15/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Lewis Hamilton zwycięża w GP Belgii… przy zielonym stoliku!

6 min read

Źródło: https://x.com/F1/status/1817680178996289794/photo/1

Źródło: https://x.com/F1/status/1817680178996289794/photo/1

O wydarzeniach z GP Belgii długo będzie się mówiło. George Russell w spektakularnym stylu wygrał startując z 6. pola. Tuż za nim dojechał Lewis Hamilton. Jednak dwie godziny po wyścigu Russell został zdyskwalifikowany, a zwycięstwo przypadło starszemu z Brytyjczyków. 

Kara dla Verstappena

Już przed weekendem z GP Belgii było wiadomo, że mistrz świata przyjmie karę cofnięcia na polach startowych za wymianę silnika. Zrobił podobnie w 2022 i 2023 roku, zwyciężając w obu wyścigach. Dwa lata temu dokonał tego nawet z 14. miejsca na starcie. Red Bull i sam Max wierzyli, że w tym roku będzie podobnie. Po pierwszym treningu mieli prawo tak myśleć. Holender był najszybszy z przewagą pół sekundy nad drugim Oscarem Piastrim. W drugiej sesji treningowej tempo dyktowali kierowcy McLarena. Norris i Piastri zajęli dwa pierwsze miejsca, a trzeci czas uzyskał Max.

Piątek nie poszedł po myśli kierowców Mercedesa. Russell i Hamilton narzekali na swój samochód i nic wówczas nie zwiastowało ich późniejszego sukcesu. Z pewnością na torze wyróżniał się zespół Alpine. Nie jednak z powodu tempa, a specjalnego malowania na GP Belgii. Francuzi przemalowali swój bolid na czerwono w ramach promocji filmu „Deadpool & Wolverine”, bo Ryan Reynolds wcielający się w Deadpoola jest udziałowcem Alpine. Z kolei trzeci trening można było wyrzucić do kosza. Niemiłosiernie lało, Lance Stroll się rozbił i wielkiego pożytku z tej sesji nie było. Czasy kierowców nie były reprezentatywne.

Perez błyszczy w kwalifikacjach

Faworytem przed czasówką był Max Verstappen, ale mógł startować najwyżej 11. ze względu na karę cofnięcia o 10 pól na starcie. Zatem inni kierowcy mieli duże szanse na start z pole position. Jednak w kwalifikacjach utrzymała się pogoda z trzeciego treningu. Padał deszcz, nie tak mocny jak wcześniej, ale nie było mowy o oponach na suchy tor. Jeszcze większą karę niż Max przyjął Yuki Tsunoda. W jego wozie wymieniono wszystko i dostał cofnięcie o skromne 60 pozycji na starcie. Do rekordu McLarena z 2015 roku 105. pozycji kary jeszcze mu daleko. W Q1 obyło się bez większych niespodzianek, odpadli kierowcy Haasa, Zhou, Tsunoda i Sargeant.

Sergio Perez na deszczowym Spa-Franchorschamps. Źródło: https://www.facebook.com/photo?fbid=1048381046642975&set=pcb.1048381246642955

Deszcz słabł i kierowcy wahali się czy nie przejść na suche opony. Jednak było to zbyt ryzykowne i nikt nie podjął się takiego kroku. W Q2 szczęście miał Sergio Perez. Meksykanin wyprzedził Alexa Albona o zaledwie 0,003 sekundy i awansował do Q3. W decydującej sesji deszcz się nasilił i warunki się zmieniły. Verstappen zdominował konkurentów wygrywając o ponad pół sekundy, ale doliczając 10 pozycji startował 11. W Q3 wszystkich zaskoczył Sergio Perez. Kierowca Red Bulla, który ostatnio rzadko w ogóle wychodził z Q1 pogodził kierowców Mercedesa i McLarena i osiągnął 3. czas. Przegrał z Charlesem Leclerkiem o zaledwie 0,010 sekundy. Tym samym dzięki karze Verstappena na pole position ustawił się Leclerc, a tuż za nim Sergio Perez. „Przecież nie zapomniałem, jak się jeździ” – tak swój występ komentował Meksykanin.

Hamilton wygrywa start

W dniu wyścigu warunki były już zgoła odmienne. Było ciepło i świeciło piękne słońce. Miało to spory wpływ na przebieg wyścigu, bo Red Bull obrał ustawienie z większym dociskiem kosztem prędkości na prostych. W deszczowych kwalifikacjach okazało się to trafioną decyzją, ale w wyścigu miało opłakane skutki. Gdy światła zgasły swoją pozycję od razu stracił Sergio Perez. Lewis Hamilton odebrał mu 2. lokatę. Przegranym startu z pewnością był Lando Norris, który spadł z 4. na 7. miejsce. Już na 2. okrążeniu Hamilton wyprzedził Leclerka i objął prowadzenie. Tymczasem Oscar Piastri ścigał Pereza na 3. pozycji. Max Verstappen nie przebijał się przez stawkę tak szybko jakby chciał. Utknął na 8. miejscu za Norrisem i Russellem. Wkrótce kierowcy zjechali na pit-stopy, a od razu po zmianie opon Piastri wyprzedził Pereza. Meksykanin narzekał, że Red Bull nie ma prędkości na prostych i miał rację.

