia i zbliżyli się do czwórki na odległość zaledwie 3 punktów. Przepaść między 6. lokatą, zajmowaną przez Czerwone Diabły, a 7. Evertonem jest na tyle duża, że Red Devils nie muszą oglądać się przez ramię. Zespół wkroczył na dobre tory i zamierza powalczyć o grę w przyszłej edycji Ligi Mistrzów.
W jakiej formie są obie drużyny? Manchester United wygrał 6 kolejnych spotkań w Premier League, natomiast licząc wszystkie rozgrywki, Diabły zanotowały aż 9 zwycięstw z rzędu. Ostatnie mecze z Reading w trzeciej rundzie FA Cup oraz z Hull City w półfinale Pucharu Ligi Angielskiej okazały się niezwykle łatwą przeprawą. Ekipa prowadzona przez Portugalczyka prezentuje bardzo ładny futbol. Skok formy Marcosa Rojo i Phila Jones’a uszczelnił obronę. Dość powiedzieć, że spośród 9 wygranych spotkań, aż w 6 United zdołało zachować czyste konto. Uaktywnili się również Henrikh Mkhitaryan i Marcus Rashford. Najlepiej wygląda jednak Zlatan Ibrahimović. Niesamowity Szwed został wybrany piłkarzem miesiąca w Premier League. Snajper ma na swoim koncie już 13 trafień i, jak sam twierdzi, w niecałe 3 miesiące zdołał podbić całą Anglię. W nadchodzącej bitwie może być największym asem w rękawie Jose Mourinho.
Bilans Liverpoolu wygląda nieco gorzej, zwłaszcza jeśli spojrzymy na mecze, które odbyły się już w nowym roku. W 3 styczniowych spotkaniach The Reds nie zanotowali żadnego zwycięstwa. Najpierw rozczarowujący podział punktów z Sunderlandem, po dwóch trafieniach Jermaina Defoe z rzutów karnych. Potem nudny mecz z malutkim Plymouth Argyle, zakończony bezbramkowym remisem. Na końcu wyjazdowa porażka na St. Mary’s, w ramach drugiego z półfinałów Pucharu Ligi Angielskiej. Chwilowa zadyszka The Reds wlewa nadzieję w serca kibiców United, zwłaszcza, że dla klubu z Merseyside Old Trafford to najtrudniejszy teren w Anglii. Liverpoolczycy przegrali tam aż 15 razy.
Kilka słów o nieobecnych. W Liverpoolu zabraknie przede wszystkim Sadio Mané. Senegalczyk wyjechał na Puchar Narodów Afryki i korzystanie z jego usług będzie przez jakiś czas niemożliwe. Wątpliwy jest również występ Joela Matipa i Jordana Hendersona, którzy wprawdzie wrócili już do treningów (oboje leczyli urazy), jednak wciąż nie są w pełnej dyspozycji. Optymizmem napawa powrót do składu Philippe Coutinho, który rozegrał 30 minut w ostatnim meczu z Southampton. Brazylijczyk jest najważniejszym ogniwem w formacji Jurgena Kloppa, więc jego rekonwalescencja cieszy zarówno kibiców, jak i trenera.
Z kolei w barwach United nie wystąpi Eric Bailly, który na afrykańskim turnieju reprezentuje Wybrzeże Kości Słoniowej. Niejasna jest także sytuacja Marcosa Rojo i Zlatana. Obaj zmagają się z drobnymi problemami zdrowotnymi, jednak na przedmeczowej konferencji prasowej Jose Mourinho ogłosił, iż „są bliżej wyjściowej jedenastki, niż absencji”. Wygląda więc na to, że kibice Czerwonych Diabłów nie mają powodów do obaw.
Na czas starcia Manchesteru United z Liverpoolem zamiera cała Anglia. Ludzie kibicują w domach, pubach i na stadionie. Do momentu ostatniego gwizdka wszystko inne schodzi na drugi plan. Wojna między odwiecznymi rywalami wciąż trwa, a przed nami kolejna bitwa. Kto tym razem wyjdzie z niej zwycięsko? Początek spotkania w Teatrze Marzeń już w niedzielę o 17.00. Tego nie wolno przegapić!
Gran Derbi bez Barcelony?
