Świadectwo przeżycia – życie ocalałych

Archiwum prywatne – od lewej Blondi z żoną podczas odwiedzin Leona (po prawej) w Polsce

Wrzesień, rok 1939 Konarzynki, mała wioska przy granicy polsko-niemieckiej. W pięknej posiadłości Kurta Dressler-Schramma od pokoleń pracuje rodzina Tandeckich. Codzienną rutynę przerywa wybuch wojny. Leon jako głowa rodziny i członek polskiej armii wyrusza odeprzeć atak wojsk niemieckich. W domu nie będzie go około miesiąc, dopóki Polska ostatecznie nie skapituluje.

Halina Kiedrowska, córka Leona: Tata pracował w gospodarstwie niemal całą wojnę. Wykonywał różne prace rolne i naprawcze. Czasem zajmował się córką Dressler-Schramma, Inge. Złapali dzięki temu bardzo dobry kontakt i wymieniali listy, aż do jej śmierci.

Halina wspomina ojca jako bardzo stanowczego człowieka, jednocześnie jednak sprawiedliwego i praworządnego. Nie lubił wspominać wojny, chyba że z osobami, które również ją przeżyły. Między innymi z Anglikiem – Blondim, który został zesłany jako jeniec wojenny do pracy w niemieckich posiadłościach w Konarzynach. Zaadaptował się w miejscowej społeczności na tyle, że zbudował tam długoletnie przyjaźnie. Po powrocie do swojej ojczyzny dalej utrzymywał stały kontakt m.in z Leonem.

Za niewinność…

Po wojnie Polska znalazła się w strefie wpływów od ZSRR. Nieszczęśników zsyłano do gułagów, gdzie zmuszano ich do pracy na rzecz sowieckiego państwa.

Nie pamiętam dokładnie, z jakiego powodu tata szedł drogą w momencie, gdy nadjeżdżał sowiecki patrol. Podobno niósł śmietanę do mleczarni, by przerobili ją na masło. Niestety żołnierze zabrali go na pakę furgonetki i odjechali na chojnicki dworzec. Tam zapakowali ludzi do bydlęcych wagonów i wywieźli na Ural. Całą sytuację opowiedziała mojej mamie sąsiadka. Od tamtej pory nie wiedziała, co się dzieje z tatą. Sama musiała zająć się moim rodzeństwem i przejąć obowiązki ojca. To musiało być dla niej bardzo trudne.

Leon spędził na zesłaniu niecałe 2 lata. Był oskarżony o rzekome powiązania polityczne… Na Uralu pracował przy wyrębie lasu, często w wysokim śniegu bez odpowiedniego ubioru w kilkudziesięciostopniowym mrozie.

Nigdy nie nosił rękawiczek podczas zimy. Polskie mrozy nie robiły na nim wrażenia.

Wspomina córka Leona: Kiedy masowo zaczęli zwalniać z łagrów, tata również dostał wypis. Musiał podpisać dokument, że to, co tam robił było zwykłą pracą za przestępstwa polityczne i zobowiązać się do nieopowiadania o warunkach panujących na zesłaniu. W skrócie, musiał milczeć. Następnie czekała go długa i ciężka droga powrotna, jak na tak wyniszczonego człowieka. Z Uralu do Chojnic dostał się pociągiem, jednak drogę z dworca do Konarzyn musiał pokonać piechotą. Ten odcinek to około 21 kilometrów, a on był niedożywiony i wycieńczony. Udało się jednak bez komplikacji wrócić wraz z kilkorgiem innych ocalałych. Radość musiała jednak szybko ustąpić ważniejszym rzeczom. Moja mama wspominała, że tata był do siebie niemal zupełnie niepodobny. Miał długie włosy i brodę, stare poszarpane ubranie, w którym roiło się od wszy i był bardzo niedożywiony. Sąsiedzi, gdy tylko dowiedzieli się, do których domów powrócili ocaleni, chętnie przynosili najpotrzebniejsze rzeczy, najczęściej jedzenie. Jednak moja mama wiedziała, że nie może teraz wykarmić ojca wszystkim co ma, ponieważ nieprzyzwyczajony do dużych porcji jedzenia żołądek mógłby pęknąć. Tak umarło wielu ocalałych, którzy wrócili razem z ojcem. On był jednak karmiony stopniowo, od kleików powoli wracał do normalnego jedzenia i wielkości porcji. Pamiętam do dziś, że tata był bardzo ciepłym człowiekiem, ale w kontekście jedzenia był nieugięty. Nie można było wybrzydzać przy stole. Jeśli coś mi nie pasowało, mogłam odejść i nic nie zjeść, ale narzekanie na to, co się ma, było niedopuszczalne.

