Pod deskami teatru
7 min readGdyby nie oni scena świeciłaby pustkami, a publiczność nic by nie zobaczyła i nie usłyszała. Często aktorzy pojawiają się, gdy wszystko jest już gotowe. A w teatrze pracuje wiele osób, które pozostają „niewidzialne” dla widzów. Zajrzyjmy do zakamarków teatru i poznajmy tych, o których rzadko się mówi.
Prolog
Dziesiąta rano, słoneczny, niedzielny poranek. Tłumy ludzi kłębiły się przed szklanymi drzwiami Teatru Wybrzeże , a te głośno trzaskały obijając się o siebie. Tym, którym udało się już wejść do środka pozostało jeszcze tylko dołączyć do„ogonka” kolejki. Każdy musi potwierdzić swoją obecność, potem dołącza do jednej z kilku grup. – Witamy podczas dnia otwartego w Teatrze Wybrzeże. Zapraszamy do zwiedzania – powiedział jeden z oprowadzających.
(W tym momencie otwierają się drzwi do Dużej Sceny, a za nimi panuje mrok. Osoby, które znalazły się na liście z ciekawością, przekraczają jej próg.)
„Proszę wybierać pierwsze rzędy, tam będzie lepiej widać” – słyszę jeszcze za swoimi plecami i dalej podążam za dwudziestką „wybrańców”. Dlaczego pan tutaj przyszedł? – To proste, chce zobaczyć to czego normalnie nie widać – tłumaczy Mariusz Szymański. Ale co konkretnie? – nie daję za wygraną. – Dokładnie to nie wiem, chyba wszystko co jest niedostępne – dodaje. Ruszamy dalej.
I akt „I stała się jasność”
Na początku w sali było ciemno, ale już po chwili nad sceną rozbłysnęły światła. A to dzięki, Bogdanowi Rokicie, który
jest z-cą kierownika technicznego i m.in. zajmuje się oświetleniem. Jak wygląda jego dzień pracy? Wtedy po raz pierwszy usłyszałam, że „trudno powiedzieć” (jak się później okaże, to nie jedyny raz, gdy padnie taka odpowiedź). Tutaj każdy dzień jest inny. Nie da się określić jakiś konkretnych ram czasowych. – To nie tylko praca! Dla mnie to pasja. Gdybym tego nie lubił to nie dałbym rady tak długo tu zostawać. Tutaj nikt nie stuka młotkiem, bo musi. Wszystko robimy dla dobra firmy – mówi pan Bogdan.
(Spoglądamy do góry na reflektory nas sceną)
Często jest tak, że oświetleniowcy pracują od rana do wieczora. Potem przerwa i znów wracają do teatru, gdzie nie raz zostają nawet do północy. Pan Bogdan cały czas podkreśla, że tutaj ważna jest praca zespołowa i doświadczenie, bo wielu rzeczy nie da się nauczyć w szkole. Kilka razy zdarzyły się kłopoty techniczne, ale jak twierdzi kierownik „my możemy mieć problem, ale widzowie nie mogą o tym wiedzieć”.
Oświetleniowcy mają najwięcej zajęć w tygodniu przedpremierowym. Wtedy spotykają się ze scenografem i reżyserem. – To oni decydują jak ma wyglądać przedstawienie. My staramy się spełnić ich oczekiwania – dodaje. W dniu premiery o godz. 17.00 cały sprzęt musi być gotowy, bo przecież już o 19.00 rusza spektakl.
II akt „Za kurtyną”
(Światła zgasły, a my po schodkach wchodzimy na scenę.)
Ostatnie spojrzenie na salę i przechodzimy dalej. Jeszcze kawałek i znajdziemy się w miejscu poza zasięgiem widzów, czyli za kurtyną.
Pomieszczenie właściwie było puste, z wyjątkiem wielkiego konia, który czeka w kącie na swoje „pięć minut” w „Arabeli”. To miejsce fachowo nazywane jest kieszenią sceniczną, gdzie znajdują się wszelkie elementy, które mają się pojawić na scenie podczas spektaklu.
Tutaj też spotykamy Krzysztofa Koniecznego, brygadiera sceny. Na co dzień zajmuje się montażem elementów scenografii oraz obsługą przedstawienia. – Robimy wszystko od postawienia dekoracji, po wniesienie mebli. Scenograf wymyśla, a my to tworzymy. Musimy to też odpowiednio zaplanować logistycznie – opowiada.
Jeszcze przed pokazem oświetlenia, cała nasza grupa mogła obejrzeć filmik promocyjny, który prezentował jak wygląda praca montażystów. Materiał, który oglądaliśmy trwał 3 minuty, tymczasem scenografię budowało 10 osób i to przez 8 godzin. Najcięższym dniem jest poniedziałek. – Wtedy zmieniamy dekoracje. Trzeba zdemontować jedną i od razu przygotować drugą. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy nie zdążyli. Kiedy wiemy, że brakuje nam czasu po prostu zostajemy po godzinach – relacjonuje pan Krzysztof.
A w dniu premiery? Wszystko musi być już gotowe. Montażyści przychodzą godzinę przed spektaklem i sprawdzają czy wszystko jest na swoim miejscu.
III akt „Ostatni krąg”
(Kręte, metalowe schody w dół. Wszyscy ostrożnie stawiamy kroki. Powoli coraz wyraźniej czuć zapach wilgoci. Po
chwili naszym oczom ukazały się zapadnie.)
