Gitary, riffy, genialny wokal – Skubas w Parlamencie
2 min readPechowy piątek trzynastego? Nie tym razem! W piątkowy wieczór (13 marca) w gdańskim klubie Parlament wystąpił Skubas – autor dwóch świetnie odebranych albumów, w tym roku nominowany do dwóch Fryderyków, ceniony i stawiany w czołówce najlepszych polskich artystów ostatnich lat.
Słowem, które prawdopodobnie najczęściej pojawia się w poniższym tekście jest „gitara”. Trudno, by było inaczej – podczas półtoragodzinnego koncertu widzieliśmy i słyszeliśmy ich sporo. Struny co prawda nie pękały, a palce nie krwawiły, ale efektowne riffy i tak powaliły na kolana. Instrumenty raz stroiły bardziej, innym razem mniej, ale o to przecież chodzi. Gitara musi nie stroić. Jeśli chcesz, żeby stroiła, kup sobie klawisze – żartobliwie podsumował Skubas.
Nie zabrakło utworów z debiutanckiej płyty „Wilczełyko”, ale i oczywiście z wydanego w 2014 roku albumu „Brzask”. Rozbrzmiały między innymi „Diabeł”, „Plac zbawiciela”, „Linoskoczek” czy niezwykle urocza „Kołysanka”, stworzona przez artystę specjalnie dla syna Borysa. Zaskoczeniem dla tych, którzy nie byli na listopadowym koncercie Skubasa w Gdyni, był cover utworu „Moje paranoje” zespołu Daab. Można przerobić reggae na rockowe granie? Jasne! I to z jakim rezultatem! Utwór spod zielono – czerwono – żółtej flagi zyskał zupełnie nowy byt.
Pod koniec koncertu rozbrzmiał utwór „Nie mam dla Ciebie miłości”, który przez wiele tygodni dzielnie podbija listę przebojów radiowej Trójki. Nad muzykami z zespołu Skubasa, jak i nad nim samym, nieco wisi ta legendarna już piosenka, ale wiadomo, że koncert bez niej nie miałby racji bytu. O dziwo, wśród publiczności obyło się bez spektakularnych wzruszeń. Ot, zwykły kawałek. Obala to żartobliwą tezę Skubasa, że ludzie przyszli na koncert tylko po ten jeden utwór. Nic bardziej mylnego, cytując za klasykiem.
Dużo miłości jednak mieli dla publiczności sami artyści, którzy wywołani przez niemałą gromadkę pod sceną, wyszli na bis aż dwukrotnie, grając „Brzask”, „Rain song” i „Wyspę nonsensu”. Grzechem byłoby nie wspomnienie o talencie muzyków z zespołu Skubasa. Kiedy grają, wzroku i słuchu nie można od nich oderwać! Bardzo zgrani, świetni rytmicznie i technicznie. Bardzo dobry band.
Największym zaskoczeniem było to, że dźwięki, które kojarzą się z długimi, jesiennymi wieczorami, kocem, poduszką i kotem oraz pachną palącym się w kominku drewnem i jabłkami z cynamonem, tak fantastycznie wypadły na żywo. Po wczorajszym koncercie chyba nikt nie ma wątpliwości, że Skubas to prawdziwy mistrz gitarowego, brudnego, nieco grunge’owego grania. Obyśmy i tym razem nie musieli zbyt długo czekać na jego kolejny koncert w Trójmieście.
fot. Paweł Wroniak