Ostatnia Prosta NBA: Decydujące rozstrzygnięcia

LeBron James gotowy na ostateczne rozstrzygnięcia!

Fot. https://www.instagram.com/nba/p/C4CQOiSLqF8/ – autor: instagram.com/nba

Nadchodzi kwiecień, a z nim decydujące rozstrzygnięcia w NBA. Tabele Wschodu i Zachodu powoli się krystalizują, ale wciąż pozostaje sporo niewiadomych. Część drużyn czeka jeszcze walka o realizację celów, podczas gdy inne mogą zbierać już siły na Playoffy. Na 10 meczów przed końcem sezonu 2023/2024 atmosfera się zagęszcza. Oznacza to, że już wkrótce rozpocznie się gra o Trofeum Larry’ego O’briena!

Najwięksi przegrani

Jedyne rozstrzygnięcia, jakie czekają na drużyny z dołu tabeli obu konferencji, to miejsca w loterii draftowej. Do tego grona można zaliczyć Detroit Pistons, Washington Wizards czy San Antonio Spurs. W tym roku gorzej wypada Wschód, gdzie można już praktycznie wytypować cały skład rozgrywek postseason. Z uwagi na mizerną formę Brooklyn Nets, trudno wyobrazić sobie, by Atlanta Hawks mieli oddać 10. miejsce w tabeli.

Na Zachodzie ci, którzy nie walczą już o nic, stanowią mniejszość. I o ile obecność w dole stawki Spurs czy Blazers nie powinna dziwić, tak 13. pozycja Grizzlies jest zaskoczeniem. Zespół z Memphis nawet pomimo zawieszenia Ja Moranta wydawał się pewniakiem do gry w Playoffach. Te plany zostały jednak pokrzyżowane przez absencje spowodowane kontuzjami. Pewne pocieszenie dla Miśków może stanowić posiadanie własnego picku w drafcie, ale to bardziej nagroda na otarcie łez po fatalnej kampanii.

Ciekawie prezentuje się sytuacja w Kanadzie. Raptors (obok San Antonio) są najlepiej zarządzaną ekipą w dole tabeli, więc mają dobre perspektywy na przyszłe lata. Nie zmienia to faktu, że będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o rozgrywkach 2023/2024. Tak słabo nie wyglądali od bardzo dawna. Podobnie można byłoby powiedzieć o Charlotte Hornets, ale oni akurat od dobrych kilku lat nie potrafią wejść na poziom gwarantujący granie w 2. połowie kwietnia.

W Bostonie pełen spokój

O nic nie walczy już także Boston. Celtics mają zapewnione 1. miejsce w swojej konferencji i weszli w tryb oszczędzania sił. Mimo tego w ostatnich 5 meczach przegrali zaledwie raz. W dodatku była to porażka 118:120 z Hawks, którzy rozpaczliwie gonią inne drużyny z Play-In. Dla Koniczynek nie ma ona wielkiego znaczenia, bo jeśli nie przydarzy im się żaden kataklizm, to mogą stać się jedyną drużyną, która w sezonie 2023/2024 odniesie 60 zwycięstw.

Jedyne rozstrzygnięcia, na jakie czekają w Massachusetts, to te, które dotyczą ich potencjalnych rywali w Playoffach. W 1. rundzie będzie to na pewno ktoś z miejsc 7-10. Największym zagrożeniem w przypadku ewentualnego starcia z Celtics będą Miami Heat, którzy przecież rok temu udanie rozprawili się z drużyną z TD Garden. Jimmy Butler nie przegapiłby okazji, by ponownie przyspieszyć wakacje Jaysona Tatuma i spółki. Nikogo innego w Bostonie nie muszą się obawiać.

W Półfinale Konferencji będą czekać New York Knicks, Cleveland Cavaliers albo Orlando Magic. Ze wszystkich tych ekip największe szansę na ugranie czegoś mają Knicks, ale ci z kolei mają spore problemy zdrowotne. Bez Jalena Brunsona i OG Anunoby’ego nie będą mieli wielu argumentów, by przeciwstawić się najlepszemu zespołowi rundy zasadniczej. Wygląda więc na to, że aż do czasu Finału Konferencji Koniczynki mogą spać spokojnie, ale w NBA nigdy nie można być pewnym łatwej przeprawy. W Bostonie muszą o tym pamiętać, kiedy będą zbliżać się do 18. mistrzostwa w swojej historii.

