26/03/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Ameryka Trumpa

3 min read
flaga USA na tle zachodzącego słońca

fot. Aaron Burden/źródło: Unsplash

20 marca minęły trzy miesiące od zaprzysiężenia Donalda Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. W tym czasie jego administracja zorganizowała kilka niekonwencjonalnych spotkań, podjęła szereg kontrowersyjnych decyzji i niejednokrotnie wywołała uśmiech politowania na wielu twarzach. Ameryka, jaką znali nasi dziadkowie, to już przeszłość – urok minął, choć sentyment pozostał. 

Wojna celna

Wojna w imię obrony cudu gospodarczego i przywrócenia prymatu USA na świecie mogłaby być postrzegana jako wyraz patriotyzmu – ale nie w tym przypadku. Działania Donalda Trumpa nie wzmacniają, lecz osłabiają jego kraj, stanowiąc zaprzeczenie idei racji stanu, do której sam często się odwołuje. Nakładanie ceł na kraje sojusznicze – zanim objęły one także Chiny – podważyło wiarygodność Stanów Zjednoczonych w oczach opinii publicznej. Co więcej, tego typu polityka może przynieść korzyści jedynie krótkoterminowo. Nagłe pobudzenie przemysłu i oferowanie nowych miejsc pracy, nie trwa wiecznie, a recesja gospodarcza ma skutki długoterminowe.

Doktryna ekonomiczna, na którą powołuje się administracja prezydenta, wywodzi się jeszcze z epoki nowożytnej. Tymczasem współczesny świat to rzeczywistość globalizacji, gdzie gospodarki państw są ze sobą powiązane bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nakładanie ceł w celu ratowania np. przemysłu motoryzacyjnego może w rzeczywistości przyspieszyć jego upadek. Amerykańskie koncerny nie są samowystarczalne – wiele kluczowych komponentów sprowadzają z zagranicy. Wprowadzenie ceł odwetowych może spowodować gwałtowny wzrost cen produkcji dóbr luksusowych, które stanowią wyznacznik zamożności społeczeństwa oraz prestiżu państwa.

Umowa umowie nie równa

Odmrożenie stosunków dyplomatycznych między USA a Rosją w ostatnich miesiącach było spodziewane i nie powinno nikogo zaskakiwać. Stany Zjednoczone odstąpiły od ostrej polityki Ronalda Reagana wobec Rosji, przygotowując się na nowe otwarcie w rywalizacji z Chinami. W obliczu takiego rozwoju wydarzeń Ukraina, dążąc do uzyskania gwarancji bezpieczeństwa, miała podpisać umowę dotyczącą wydobycia złóż mineralnych. Do spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim doszło 28 lutego 2025 roku, jednak zakończyło się ono – ujmując to dyplomatycznie – brakiem porozumienia.

Koncepcja takiej umowy powstała jeszcze za prezydentury Joe Bidena i zakładała utworzenie Inwestycyjnego Funduszu Odbudowy. Stała obecność amerykańskich inwestorów miała zagwarantować Ukrainie bezpieczeństwo. Według amerykańskiej logiki nic nie łączy mocniej niż wspólne interesy. Tego typu porozumienia nie są jednak niczym nowym w amerykańskiej polityce. Ostatnią podobną umowę Stany Zjednoczone zawarły z rządem Afganistanu w 2017 roku. W tamtym przypadku „gwarancja bezpieczeństwa” zakończyła się chaotycznym odwrotem sił amerykańskich i poważną katastrofą wizerunkową.

Od czasów II wojny światowej konflikty zbrojne z udziałem USA to w dużej mierze pasmo porażek – Wietnam, Irak, Afganistan stały się synonimami bezsensownego cierpienia. Rozpoczynanie wojen bez jasnej i klarownej wizji ich zakończenia, ignorowanie różnic kulturowych oraz niewystarczające przygotowanie armii to przepis na klęskę. Skutki tych kampanii poważnie nadszarpnęły wizerunek amerykańskich sił zbrojnych jako globalnego hegemona militarnego i przyczyniły się do osłabienia dotychczasowego modelu bezpieczeństwa na świecie.

Nie można jednak podważać potęgi militarnej Stanów Zjednoczonych. Wciąż dysponują jednym z największych arsenałów nuklearnych oraz niezwykle rozwiniętym przemysłem zbrojeniowym. Co więcej, dla zachodniego świata nie istnieje obecnie żadna realna alternatywa w kwestii bezpieczeństwa. Współpraca z Chinami oznaczałaby załamanie się podstawowych fundamentów Sojuszu Północnoatlantyckiego. Rosja wiecznie marzy o restauracji ZSRR. Indie jedynie aspirują do roli mocarstwa. Wielka Brytania wprawdzie posiada broń jądrową, ale jej użycie wymaga zgody Amerykanów. Francja z kolei, choć posiada własny arsenał nuklearny, jest zbyt słaba, by stanowić realną alternatywę dla USA.

W coraz bardziej niestabilnym świecie musimy więc polegać na wątpliwej wiarygodności najważniejszego sojusznika, przy jednoczesnym inwestowaniu we własne bezpieczeństwo.