Diabelski Pamiętnik #15: Czerwone Miernoty
5 min readManchester United to Czerwone Miernoty. Miano Diabłów nie przystoi ekipie, która przestała przerażać nawet spadkowiczów z Premier League. Podczas majówki drużyna z Old Trafford miała punktować, a zamiast tego tylko się kompromitowała. Posada Erika Ten Haga wisi na włosku, prawie wszyscy gracze są na sprzedaż, a finansowe fair play hamuje ambicje na letnie transfery. Powiedzieć, że sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek, to nic nie powiedzieć.
Ostrzeżenie: Niniejsza rubryka jest przeznaczona dla osób o mocnych nerwach. Jeżeli nie chcesz doświadczać stanu totalnej beznadziei, zawodu i irytacji, unikaj tego i reszty artykułów z tej serii. Ich czytanie grozi nabyciem silnych tendencji masochistycznych.
Wesoły podział punktów
Nie mam dla Ciebie dobrych wieści, drogi Pamiętniczku. Mecz z Burnley można określić jako koronny przykład wszystkich problemów moich ulubieńców. Czerwone Miernoty pozwoliły przyszłym spadkowiczom na oddanie aż 16 strzałów na swoją bramkę. Nie jest to nic nowego. W końcu ostatnią potyczką, w której rywale zespołu z Old Trafford oddali mniej niż 10 prób, było starcie z Wigan. Było to 8 stycznia tego roku. Oznacza to, że tylko raz w całym 2024 oponenci nie poszaleli w polu karnym André Onany.
19. ekipa Premier League nie chyliła czoła przed United, bo i nie ma przed kim. Na przestrzeni marca i kwietnia podopieczni Erika Ten Haga odnieśli zaledwie 2 ligowe zwycięstwa, wielokrotnie rozczarowując kibiców. Grając z Manchesterem wystarczy kopnąć prosto piłkę, a ona i tak znajdzie drogę do siatki. Wszyscy, bez wyjątku, wychodzą na te starcia zmotywowani, widząc w nich okazję do podreperowania wszelkich statystyk. Żeby znaleźć większe pośmiewisko piłkarskiego światka, trzeba by było pewnie zajrzeć do Ekstraklasy i obserwować „wyścig” po mistrzostwo.
Jedyna bramka, o jaką pokusiły się Miernoty, padła po błędzie obrony Burnley. Złe rozegranie defensorów wykorzystał Antony i tym samym mógł cieszyć się ze swojej pierwszej ligowej bramki, zdobytej w 33. serii spotkań. Radość jednak nie trwała długo. Złe wyjście z bramki Onany poskutkowało 5268429 rzutem karnym dla przeciwników ekipy z Old Trafford. Kameruński bramkarz ponownie nie obronił jedenastki, przez co Vincent Kompany mógł cieszyć się z punktu dla swojej drużyny. Ból zębów przed wyjazdem na grilla gwarantowany.
Orły kontra Miernoty
Najgorsze czekało mnie, jak pewnie się domyślasz Pamiętniczku, na zakończenie majowego tygodnia. Na Selhurst Park spotkały się zespoły w zupełnie odmiennych nastrojach. Crystal Palace dopiero co odprawiło z kwitkiem Liverpool, West Ham czy Newcastle. Było więc czego się obawiać. Tym bardziej, że Orły odnalazły świetną formę strzelecką. Ofensywny tercet, czyli Eberechi Eze, Michael Olise i Jean-Philippe Mateta, miał napsuć krwi również Erikowi Ten Hagowi. W dodatku w naprawdę bolesny sposób.
Jedynym usprawiedliwieniem dla najwyższej porażki w tym sezonie, jakie mogą mieć Czerwone Miernoty, jest sytuacja kadrowa. Dość powiedzieć, że na środku obrony dumnie stali (bo trudno nazwać to grą) Casemiro i Jonny Evans. Oprócz większości bloku defensywnego zabrakło Bruno Fernandesa, który pauzował z powodu kontuzji po raz pierwszy od czasów kamienia łupanego. Absencje Scotta McTominaya i Marcusa Rashforda stanowiły jedynie wisienkę na torcie. Ławka rezerwowych United przypominała obóz sportowy nastolatków, a nie poważnego klubu piłkarskiego.
