„Samo śpiewanie dziś nie wystarczy” – wywiad z Marceliną
6 min readMarcelina była jedną z gwiazd tegorocznego festiwalu Sopot TOPtrendy. Przy okazji tego wydarzenia opowiedziała nam o ostatnim albumie „Wschody / Zachody”, podróży do Maroka oraz współpracy z Piotrem Roguckim.
Trudno o tobie powiedzieć, że jesteś artystką jednego gatunku.
Być może dlatego, że nie inspiruję się wyłącznie jednym artystą. Kiedy ktoś pyta mnie o idola, to jest mi ciężko odpowiedzieć. Podobają mi się różne style, słucham misz-maszu. Nie zastanawiam się też do kogo ma to trafić. Piszę tak jak czuję, zarówno teksty jak i muzykę. Zapraszam też do współpracy różnych artystów, więc nasze wrażliwości się mieszają.
Ostatni album zatytułowany „Wschody / Zachody” miał swoją premierę w październiku zeszłego roku. Z perspektywy czasu jesteś zadowolona z tej płyty?
Tak, chociaż po wydaniu albumu miałam to samo wrażenie, które towarzyszy wielu artystom.
Że chciałabyś coś zmienić?
Dokładnie, ale wydaje mi się, że to dobry objaw. Jest tyle bodźców z zewnątrz, tyle dobrej muzyki, że zawsze można coś ulepszyć. Od tego są też występy na żywo, by te piosenki ewoluowały. Na koncertach nie gramy wyłącznie ostatniej płyty, ale też materiał z pierwszej. Mimo że wielu ludzi dostrzega wyraźne różnice między tymi albumami, całość jest spójna.
Publiczność szerzej poznała cię przy okazji utworu z gościnnym udziałem Piotra Roguckiego. Trudno było namówić Piotra do współpracy?
Nie, to była absolutnie spontaniczna sytuacja. Nie planowałam w ogóle duetu na tej płycie. Kiedy nagrywaliśmy utwór „Karmelove” uznaliśmy, że potrzebny jest drugi głos, który byłby przełamaniem mojego wokalu. Byłam wtedy na etapie słuchania solowej płyty Piotra i rzuciłam ot tak: „To może Roguc?”. Zadzwoniliśmy, Piotr wyraził zainteresowanie i powiedział, że przy najbliższej okazji przyjedzie do Warszawy i wpadnie do studia. Tak się poznaliśmy, współpraca przebiegła bezproblemowo, także na etapie kręcenia teledysku. Co pewien czas jesteśmy na łączach, bardzo się cieszę, że mogłam z nim współpracować.
Udało wam się wspólnie wystąpić na kilku koncertach?
To trudne, bo Piotr jest dość zapracowanym człowiekiem. Jednak kiedy graliśmy koncert promocyjny, Piotr pojawił się na scenie, mimo że tego samego dnia występował na festiwalu. To była też duża niespodzianka dla publiczności, bo nigdzie nie zapowiadaliśmy tego duetu.
Miałaś okazję występować w podobnej roli co Piotr Rogucki, przy okazji współpracy z zespołem Happysad. Niedawno byłem na koncercie tego zespołu, widziałem ogromną rzeszę trzydziestolatków i starszych słuchaczy. Masz wrażenie, że wychowali oni swoje pokolenie?
To zespół, którego nie widać w mediach mainstreamowych, a jednak każdy ich zna. Muzycy Happysad wychowali swoją publiczność i to jest rzecz, która także mi się marzy. To bardzo cenne, że mogłam uczestniczyć w ich występach, widzieć jak się tym bawią.
A jak doszło do tej współpracy?
Występowałam na festiwalu Open’er, a na mój koncert przyszła część zespołu. Spodobało im się, jakiś czas później zaprosili mnie do zagrania supportu przed jednym z koncertów, a kilka miesięcy później nagraliśmy wspólny utwór na płytę „Ciepło / Zimno”.
Porozmawiajmy o twojej ostatniej płycie. Teledysk do tytułowej piosenki został zrealizowany w Maroku. Podróże cię inspirują?
Bardzo. Zawsze staram się łączyć przyjemność podróżowania z pracą, a że mam taki, a nie inny zawód, często mi się to udaje. Podobnie było z wyjazdem, o który zapytałeś. Mam przyjaciół, którzy często tam jeżdżą, a poza tym zajmują się także realizowaniem filmów. Wybrałam się razem z nimi na wakacje, wzięliśmy też ze sobą sprzęt do nagrywania. Byłam wtedy na etapie pisania tekstu do piosenki „Wschody / Zachody”, melodia skojarzyła mi się wakacyjnie. Pojawiła się pewna wizja, że warto zrobić teledysk w egzotycznym kraju. Udało się zrealizować ten klip, bardzo miło go wspominam.