To dzięki tym urządzeniom na scenę mogą „wjeżdżać” poszczególne elementy. – Teraz taki wjazd na scenę trwa 3,5 minuty, ale szykujemy się do remontu i mamy nadzieję, że w przyszłości dostaniemy pneumatyczne zapadnie. Wówczas potrwa to krócej – tak prezentował sprzęt Krzysztof Puzioł, z-ca kierownika technicznego, który pracuje w teatrze od 20 lat. Głównie zajmuje się transportem elementów dekoracji na scenę. I znów zadaję pytanie jak wygląda jego dzień pracy. – Tutaj jest jak na statku. Nie ma pracy „od do”. Musimy przygotować wszystko tak, żeby przedstawienie mogło się odbyć. Kiedy zaczynają się prace nad spektaklem, kierownik techniczny musi określić co może wykonać. Wtedy dostarczamy wizualizacje i projekty naszych pomysłów – wspomina.
Zazwyczaj w tych piwnicznych pomieszczeniach panują egipskie ciemności, dlatego praca nie należy do najłatwiejszych. Wszystko trzeba robić po ciemku, żeby nawet promień światła nie wydostał się z otworu, przez który wyjeżdżają zapadnie. Wtedy widzowie mogliby zobaczyć co dzieje się pod sceną. – Często pojawiają się tutaj aktorzy, dlatego z myślą o nich wytyczamy im ścieżkę ledowymi spławikami – dodaje pan Krzysztof.
Pracownicy teatru wiele dekoracji wykonują sami, ale coraz więcej rzeczy zleca się zewnętrznym firmom. Tak było w przypadku „Arabeli”. – Tutaj wszystko jest nietypowe, każde przedstawienie to inna przygoda – kwituje i już idzie po kolejną grupę, która z zaciekawieniem spogląda na metalowe schody w dół…
IV akt „Niewidzialna ręka”
I znów wracamy za kulisy sceny. Okazuje się, że kurtyna jest „granicą” między dwoma przestrzeniami – Za tą linią otwiera się świat za, który płacicie. Sztuka istnieje wtedy, kiedy spotykają się ci, którzy grają i ci, którzy oglądają. Żeby tam
mogło zagrać kilku aktorów tu, na zapleczu musi pracować wiele osób – powiedział Jerzy Gutarowski, który od wielu lat jest inspicjentem. To on czuwa nad przebiegiem przedstawienia. W czasie jego trwania jest ważniejszy nawet od dyrektora.
Jak podkreśla, praca w teatrze często wymaga rezygnacji z prywatnego życia. – Kiedy przygotowujemy przedstawienie, rano wybiegamy z domów i pędzimy na próbę. Potem szybko jemy jakiś obiad i od godz.18.00 do 20.00 trwa druga próba. I tak przez 1,5 miesiąca. Potem jest premiera – chwila wytchnienia i kolejne przedstawienie – wylicza inspicjent.
Okazuje się, że tuż po zwiedzaniu, na deskach teatru będzie wystawiana sztuka „Martwe dusze” – w której gra nawet 50 aktorów. – Przy tak dużych przedstawieniach pojawiam się dwie godziny wcześniej. Najpierw liczę aktorów. Gdyby, któregoś zabrakło na scenie to byłby dramat! Potem sprawdzam rekwizyty i dekoracje. Na koniec wywołuję poszczególne osoby, które biorą udział w spektaklu – opowiada pan Jerzy.
Znów pytam jak wygląda taki zwykły dzień pracy w teatrze. (Liczę, że w końcu uzyskam konkretną odpowiedź) „A to zależy,o który dzień pani pyta, bo mamy ich co najmniej trzy” – słyszę odpowiedź. Pan Jerzy cierpliwi tłumaczy, że czasami próby odbywają się rano i wieczorem. Innym razem są tylko rano, a wieczorem aktorzy grają przedstawienie. A kolejnego dnia np. nie ma czasu na próby, bo są tylko przedstawienia.
(„Panie Jerzy musimy kończyć. Następna grupa czeka” – słyszymy w oddali.)
Inspicjent uśmiecha się do nas i idzie po kolejnych „ciekawskich”.
V akt „Lustereczko powiedz … ”
Małe pomieszczenie, na jednej ze ścian równo wisi rządek luster, a tuż przy nich jest lada. Na blacie leżą jeszcze kosmetyki. – To po wczorajszym przedstawieniu, nie chowałam ich już, żeby dzisiaj wszystko było gotowe – powiedziała jedna z charakteryzatorek.
(Wszyscy rozglądają się z zaciekawieniem. Spojrzenia zatrzymują się na zdjęciach makijaży, które ktoś przyczepił do ściany.)
– To wzory, które wykorzystujemy przy sztukach, które będziemy przedstawiać w najbliższym czasie – dodaje. Ile trwa malowanie? To zależy od pomysłu na charakteryzację. Tylko przy sztuce „Martwe dusze” pracuje 10 charakteryzatorek. Kiedy makijaż jest skomplikowany prace trzeba zacząć nawet trzy godziny wcześniej. Znacznie dłużej trwają prace w pokoju tuż obok.
(Na dużym stole po środku pomieszczenia leżą materiały i zdjęcia kreacji. Jedna z sukien wisi na manekinie.)
Do każdej sztuki kostiumy wymyśla scenograf. Kiedy jest już projekt zaczyna się szycie i pierwsze przymiarki. – Tutaj każdy aktor ma swoją kartotekę i może sprawdzić ile mu przybyło w pasie od poprzedniej sztuki – żartuje Piotr Witkowski, aktor. Ile trwa szycie kostiumu? To oczywiście zależy od projektu. Najwięcej czasu pochłaniają stroje historyczne.
Kiedy kostiumy przestają być potrzebne trafiają do magazynu. Często są później przerabiane i wykorzystywane do innych sztuk.
Epilog
Zgasły światła, trzasnęły drzwi, nadchodzi kolejny dzień.
fot. M.Pawlikowski