Przełamane tabu w książce „Zakonnice Odchodzą Po Cichu” Marty Abramowicz
5 min readKsięża prowadzą w Polsce między innymi: ogólnopolską telewizję, 3 rozgłośnie radiowe, 43 wydawnictwa, 106 czasopism religijnych, 29 czasopism naukowych, 106 czasopism religijnych, 500 księgarni, 57 muzeów. Siostry Zakonne zaledwie 7 wydawnictw, 1 bibliotekę, 21 pracowni haftu i szycia i 7 pracowni opłatków. Księżom wolno chodzić „po cywilnemu”, siostry nawet w letnie upały zmuszone są zakładać ciężkie habity. W telewizjach wypowiadają się zawsze tylko księża, nigdy zakonnice. Niektórzy siostrom przylepiają łatkę „współczesnych niewolnic”. Dlaczego? Na te i inne pytania odpowiedz pomaga znaleźć książka Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu”.
Życie zakonnic w Polsce to wciąż temat tabu. Nikt nic nie wie, nie może powiedzieć, nie chce, nie pamięta. Autorka przez pół roku szukała respondentek do swojej książki. Wiele razy słyszała, że powinna odpuścić, że to temat, który wywoła wielką burzę, że do tej pory nikomu się nie udało. Mimo to, zdecydowała się na napisanie reportażu obnażającego tabu, jakim jest życie zakonnic w klasztorach, zagmatwana hierarchia w kościele – gdzie niejednokrotnie zakonnice są na samym jej końcu, oraz wyjaśnienie dlaczego tak często siostry decydują się na odejście.
Wielu teologów, którzy od lat zajmują się badaniem życia kościoła nie podjęło się tego tematu, ponieważ dotarcie do zainteresowanych i skłonienie ich do rozmowy graniczy z cudem. Jeśli chodzi o księży problemu właściwie nie ma, zawsze znajdą się chętni do rozmowy. Natomiast zakonnice, gdy wstępują do zakonu nie mogą mówić o tym, co dzieje się za drzwiami klasztoru. Być może właśnie dlatego, że nie dzieje się za dobrze.
Po półrocznych poszukiwaniach pisarka znalazła dwadzieścia byłych zakonnic, które zdecydowały się z nią porozmawiać. Efekty spotkań są porażające, ale przede wszystkim otwierają oczy na temat zupełnie jeszcze niezbadany. Każda z historii kobiet będących w zakonach ukazuje ich tamtejsze życie chłodno, bez taniej sensacji. Mimo to budząc ogromne emocje. Średniowieczne zwyczaje, dyscyplina, posłuszeństwo, zakazy i kary. Tak w skrócie można by opisać klasztorne życie zakonnic z reportażu Marty Abramowicz. Niekiedy życie w zakonie prowadzi do prób samobójczych czy depresji: „Siostra Dorota czuje się coraz gorzej. Myśli, że światu byłoby lepiej bez niej. Kiedy siedzi na dachu i patrzy w dół, czuje ulgę. Koniec jest na wyciągnięcie ręki, na jeden skok”.
Wielu czytelników komentuje, że same są sobie winne, same wybrały takie życie – zakon to nie przedszkole. Ile w tym prawdy? Przede wszystkim warto porzucić myślenie ze swojej własnej perspektywy i spróbować spojrzeć na siostrzaną rzeczywistość oczami młodej dziewczyny, która niewiele wie o świecie. Bohaterki wyjaśniają, że zakonnice werbują młode dziewczyny, do 25 roku życia, często z biednych rodzin z problemami albo takie, dla których życie blisko Boga jest spełnieniem najskrytszych marzeń. Respondentki zwierzają się autorce, że były naiwne, nie wiedziały jak wygląda życie w klasztorach: „Pani psycholog pyta, czemu wybrała ten zakon, a nie inny. Dorota mówi, że zobaczyła w książce zdjęcie roześmianej zakonnicy, spodobał jej się krój habitu. – To była taka książka o zakonnicach – tłumaczy dalej. – Już wiedziałam, że mam powołanie…” .
