Krzysztof Zalewski genialnie zagrał w Kwadratowej
3 min readJeśli jakimś cudem ktoś o nim nie słyszał, to niech jak najszybciej odnotuje to nazwisko, a już na pewno koniecznie niech przesłucha album „Zelig”. Krzysztof Zalewski, bo o nim mowa, jakiś czas temu grał drugie, trzecie skrzypce u największych na polskiej scenie muzycznej – Brodki czy Hey, a od jakiegoś już czasu działa solo. I to z powodzeniem! W minioną niedzielę, 19 kwietnia, muzyk wystąpił w klubie Kwadratowa.
Przypomnijmy – koncert miał odbyć się już miesiąc wcześniej, jednak z powodu choroby jednego z muzyków towarzyszących mu na scenie, musiał on zostać przełożony na inny termin. Warto jednak było czekać. Złego słowa się tu nie doszukacie – nie da się o tym koncercie opowiedzieć inaczej niż w samych superlatywach.
Rzadko się zdarza, by artyści grali na koncertach cały album. Tu jednak tak było i „Zelig” wybrzmiał w całości. Zaczęło się od „Her majesty”. Utwór krótki, bardzo przyjemny, idealny na mocne wejście . Od samego początku nie było dystansu „ja – artysta, ty – fan”. Krzysiek za opowieści o wrzosowych lasach i historii Wrzeszcza może spokojnie zyskać miano „zioma z Gdańska”.
Prawie każdy z zagranych utworów miał w bonusie parę nowych dźwięków i nieco inne aranże. Oprócz „Ósemko”, utworu nieco w stylu Grzegorza Ciechowskiego, lirycznych „Zbóż”, pokręconego dźwiękowo „Ry 55”, czy porywającego „Jaśniej”, na którym wszyscy tańczyli i cieszyli się jak dzieci, pojawiły się również nowości. Co szczególnie cieszy, jedna z nich jest bardzo w stylu The Doors! Te klawisze przypominające najpiękniejsze czasy w muzyce… magia! Były też covery: „Nie pytaj o Polskę” wspomnianego już Grzegorza Ciechowskiego – trzeba przyznać, był to piękny hołd dla tego genialnego artysty, czy „Elektryczny” – wybitnie dobry numer, utwór promujący ubiegłoroczną edycję Męskiego Grania, w której Zalewski również brał udział.
Czy czegoś zabrakło? Owszem. „Miodu” Natalii Przybysz. Ci którzy widzieli nagranie z jednego z koncertów, doskonale zrozumieją dlaczego. Ci, którzy jeszcze tego video nie widzieli, powinni jak najszybciej to nadrobić. Za takie covery powinno się rozdawać nagrody i przechodzić do historii.
Koncert bez małej wpadki nie miałby racji bytu. Co tym razem nie zagrało? Gitara. Zalewski jednak perfekcyjnie opanował sytuację. Jak przyznał w rozmowie z nami, lata które spędził na scenie pozwoliły na to, by teraz w takich sytuacjach nie wpadać w panikę. Na wielki podziw zasługuje też to ile instrumentów i sprzętów obsługiwał będąc na scenie. Uwierzcie, niejeden doświadczony muzyk by się w tym nie odnalazł.
Krzysztof Zalewski to wokalnie najwyższa półka w naszym kraju. Zarówno możliwościami głosowymi, jak i charyzmą przebija tych, których powszechnie uznaje się za największych i najlepszych na polskim rynku muzycznym. Dodatkowo trzeba przyznać, że wszystkie jego utwory, zarówno w wersji studyjnej, jak i tej na żywo, przy wibrujących dźwiękach instrumentów, są bardzo melodyjne i mocno wpadają w ucho. Jednak próba przypisania ich do jakiegokolwiek gatunku muzycznego za każdym razem spełza na niczym. I może to właśnie jest w muzyce Zalewskiego najpiękniejsze?
fot. Milena Śmiłek