LemON ,,Scarlett” – recenzja

10426739_724237337631696_6966982787811056839_n

fot. materiały prasowe

Tegoroczna jesień obfituje w nadzwyczajnie dobre polskie wydawnictwa płytowe. Jednym z najbardziej wyczekanych był album zespołu LemON, ,,Scarlett”. Jak wielkie jest zdziwienie tych, którzy zapowiadali ich koniec i całkowite zaprzedanie się komercji. Mówiąc za klasykiem – nic bardziej mylnego!

O LemON-ie słyszał chyba każdy. Jedni kojarzą go z przejmującego ,,Napraw”, inni z przepięknych melodii, które często dopełniają łemkowskie i ukraińskie teksty, a jeszcze inni kojarzą go po prostu z Igorem Herbutem. Tak, tak, tym który śpiewa, że życie jest małą ściemniarą. Nieważne czy zna się ich z radia czy z telewizji, ważne jest to jak grają, co grają i w jaki sposób przekazują emocje. A w tym ostatnim są prawdziwymi mistrzami.

Pierwszą zapowiedzią najnowszej płyty był singiel ,,AKE”, który ukazał się wiosną tego roku. Nie dość, że melodia bardzo chwytliwa, tekst nadzwyczaj optymistyczny, to jeszcze tytuł, który zanim nie wyjaśnił go Igor, niejednemu słuchaczowi krążył po głowie z zapytaniem ,,co on oznacza?”. Zagadka się rozwiązała, ale pojawiła się kolejna – czy zapowiadany album będzie właśnie taki? Radosny, lekki i zdecydowanie bardziej popowy niż debiutancki? Przyznam szczerze, trochę się tego obawiałam – zatracenia charakterystyczności, ducha i niepowtarzalności…

Latem przyszła pora na ,,Scarlett”, nową jakość w wykonaniu grupy. Tekst wraz z warstwą instrumentalną zrobiły dobrą robotę – utwór stał się na tyle popularny, że jeszcze zanim wyszedł teledysk, w sieci królowało nagranie z koncertu, na którym ten utwór zadebiutował. Wideo obejrzały tysiące ludzi, a Scarlett, mało mam… głośno śpiewano na koncertach. Wersja studyjna również niczym nie rozczarowała. Ten utwór albo się kocha, albo nienawidzi, ale z pewnością nie pozostanie niezauważony. A o to przecież chodzi.

Od listopada w radiostacjach można usłyszeć ,,Jutro”, kolejny z serii tych lekkich i optymistycznych. Ciepło płynące już z pierwszych dźwięków, wokal Igora, a do tego uroczy obrazek zawarty w teledysku, są idealne na jesienno – zimowy czas. Niech zostanie on manifestem, by nie poddawać się chandrze i marazmowi, bo przecież żadnego końca świata dziś nie będzie…

Jakie było moje szczęście, gdy już jako czwarty numer pojawiła się ,,Lwia część”. Dokładnie o takie emocje chodziło! Wzruszający tekst oraz piano, które kawałek po kawałku zalewają serce słuchacza szczerością, pięknem i delikatnością, są nie do opisania! W niczym nie odstępuje też ,,Fantasmagoria”, śpiewana po łemkowsku, równie piękny utwór, docierający do najgłębiej chowanych emocji. Największym zaskoczeniem jest natomiast ,,Pid oblaczkom”. Surowość, chłód, brak instrumentów, trzy głosy – takie rzeczy nie pojawiają się na longplayach popularnych zespołów. Ogromne uznanie!

Ku zadowoleniu fanów, swoje miejsce znalazło tu też ,,O niczym (aka Peron)”, czyli dobrze znany numer z koncertów. Największy moment szaleństwa pod sceną dzieje się właśnie przy tych dźwiękach.

O genialności muzyków i wspaniałości warstwy tekstowej trzeba wspomnieć jeszcze raz, przy okazji utworu ,,Spójrz” – magiczny, delikatny i poruszający. Najlepszy.

Jak wiadomo, grudzień to czas przedświątecznej gorączki. Ludzie maniakalnie biegają po sklepach, bawiąc się w pana z białą brodą i w czerwonym stroju, szukając prezentów dla swoich najbliższych. Często zapominają przy tym, że płyta to jeden z najprostszych, ale i najbardziej trafionych pomysłów na podarek. ,,Scarlett” sprawdzi się w tej roli idealnie! Jeśli ktoś myśli o jej zakupie, niech nie waha się ani chwili i biegnie do sklepu. Odpowiedzialności za zakup nie mogę wziąć na siebie, ale za to mogę być doradcą św. Mikołaja i z czystym sercem go polecić. Wielbiciele dobrej muzyki powinni być zachwyceni!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście + 3 =