Jeszcze kilka lat temu wokalistka musiała tylko śpiewać utwory, które ktoś dla niej napisał. Teraz się to zmienia, czego jesteś najlepszym dowodem. Śpiewasz, piszesz i komponujesz. Dzisiejszy rynek wymaga więcej od artysty?
Współczesne media umożliwiają pokazanie się artyście. Czasami wystarczy zamieścić coś w Internecie i przy odrobinie szczęścia można być znanym. Rzeczywiście, teraz samo śpiewanie nie wystarczy, choć z sympatią wspominam czasy, kiedy na scenach występowały prawdziwe divy.
A z boku był Jacek Cygan, który miał rękę do doskonałych piosenek.
No tak. (śmiech) I rzeczywiście, wielkie osobowości sceniczne pociągały za sobą najlepszych tekściarzy, reżyserów teledysków i aktorów, którzy w tych klipach występowali. Wszyscy razem tworzyli jedno wielkie dzieło. Dziś nie każdy ma takie szczęście. Jeżeli chcesz się wybić, musisz to wszystko zrobić samemu.
Jeśli mówimy o wielkich osobowościach scenicznych, niedawno wystąpiłaś gościnnie w teledysku Ireny Santor. Takich propozycji się nie odrzuca?
Absolutnie, to jest prawdziwa diva, którą podziwiałam jeszcze jako dziecko. Zresztą mój dziadek był w niej zakochany, więc piosenki Ireny Santor były w moim domu na porządku dziennym. W momencie kiedy nagrywa się płyty i jest się mocno zaangażowanym w pracę, takie spotkanie z osobą, która już to wszystko przeżyła jest niesamowicie inspirujące. Krótka rozmowa z panią Ireną dała mi mnóstwo pozytywnej energii. To był zresztą pierwszy teledysk pani Ireny, więc mogę powiedzieć, że wystąpiłam w debiutanckim klipie Ireny Santor. (śmiech)
Zgadzasz się, że druga płyta jest dla artysty najważniejsza, bo potwierdza jego poziom artystyczny?
Pierwsza płyta była dla mnie pewnym misz-maszem. Obok nowych kompozycji, znalazły się tam piosenki, które przeleżały sporo czasu w szufladzie, miały po pięć czy sześć lat. Bardzo chciałam je wydać, bo człowiek się zmienia i w pewnym momencie przestaje się utożsamiać z pewnymi historiami. Po wydaniu tej płyty miałam jeszcze więcej energii, bo czułam, że kolejna płyta będzie w całości świeża. Być może dlatego nie odczułam stresu przed wydaniem drugiego albumu.
Na polskim rynku alternatywnym pojawiło się w ostatnich latach mnóstwo ciekawych artystów. Może pora wyjść ze swoim materiałem do szerszej publiczności?
Wydaje mi się, że w Polsce brakuje środka między głównym nurtem a alternatywą. Na Zachodzie funkcjonuje bardzo popularny pop jak na przykład Justin Bieber. Jest też zupełna alternatywa, ale swoje miejsce i ogromną publiczność ma na przykład Björk.
Wydaje się, że „Granda” Brodki była pewnym przełamaniem.
To prawda. Bardzo się cieszę, że Brodka otworzyła w pewien sposób rynek, ale to ma też drugą stronę. Artystki, które tworzyły już kilka lat wcześniej, zaczęły być porównywane do Moniki i traktowane jako jej kopia, na przykład Iza Lach czy Natalia Grosiak z zespołu Mikromusic. Ja też. Jednak mam nadzieję, że świadomy słuchacz nie korzysta z takiego szufladkowania.
Parafrazując tytuł książki Marka Niedźwieckiego „Nie wierzę w życie pozaradiowe”, możesz powiedzieć, że nie wierzysz w życie pozamuzyczne?
Chyba trochę tak jest. Chciałabym, żeby muzyka wypełniała mi czas już zawsze. Mam dużo innych pobocznych pasji, które staram się realizować, reżyserując klipy czy tworząc okładki. Jednak to, że te pasje są obok, a nie zamiast muzyki, bardzo mi odpowiada, choć kto wie… Lubię robić dużo rzeczy na raz.
Czego ci życzyć?
Szczęścia. Chyba jest w tym zawodzie niezbędne.
fot. Aleksandra Polkowska