Kolejne pokolenie

Dziadek opowiadał, że w łagrze śmierć towarzyszyła mu niemal codziennie. Wielu umierało z głodu, wyziębienia lub wycieńczenia. To mogło sprawić, że stałby się zimny i nieczuły na drugiego człowieka. Jednak ja pamiętam go jako bardzo ciepłego, serdecznego i sprawiedliwego. Był bardzo oszczędny. Często łatał swoje ubrania po kilka razy, nie nosił garnituru, bo trzymał go na specjalne okazje, które nigdy nie nadchodziły. Nie wybrzydzał przy stole i zjadał wszystko do końca. Nie wchodził nikomu w drogę i unikał konfliktów. Uwielbiał las i miał swoje ulubione trasy. Nie lubił natomiast filmów wojennych. Uważał, że pokazane w nich wydarzenia często są nie prawdziwe i nie widział sensu w wykorzystywaniu wątku wojennego w celach rozrywkowych. Jedno z niewielu wspomnień z wojny, jakimi się ze mną podzielił było to, jak Niemcy wzięli go do niewoli. Jadąc z kilkoma kolegami, mieli przetransportować amunicję. W pewniej chwili nadleciał niemiecki samolot. Dziadek mówił, że nie zwróciłby na nich uwagi, gdyby nie jeden z jego kolegów, który zaczął strzelać do maszyny. Ten odpowiedział zrzucając kilka bomb. Słysząc świst nadlatujących pocisków, ukryli się w pobliskim opuszczonym domu. W tamtym momencie dziadek myślał, że umrze. Jednak bomby spadły dalej od kryjówki, więc po odczekaniu kilku chwil postanowili uciec. Niestety, gdy tylko wyjrzeli z budynku, w ich kierunku nadciągał oddział Wermachtu. Postanowili się ukryć w szopie obok domu, licząc, że żołnierze przejdą obok. Ci jednak, w domu, w którym jeszcze przed chwilą ukrywali się Polacy, zaczęli rozbijać swój obóz. W pewnym momencie jeden z niemieckich żołnierzy otworzył drzwi szopy. Podobno wystraszył się bardziej niż dziadek, bo nie sądził, że kogokolwiek tam zastanie. Szybko oddał ich do niewoli i dziadek pojechał w głąb państwa niemieckiego na przesłuchanie. Szybko odesłali go do domu.

Mówi wnuk Leona, Mirosław Kiedrowski: Leon często wspominał o tym wydarzeniu. Był to jeden z pierwszych momentów z tak bliskim spotkaniem z potencjalną śmiercią. Często podczas opowieści przeżywał emocje na nowo, stąd unikał opowiadania o swoich przeżyciach osobom postronnym.

Wiele osób może próbować wyobrazić sobie koszmar wojny, jednak to ocaleni są żywymi świadkami jej brutalnej rzeczywistości. Ich życie aż do końca było naznaczone wspomnieniami z wojny. Mimo bólu przeżyć starali się szukać w codzienności spokoju i nadziei. W ich świadectwach przetrwania tkwi siła, która pomaga nam zrozumieć, że nawet w najtrudniejszych chwilach można odnaleźć nadzieję i odwagę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

15 + 13 =