Większość kierowców obrała strategię na dwa postoje, ale Sainz, Russell i Alonso wydłużyli swoje przejazdy. Hiszpan z Ferrari był nawet przez moment liderem wyścigu. Po pit-stopach wszystkich kierowców na prowadzenie wrócił Lewis Hamilton i wydawał się niezagrożony. George Russell wkrótce wyprzedził także Pereza na 4. miejscu i Meksykanin zjechał wkrótce na drugi pit-stop. Ta decyzja całkowicie zrujnowała jego wyścig. Red Bull i tak nie miał tempa, ale ponowna zmiana opon w połowie wyścigu ewidentnie nie pomogła Sergio. Prowadził wówczas Hamilton przed Piastrim i Leclerkiem. Wkrótce nadszedł czas na drugą zmianę opon i tam swoje do powiedzenia mieli zespołowi stratedzy.

Odważna strategia Russella

Jedynym kierowcą z czołówki, który nie zmieniał opon drugi raz był George Russell. Brytyjczyk zatem objął prowadzenie. Lewis Hamilton był za nim, miał sporą stratę, ale stopniowo ją redukował. W walce o 3. pozycję Oscar Piastri walczył z Charlesem Leclerkiem i wkrótce odebrał mu miejsce na podium. Tymczasem Max Verstappen utknął na 5. pozycji, a tuż za nim był Lando Norris. Sergio Perez już dawno nie liczył się w rywalizacji. Pod koniec wyścigu wyprzedził go Carlos Sainz i Meksykanin spadł na 8. lokatę. Okrążenia mijały, a na czele ciągle był Russell. Postanowił, że nie będzie zjeżdżał drugi raz, co było ryzykownym posunięciem. Na komplecie twardych opon przejechał 34 okrążenia. Na dwa okrążenia przed końcem Lewis Hamilton był tuż za swoim zespołowym partnerem i walczył o wygraną.

To był kolejny bardzo słaby weekend dla Red Bulla. Źródło: https://x.com/SChecoPerez/status/1817690055705584105

Było niemal pewne, że Russell przegra z Hamiltonem. Opony u lidera były już bardzo zniszczone, a Lewis ciągle odrabiał dystans. Kierowcy Mercedesa musieli też mieć się na baczności, bo 3. Oscar Piastri dogonił ich na sekundę. Na ostatnim okrążeniu Russella i Hamiltona dzieliło raptem pół sekundy. 7-krotny mistrz świata podjął próbę ataku, jednak młodszy z Brytyjczyków dokonał niemożliwego i się obronił! Startując z 6. pola George Russell minął linię mety jako pierwszy, tuż za nim wjechał Hamilton, a za nim Oscar Piastri. Czołową trójkę dzieliła raptem sekunda. Charles Leclerc dojechał na 4. miejscu przed Maxem Verstappenem i Lando Norrisem, a Sergio Perez ukończył na rozczarowującym 8. miejscu.

Szokująca dyskwalifikacja

Odkorkowano szampana, rozdano nagrody, George Russell wstawił nawet post w mediach społecznościowych, gdy dwie godziny po wyścigu Brytyjczyk został zdyskwalifikowany. Decyzja była szokiem, ale miała ona słuszne podstawy. Bolid zwycięzcy został zważony i wyszło, że jest o 1,5 kg za lekki. Miał on zbyt mało paliwa do pobrania po wyścigu. Zwycięstwo zostało zatem przyznane Lewisowi Hamiltonowi, a na podium wskoczył Charles Leclerc. Mercedes nie protestował, przyznał się do błędu i przeprosił George’a. Zwycięstwo z 6. pola na starcie byłoby spektakularne, ale złamano przepisy.

GP Belgii było fatalnym wyścigiem dla Red Bulla. Jeszcze na początku sezonu Austriacy byli prawdziwym hegemonem, a teraz są zespołem nr 4. Od McLarena dzielą ich lata świetlne, Mercedes też jest dużo szybszy, a na Spa lepsze było nawet Ferrari. W zespole mistrzów świata źle się dzieje. Ustawienia bolidu na GP Belgii były nietrafione, ale problem sięga znacznie głębiej. Bolid Red Bulla ma problemy na każdym torze. Sergio Perez zdobywa mało punktów, Max Verstappen też ostatnio zajmuje niższe pozycje. Zespół musi ciężko pracować podczas wakacyjnej przerwy, aby zbliżyć się do czołówki. Następny wyścig dopiero za miesiąc na Zandvoort. Wtedy odbędzie się GP Holandii, a tam Red Bullowi i Maxowi będzie szczególnie zależało na dobrym wyniku.