„Po prostu przyjaźń” i różne jej oblicza — recenzja filmu
4 min readPoczątek stycznia obfituje w wiele kinowych premier. „Po prostu przyjaźń” to propozycja z naszego rodzimego podwórka. Komedia weszła na ekrany 6 stycznia. Czy jednak warto wybrać się do kina na ten właśnie film? Zerknijcie do recenzji.
Już sam zwiastun filmu „Po prostu przyjaźń” pozwala nam niejako nastawić się na to, co zobaczymy na ekranie. Autorzy „Listów do M.” serwują widzom kolejną wielowątkową opowieść, tym razem jest to historia przyjaźni silniejszej niż miłość. Partnerem medialnym filmu jest stacja TVN, stąd też film opisywany jest mianem „pełnometrażowego serialu” ich produkcji. Z TVN-em związany jest również reżyser — Filip Zylber, znany z takich serialowych produkcji jak „BrzydUla” czy „Na Wspólnej”. Za scenariusz odpowiada Karolina Szablewska, scenarzystka znana ze wspomnianych wcześniej „Listów do M.” (2011).
Główny wątek filmu stanowi wyprawa w góry grupy przyjaciół jeszcze z czasów liceum (m.in. Więdłocha, Zakościelny, Stramowski) i ich polonisty (Perchuć). Wyprawa sentymentalna, bo odbywająca się od lat w niezmiennym składzie. Poboczne wątki, mniej melodramatyczne, mają momentami wprowadzać do filmu odrobinę humoru. Widz poznaje parę obecnych już przyjaciół — Ivankę i Patryka (Różczka, Topa), których ma w niedalekiej przyszłości połączyć rodzicielski obowiązek. Pojawia się także wątek przyjaźni dopiero kiełkującej, która przełamuje międzypokoleniowe babiery i pokazuje jak wiele można się od siebie wzajemnie nauczyć. Jest też o tym, jak wygrana na loterii może namieszać w relacjach bliskich przyjaciół oraz o pełnej poświęceń przyjaźni Filipa i Jadźki — pozytywnie zakręconej kolekcjonerki guzików.
Z całą pewnością film reżyserii Zylbera jest pełen emocji. Na początku widzowie mogą poznać kolejno wszystkich bohaterów, których ścieżki przeplatają się na ekranie. Następnie wzrasta dramaturgia, a widownia jest świadkiem codziennych rozterek bohaterów oraz życiowych przeciwności, z którymi się borykają. Niestety, rozwiązanie akcji nie we wszystkich przypadkach kończy się happy endem. Dlatego też idąc do kina z nastawieniem na lekką i przyjemną komedię, byłam zaskoczona dramatyczną bezpośredniością niektórych wątków. Podczas seansu znajdzie się więc i okazja do śmiechu, jak i chwile przemyślenia i zadumy. Wesoło-smutna komedia „Po prostu przyjaźń”, przypominająca humorem raczej francuskie filmy, pokazuje blaski i cienie przyjaźni. Nie zmusza widza do większego intelektualnego wysiłku, ot idealna propozycja na spędzenie dwóch wolnych godzin — bo nie jest to kolejna banalna, polska komedia, jakie to również, niestety, miały swój epizod na dużym ekranie.
Na moją pozytywną ocenę filmu z pewnością wpłynęły przezabawne niekiedy dialogi. Mam tu m.in. na myśli rozmowę Szymona (Krzysztof Stelmaszyk) z dyrektorem szpitala (Jan Peszek) na temat spełnienia marzenia chłopca, czy też rozmowę Ivanki z babcią Patryka — kandydata na ojca jej dziecka. Do oceny przyczyniła się również sama gra aktorska. Na wyróżnienie zasługuje Agnieszka Więdłocha, za to, że umiejętnie udźwignęła niełatwą rolę Julii oraz Bartłomiej Topa, grający zazwyczaj twardych mężczyzn (np. sierżanta z „Drogówki” Smarzowskiego), za wykreowanie roli nieporadnego na gruncie prywatnym, choć odnoszącego sukcesy zawodowe architekta. Moją uwagę przykuły również piękne, nowoczesne wnętrza — idealne wręcz mieszkanie Ivanki, a także zapierające dech zdjęcia polskich gór, dające odrobinę wakacji, podczas gdy za oknem śnieg i mrozy. Plus także za gościnne wystąpienie górala rodem z Zakopanego — Krzysztofa Trebuni-Tutki oraz przeuroczego szczeniaka bernardyna o imieniu Clooney. Jako miłośnik muzyki zwróciłam też uwagę na soundtrack — idealnie wkomponowujący się w kolejne sceny. Kultowe „Friends Will Be Friends” grupy Queen i przypominające o letnich przygodach „Raptide” Vance Joy to utwory, które najbardziej zapadły mi w pamięć.
Piotr Stramowski, odtwórca roli Kamila w wywiadzie dla cojestgrane24, o przyjaźni na planie i poza nim:
Przyjaciele porozumiewają się bez słów, wystarczy jedno spojrzenie, a ty już wszystko wiesz, na tyle dobrze znasz drugą osobę. To jest niesamowite i magiczne, ale również niebezpieczne, bo nie możesz ukryć emocji. Na zdjęciach w górach trochę sobie z Maćkiem Zakościelnym dogryzaliśmy, ten temat żył jakoś podskórnie. […] Nie graliśmy tego komediowo, na siłę, żeby było zabawnie. Nie, „Po prostu przyjaźń” nie jest jednym z tych filmów. A co do Maćka – polubiliśmy się, całkiem nieźle rozumiemy, określamy siebie nawet „potencjalnymi przyjaciółmi”.
Przyznałabym filmowi 6/10 punktów, dlatego z czystym sercem polecam wyprawę do kina na „Po prostu przyjaźń”. Myślę, że nikt szczególnie nie pożałuje tak spędzonego wolnego wieczoru. Jest to pozytywny, choć odrobinę powielający znane schematy film, który zapewne równie dobrze oglądałoby się w domowym zaciszu. Jeśli więc nie uda Wam się dotrzeć do kina jeszcze w styczniu, polujcie na płytę DVD z filmem.