Bardzo możliwe. Zaryzykuję stwierdzenie, że Real Madryt stoi właśnie przed najważniejszym ligowym meczem w tym sezonie. Najważniejszy mecz z Sevillą? Czysta herezja! Jednak jeśli zdejmiemy z oczu bordowo-granatowe klapki dostrzeżemy, że ma to jakiś sens. Pod wodzą Sampaoliego, zespół ze stolicy Andaluzji zamierza powalczyć o mistrzostwo Hiszpanii. Ekipa z Estadio Sánchez Pizjuán wykorzystała słabą formę Barcelony i wskoczyła na 2. pozycję, wysyłając wszystkim jasny komunikat: „Halo, La Liga to nie tylko Messi i Ronaldo. My tu mamy coś do udowodnienia!”. I z takim podejściem drużyna argentyńskiego szkoleniowca wyjdzie na najbliższy pojedynek z najsilniejszą drużyną globu. Czego możemy się w tym meczu spodziewać?
Po pierwsze bramek. Po drugie inteligentnej gry taktycznej. Po trzecie… więcej bramek. Oba zespoły strzelają bowiem jak na zawołanie. Sevilla – 29 goli w 9 ostatnich spotkaniach, średnia prawie 3 trafień na mecz. Real – 22 bramki w 7 meczach, średnia ponad 3. Potencjał ofensywny obu drużyn jest naprawdę imponujący. Nad Realem zbytnio nie ma co się rozwodzić. O zabójczym trio w składzie Gareth Bale, Karim Benzema, Cristiano Ronaldo słyszał chyba każdy, kto choć raz w życiu kopnął piłkę. Inaczej sprawa wygląda w przypadku Sevilli. Nazwisko Wissam Ben Yedder wciąż jest dla wielu anonimowe. A szkoda, bo utalentowany Francuz o tunezyjskich korzeniach wyrósł na jedną z najjaśniejszych postaci w zespole Jorge Sampaoliego. Napastnik swój najlepszy okres przechodził blisko trzy lata temu, w barwach FC Toulouse. Do jego transferu podchodzono bardzo sceptycznie, jednak Ben Yedder powoli udowadnia, że jest godnym następcą takich piłkarzy jak Kevin Gameiro, czy wcześniej Carlos Bacca. Jakby tego było mało, klub z Andaluzji wzmocnił linię ataku, sprowadzając z Interu Mediolan Stefana Joveticia. Czarnogórski snajper zasili drużynę na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu za około 12 milionów Euro. Jovetić to gwarancja przynajmniej kilku bramek w sezonie, o czym sam szybko nas przekonał, trafiając do siatki w pucharowym debiucie przeciwko Realowi.
Niedzielne starcie będzie trzecim pojedynkiem Sevilli z Realem na przestrzeni 11 dni. Dwumecz w ramach 1/8 finału Copa del Rey należał do Królewskich. Podopieczni Zinedine’a Zidane’a najpierw pokonali przeciwników 3:0, a następnie zremisowali po szalonym rewanżu, w którym kibice oglądali aż 6 bramek. Czy tyle spotkań, skumulowanych w niecałych dwóch tygodniach sprawi, że rywale nie mogą już siebie zaskoczyć? Absolutnie nie. Obaj szkoleniowcy mają dość szerokie kadry i nieograniczone zmysły taktyczne. Z pewnością czeka nas rozsądny, ale zarazem dynamiczny pojedynek.
Największą bolączką Los Blancos jest brak kontuzjowanego Garetha Bale’a. Walijczyk wypadł z gry w połowie listopada i wciąż nie jest gotowy do wyjścia na boisko. Na lekkie urazy narzekają również Pepe, Isco oraz James Rodriguez. Jeśli chodzi o kłopoty kadrowe Sevilli, nie zagrają Krohn-Dehli, Carrico i Tremoulinas.
Real Madryt pozostaje niepokonany od 40 spotkań, a cała Hiszpania na próżno szuka sposobu, by tę kosmiczną passę zakończyć. W tym sezonie Andaluzyjczycy wspięli się na wyżyny swoich umiejętności i ostatnimi wynikami pokazali, że są w stanie utrzeć Królewskim nosa. Czy Sevilla zatriumfuje w tym niezwykle ważnym pojedynku? Przekonamy się już niebawem. Pierwszy gwizdek na Estadio Pizjuán w najbliższą niedzielę o 20.45.
Na koniec zamieszczam kompilację najpiękniejszych bramek, zdobywanych w rywalizacji Manchesteru United z Liverpoolem. W dzisiejszym „Czas na gwizdek!” to już wszystko. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Cześć!