Edyta Bartosiewicz zdobyła serca fanów w gdyńskim Pokładzie
2 min readEdyta Bartosiewicz dała kapitalny koncert, który zapewnił osobom licznie zgromadzonym w gdyńskim Pokładzie wiele emocji oraz niezapomnianych wrażeń. To jednozdaniowe podsumowanie najlepiej oddaje klimat, jaki wokalistka stworzyła czwartkowego (14 maja) wieczoru.
Edyta wkroczyła na scenę bardzo pewnie i natychmiast złapała fantastyczny kontakt z publicznością, który utrzymał się do samego końca. Niemal przed każdą piosenką dzieliła się swoim przemyśleniami. Artystka snuła opowieści o obecnej trasie, utworach, życzliwie dziękowała widowni za tak liczne przybycie oraz doceniła jej wsparcie, kończąc występ aż trzema bisami. Słowa uznania należą się także dla reszty muzyków, którzy towarzyszyli tego wieczoru piosenkarce: gitarzyście Maciejowi Gładyszowi, zasiadającemu za klawiszami Romualdowi Kunikowskiemu, perkusiście Radkowi Owczarzowi i najmłodszemu z załogi, basiście Michałowi Grottowi.
Był to występ niepowtarzalny. Nie dotyczy to tylko i wyłącznie jego oprawy, perfekcyjnego nagłośnienia i realizacji całości, ale przede wszystkim klimatu. Mimo, że sala Pokładu była po brzegi wypełniona fanami gwiazdy wieczoru, to czuło się atmosferę rodem z kameralnego klubu i chyba wszyscy odnieśli wrażenie, jak gdyby piosenkarka śpiewała dla każdego z osobna. Występ zaczął się „Szałem”, który dosłownie szaleńczo porwał zgromadzonych fanów. Poza tym pojawiły się wszystkie bardzo dobrze znane utwory artystki, jak np. „Urodziny”, „Zegar”, „Skłamałam”, niezapomniany „Sen” czy „Jenny”. Kompozycje zagrane były w nieco przearanżowanych wersjach w stosunku do tych znanych z albumów, bo jak sama artystka wspomniała – chcą trochę poeksperymentować. Nie brakło również utworów nowych: „Goodbye to the Roman Candles” bądź „Nie zabijaj miłości”.
Cały występ Edyty Bartosiewicz to jedna wielka opowieść. Opowieść o początkach artystki i o tym, co dzieje się w jej życiu teraz, jak również spojrzenie w najciemniejsze zakamarki przeszłość i jej konfrontacja z teraźniejszością. To także wspaniała podróż przez wiele różnych gatunków muzycznych: od bluesa, przez odrobinę funku i soulu po szczyptę rocka czy nawet reggae. Mieszanka absolutnie wybuchowa, która sprawiała, że koncertu słuchało się z wielką przyjemnością.
fot. Wojtek Rojek