Dub FX zdobył B90 – relacja
3 min readCokolwiek działo się w całym mieście, piątkowy (5 czerwca) wieczór w Gdańsku należał do Dub FX. Człowiek-orkiestra pokazał wszystko co najlepsze, a fani z pewnością zaliczają ten koncert do grona najlepszych tego lata.
Kiedy zaczynał przygodę z dźwiękami pewnie nie śniło mu się, że po kilku latach będzie jeździł po całym świecie i oczarowywał swoimi utworami tłumy fanów. O Dub FX (czyli Benjaminie Stanfordzie) trudno pisać, że był „zwykłym ulicznym grajkiem”. Swoją oryginalną muzykę – tworzoną za pomocą zapętlonych dźwięków, przekuł w sposób na życie i niemalże towar eksportowy. Dziś na jego koncerty ciągną setki ludzi.
Nie inaczej było w piątek (5 czerwca) w klubie B90. Muzyk wraz z ekipą zawitał do Gdańska tuż po koncertach w Warszawie i Krakowie. Ale zanim na scenie rozbrzmiał miszmasz dubu, reggae i hip-hopu w wykonaniu Australijczyka, publikę przywitał Natt. Muzyk zaserwował solidną dawkę elektroniki. Trudno nie odnieść wrażenia, że on sam, a nie tylko publika, potrzebował rozgrzewki. Z każdym utworem było coraz to bardziej energetycznie, a zniecierpliwieni fani przestępowali z nogi na nogę w rytmie dubstepu.
Z niewielkim opóźnieniem, bo około godziny 23.00, na scenie pojawił się Dub FX. Spóźnienie zostało mu wybaczone tuż po pierwszych taktach. Muzyk przez cały występ żonglował swoimi ulubionymi gatunkami. Płynnie przechodził to w reggae, to w dub, a nawet mistrzowsko zaprezentował się jako hip-hopowiec. Nie zabrakło oczywiście znanych numerów takich jak „Sooth your pain”, „Fly with me”, „Love me or not”, czy „Love someone”. Prawdziwą ucztę dźwięków doprawiło dodatkowo towarzystwo Andy’ego V na saksofonie i klawiszach.
Stanford był jak bestia spuszczona ze smyczy. W secie znalazły się też utwory z jego ostatniej płyty. „The Sky”, czy „Bass Line” wycisnęły z tłumu pod sceną kilka litrów potu. Muzyk miał doskonały kontakt z publicznością. Jak sam przyznał – Rok temu, kiedy tu grałem, byłem chory, teraz jesteśmy po długiej trasie i też czuję się beznadziejnie. Potrzebuje waszej energii! Jego apel nie pozostał bez odpowiedzi. Dub FX karmił się energią tłumu. A echo koncertowego szaleństwa już hula po Instagramie.
Kolejna wizyta Dub FX w Polsce tylko potwierdza, że na żywo brzmi on jeszcze lepiej. Niepowtarzalne dźwięki, co raz to nowe aranżacje – ze Stanfordem nie można się nudzić. Piątkowy koncert podkreślił to idealnie. To był niesamowity wieczór! Słucham jego muzyki od lat, a dopiero teraz dotarło do mnie jak świetną rzecz tworzy – wspomina jeden z fanów. Pod koniec jeszcze Australijczyk zaserwował swoją wersję motywu z „Ghostbusters”.
Kto nie dotarł do klubu, powinien zdać sobie sprawę, że właśnie ominął go jeden z lepszych wieczorów tego sezonu. A to dopiero początek lata! Dub FX już zapowiedział, że wróci za rok – a patrząc na częstotliwość z jaką odwiedza Polskę i sam Gdańsk, nie były to słowa rzucone na wiatr. Odkładajcie drobne do skarbonki na następne spotkanie! Ukłony dla B90, które koncertową poprzeczkę ustawiło bardzo wysoko na ten sezon. Po poniedziałkowym występie Selah Sue nie zwolnili tempa ani na chwilę.
fot. autor