Chappie. Robot, który skradnie wasze serca
3 min readWylaliście litry łez patrząc jak Wall-e zakochuje się w Eve? Zapomnijcie o tym, bo oto robot, który bezlitośnie podbije wasze serca. Nowy film Neilla Blomkampa – „Chappie” to powtórka z „Dystryktu 9”, ale w jeszcze lepszej wersji.
W Johannesbourgu znów leje się krew. Do walki z przestępczością firma zbrojeniowa wysyła Skautów – policyjne roboty, które mają zastąpić funkcjonariuszy z krwi i kości. Na ulicach zapada porządek, a przestępcy schodzą do podziemia. Trójka gangsterów – Yolandi, Ninja (duet Die Antwoord) i Ameryka (Jose Pablo Cantillo) – porywają jednego z robotów wraz z jego twórcą – Deonem (Dev Patel). Skaut ma być przeprogramowany tak, żeby walczyć dla nich. Deon resetuje dotychczasową wiedzę robota i wraz z gangsterami uczy wszystkiego od nowa. Maszyna dostaje nowe imię – Chappie i odtąd zachowuje się jak małe, niczego nieświadome dziecko. Yolandi zostaje jego mamą, a Ninja… cóż – nie w głowie mu ojcostwo i dziecięce igraszki. Chappie ma być groźnym przestępcą, takim jak on.
Neill Blomkamp przez chwilę dał o sobie zapomnieć. Po doskonałym „Dystrykcie 9” sięgnął dna obrazem „Elizjum”, a teraz przyszedł czas na sukces „Chappiego”. W pierwszym filmie Wikus Van De Merwe zamienił się w obcego, w drugim Matt Damon połączył swoje ciało z maszyną, ostatni – daje szansę robotom na namiastkę człowieczeństwa. Inspiracje twórcy widoczne są jak na dłoni. Reżyser po raz kolejny bawi się motywem przeniesienia człowieczeństwa na coś pozaludzkiego. A w tle koniecznie muszą pojawić się południowo-afrykańskie slumsy i wielkie korporacje.
Reżyser wypracował swój własny styl, dlatego trudno obwiniać go o powtarzalność fabuły. „Chappie”, w porównaniu do poprzedników, to wisienka na torcie. Jeśli przymknąć oko na kiczowatość niektórych elementów i potraktować film jako fantazyjny rollercoaster, to wychodzi jedna z najlepszych produkcji gatunkowych ostatnich miesięcy. Blomkamp dyskwalifikuje swoich kolegów z branży (choćby Michaela Baya), którzy przy znacznie większym budżecie zapominają o scenariuszu. „Chappie” pochłonął mniej dolarów, a fabuła i co najważniejsze – efekty specjalne – są tu dopracowane w najmniejszym szczególe.
Scenografia w filmie zasługuje na brawa. Dziupla gangsterów to małe, abstrakcyjne dzieło sztuki. Ściany pokrywają rysunki i motywy rodem z teledysków Die Antwoord, nawet ogromne zbiorniki ciśnieniowe są w całości pomalowane. Wreszcie sam Chappie to nie tylko zbiór przypadkowych elementów, ale pełna postać z charakterem. Przy pomocy Ninja staje się prawdziwym gangsterem. Rusza się jak Ninja, ma nawet wymalowane sprayem hasła na pancerzu i pokaźny zestaw złotych łańcuchów na szyi. Robot – niewinny jak małe dziecko, wystawiony jest na wiele prób. Ma stać się twardym przestępcą, a woli bawić się lalkami i malować samochody. Kto nie uroni łzy, gdy Chappie zostaje sam na sam z bandziorami ze slumsów, ten jest nieczułym człowiekiem i nic go już nie uratuje.
Chappie swoim aktorstwem zawstydza Matta Damona. Sharlto Copley, który użyczył mu głosu, znów mógł stać się częścią geniuszu Blomkampa. Trudno uniknąć wrażenia, że najlepiej na planie poradził sobie jednak duet Die Antwoord. Mimika Ninja i świetna osobowość Yolandi doskonale odnajdują się w tej stylistyce. Gdzieś tam gra też Hugh Jackman jako czarny charakter o aparycji skauta na wyjeździe do Kanady. Jest też Sigourney Weaver w roli prezesa firmy tworzącej Skauty. Aktorka oddala się na drugi plan, bo film zdecydowanie kradnie Chappie i nieposkromiony duet gangsterów aka muzyków. „Chappie” będzie ulubionym filmem fanów zespołu. Soundtrack składa się w większości z ich utworów ( jest i „Cookie Thumper” i „Baby’s on Fire”), w połączeniu z kompozycjami Hansa Zimmera, który o dziwo romansuje z elektroniką. Niektóre sceny w filmie musieli dyktować sami muzycy.
Neill Blomkamp serwuje świetne połączenie kina akcji i sci-fi. A wszystko to okraszone dynamiczną muzyką i znanymi nam ujęciami Johannesbourga. Jednak tolerancja dla opatrzonych schematów powoli się kończy i czas, by Blomkamp sięgnął po nieco inny projekt. Kto wie, może jego wersja „Obcego” potwierdzi kunszt reżysera i oderwie go od wcześniejszych produkcji.