Różnica w jakości piłkarskiej obu drużyn od początku rzucała się w oczy. Palace w zasadzie od pierwszych sekund nie opuszczało połowy Manchesteru, który po prostu chciał przetrwać. Wysiłki obronne zatrzymały gospodarzy aż do 12. minuty. Wtedy to Olise spokojnie przebiegł pół boiska i nie niepokojony przez nikogo skierował piłkę do siatki. Jedyna odpowiedź, na jaką było stać przed przerwą Czerwone Miernoty, to faul Rasmusa Hojlunda na Deanie Hendersonie, po którym piłka wpadła do bramki. Prawdziwego gola zdobył natomiast Mateta. Ośmieszył Evansa i huknął z całej siły, podwyższając na 2:0.
Demony dawnych zwolnień
Drugie 45 minut w wykonaniu podopiecznych Ten Haga wcale nie było lepsze. W dalszym ciągu to gospodarze napierali, a jedyne, na co było stać United, to gol ze spalonego Casemiro. Tą połowę także wygrały Orły. Gole Tyricka Mitchella i Olise (MVP spotkania) odebrały jakąkolwiek ochotę do gry gościom. Miernoty statystowały prawdziwym piłkarzom, starając się już tylko uniknąć większego wymiaru kary. Tym samym zespół z Old Trafford wygodnie usadowił się na 8. miejscu w ligowej tabeli i raczej odpada z walki o Europę. Przynajmniej do czasu finału Pucharu Anglii.
Możesz się śmiać, drogi Pamiętniczku, ale ta porażka ożywiła we mnie masę złych wspomnień. Przecież w identyczny sposób zawodnicy zwalniali Ole Gunnara Solskjaera (1-4 z Watfordem) i żegnali się z Ralfem Rangnickiem w sezonie 2021/2022. Niemiec miał przynajmniej tyle szczęścia, że jego odejście było przesądzone, więc każdy kolejny zawód był do przełknięcia. Obecna sytuacja jest w zasadzie kalką tamtych wydarzeń. Nikomu nie chce się umierać za przegraną sprawę.
Podobnie jak wtedy, również i dziś pojawiają się pęknięcia w szatni. Ostatni wybryk Alejandro Garnacho był tylko kolejnym sygnałem o utracie szatni przez Erika Ten Haga. Holender odziedziczył po poprzednich szkoleniowcach sporą gromadę zgniłych jabłek i wciąż nie może się z nimi uporać. Wiele wskazuje na to, że z tej grupy ludzi nie uda się już wycisnąć niczego pozytywnego. W tym kontekście jedyną dobrą informacją są głosy o tym, że latem na sprzedaż będą prawie wszyscy gracze z obecnej kadry.
Stajnie Augiasza
Trudno oczekiwać, by lato obyło się bez rewolucji na Old Trafford. Być może dojdzie nawet do wciśnięcia guzika całkowitego resetu. Po wielu latach klub mogą opuścić postacie, które do tej pory firmowały projekt swoimi nazwiskami. Marcus Rashford czy Scott McTominay to pierwsi kandydaci do opuszczenia Manchesteru w najbliższym okienku transferowym. Chociaż zdążyłem się już przyzwyczaić do ich obecności, drogi Pamiętniczku, trudno mi powiedzieć, że będę po nich płakał.
Na pewno jednak uronię łezkę (albo dwie) po Bruno. Kapitan jako jeden z nielicznych wyjątków nie zasługuje na miano miernoty. Jego ostatni wywiad dla DAZN Portugal daje się odczytać jako zapowiedź jego odejścia. Stwierdza w nim, że o przyszłości będzie myślał dopiero po Euro i wiele zależy od nastawienia w klubowych kuluarach. To jasny sygnał, że Portugalczyk uwzględnia opuszczenie czerwonej części Manchesteru w swoich planach. Nic dziwnego – każdy piłkarz przecież marzy o sukcesach.
Z drugiej strony wydaje się, że całkowity reset może zrobić dobrze wszystkim. Świeże podejście i głodni sukcesów młodzi zawodnicy muszą wyjść z cienia starszych, skażonych ciągłymi kompromitacjami. Dodatkowo, w obliczu nowych przepisów finansowych Premier League, parę groszy ze sprzedaży się przyda. Pewne jest to, że nadchodzi koniec Manchesteru United, jaki znaliśmy przez ostatnią dekadę. Nowe metody, często bezwzględne i wyrachowane, mają sprawić, że Czerwone Miernoty przejdą do legendy. To znów mają być Czerwone Diabły.