Wszystkie bohaterki książki wstąpiły do zakonu w bardzo młodym wieku. Większość z nich mieszkała w małych miejscowościach, miała skomplikowane życie rodzinne i była głęboko wierząca. Co mogło im się wydawać lepsze, od wstąpienia w szeregi zakonnic, jeśli były przekonane, że życie tam to przede wszystkim pomaganie uciśnionym czy wspólne modlitwy?
Tymczasem zakonny rygor nie pozwalał im samodzielnie decydować nawet o najprostszych czynnościach: „Oznacza to, przypomina Mistrzyni, że listy mogą polegać kontroli. Te, które napiszecie, macie mi oddawać w niezaklejonej kopercie. Te, które przychodzą, także dostaniecie już otwarte(…)”. Siostry zakonne nie mogą same zarządzać swoimi finansami. Są zmuszone oddać wszystko, co posiadają – nawet rzeczy bardzo dla nich osobiste: „Nie wolno wam mieć żadnych pieniędzy. Wszystko, co przywieziecie z domu, należy najpierw pokazać przełożonej, która wedle uznania rozdysponuje, co możecie zatrzymać, a co winnyście oddać wspólnocie.”
Myśleliście, że zakonnice same mogą decydować o tym, czy pójdą na studia, czym będą się zajmować, albo jakie przybiorą imię? Błąd. O wszystkim decyduje inna siostra: „Na obłóczyny miałyśmy sobie wybrać imię. Chciałam się nazywać Dominika. Ale siostra Patrycja zabroniła. – Ty będziesz się nazywać Genowefa – powiedziała”.
Zakon miał dawać siłę, żeby pomagać, umacniać się w wierze, w altruizmie. Tymczasem zamiast dawać, wysysał z sióstr energię. Żeby móc pomóc – trzeba było mieć zgodę. Żeby zobaczyć się z rodziną – potrzebna zgoda. Chcesz wysłać list – najpierw zgoda. Bohaterki nie tylko miały dość podporządkowywania się, ale też często straciły cały zapał, a nawet wiarę: „Agnieszka szybko dostrzegła, że zgromadzeniu nie była miła praca na rzecz potrzebujących. A przecież siostry miały piękny, jasny charyzmat: służyć biednym, pielęgnować chorych, otaczać miłością samotnych i wykluczonych. Kiedy wstępowała, tak pięknie o nim opowiadały. Uwierzyła, bo chciała uwierzyć. Miała wtedy osiemnaście lat”.
W reportażu Marty Abramowicz ważną rolę spełnia relacja ze spotkania z Dominikanami, którzy przyznają, że sami nie do końca rozumieją dlaczego siostry żyją w ten sposób. Zadziwia ich, podobnie jak czytelników, ogromny rygor panujący w żeńskich zakonach, ale też fakt, że Sobór Watykański II, który tak bardzo zreformował życie księży, polskie siostry zakonne praktycznie ominął: „My już od dawna nie nosimy na co dzień habitów. A u Dominikanek kilka lat zajęła reforma samego welonu! I to teraz, niedawno, a nie pół wieku temu po soborze. Zdumiewające”. Księża zawsze mają z czego żyć. Mogą zakładać też swoje fundacje, organizacje. Siostry są całkowicie zależne od proboszcza. Zakony żeńskie nie zmieniły się od czasów przedsoborowych, nadal panuje taki sam rygor, te same zasady, jakby zatrzymał się w nich czas, a wszystko, co zostało zapisane przed wiekiem obowiązuje do dziś.
Praca Marty Abramowicz umożliwia zagłębienie się w świat trudny do zrozumienia, otwiera oczy na wiele spraw, skłania do refleksji. Co ważne książka nie ocenia, ukazuje problem z kilku różnych stron, pozostawiając ostateczną ocenę czytelnikowi. Zdecydowanie jest to lektura, obok której nie da się przejść obojętnie.