Bardzo dziki Zachód

O ile Konferencja Wschodnia jest już w zasadzie gotowa na Playoffy, to na Zachodzie wciąż może wydarzyć się bardzo wiele. Dość powiedzieć, że każda z drużyn z miejsc 1-11 nie może być pewna swojej pozycji. Ba, pomiędzy 4. Los Angeles Clippers, a 9. Los Angeles Lakers różnica wynosi zaledwie 4 zwycięstwa! Ekipy ze środka tabeli złapały ostatnio dobrą formę, więc każdy mecz waży więcej. Nad Pacyfikiem z pewnością żałują, że postseason odbywa się z podziałem terytorialnym. Gdyby tak nie było, cała jedenastka przeszłaby dalej.

Najlepszą formę pokazują ostatnio Dallas Mavericks i Los Angeles Lakers (po 5 wygranych z rzędu). Obie drużyny chcą uniknąć walki w Play-In, a przynajmniej zapewnić sobie rozstawienie z 7. miejsca, co najpewniej pozwoli uniknąć batalii z Denver Nuggets już w 1. rundzie. Większe szanse na to ma obecnie Luka Doncic z kolegami, ale LeBron James, opromieniony zdobyciem 40 000 punktów w karierze, także będzie walczył o jak najlepsze rozstawienie. A przecież w grze są także świetni Sacramento Kings i gwiazdorscy Phoenix Suns.

Na przeciwnym biegunie znajdują się Golden State Warriors. W San Francisco czują na plecach oddech Houston Rockets, którzy zaliczają właśnie pokaźną serię 9 zwycięstw z rzędu. Niepomyślne rozstrzygnięcia będą oznaczały zapewne rozpad tego, co budował tak mozolnie przez dekadę Steve Kerr. Szkoda w tym wszystkim Stepha Curry’ego, rozgrywającego po cichu naprawdę kapitalny sezon (26.7 PPG, 4.9 APG). Nie wolno jednak nie docenić podopiecznych Ime Udoki. Były szkoleniowiec Celtics zupełnie zmienił oblicze ekipy z Teksasu i ma pełne prawo powalczyć z nieco zardzewiałymi mistrzami.

Rozstrzygnięcia na Północnym Zachodzie

Ciekawie rysuje się sytuacja w Top 3 Zachodu. W grze o rozstawienie z jedynką pozostają 3 drużyny z Dywizji Północno-Zachodniej: Nuggets, Thunder i Timberwolves. Bez względu na ostateczne rozstrzygnięcia, wszystkie te zespoły będą mogły określić ten sezon jako sukces. Mistrzowie utrzymali poziom, Minnesota stworzyła defensywnego potwora, a Oklahoma może poszczycić się siłą młodości. Te rozgrywki należały do nich, ale na szczycie jest tylko jedno wolne miejsce.

Na najlepszej pozycji do wygrania wyścigu znajduje się Denver. Nikola Jokic i spółka wrzucili wyższy bieg i ostatnio okupują szczyt tabeli. Długo to trwało, ale w końcu rozpędzili się i odnaleźli formę akurat na Playoffy. Wciąż jednak muszą liczyć się z OKC, którzy dzielnie dotrzymują im kroku mimo braku doświadczenia. A przecież średnia wieku pierwszej piątki Thunder to zaledwie 22,6 roku! Być może właśnie oglądamy narodziny kolejnej dynastii NBA.

Gorzej mają się sprawy w Minnesocie. Kontuzja Karla Anthony’ego-Townsa może poważnie zaszkodzić mistrzowskim aspiracjom tej drużyny. Gdyby nie to, śmiało mogliby zostać czarnym koniem całego postseason. Ich świetna obrona przez cały rok budziła postrach całej ligi, a Anthony Edwards wyglądał (i wygląda), jak syn Michaela Jordana. Najpewniej będą jednak musieli odłożyć marzenia na przyszłą kampanię, bo ich skrzydłowy może nie być w pełni zdrowy w najważniejszych momentach. To strata dla wszystkich, którzy uwielbiają bardziej defensywną koszykówkę.

Plaga

Największym antybohaterem mijającego sezonu NBA okazały się kontuzje. Wspomniani Knicks i Timberwolves nie są jedynymi ekipami, które boleśnie odczuły trudy rozgrywek. Wystarczy przytoczyć tu przykład Philadelphii 76ers. Po utracie Joela Embiida ta drużyna właściwie przestała istnieć. Spadli z 4. miejsca na 8. lokatę Wschodu i nie mają wielkich perspektyw na tegoroczny postseason. Nawet ewentualny powrót Kameruńczyka na niewiele się zda w przypadku ewentualnej potyczki z fenomenalnym Bostonem w 1. rundzie Playoffów.

Z powodu urazów sezon zakończyli już między innymi Zach LaVine (Bulls), Benedict Mathurin (Pacers), Ja Morant (Grizzlies) czy LaMelo Ball (Hornets). Obecnie z urazami zmaga się aż 105 graczy, co stanowi prawie 25% całej ligi (sic!). Nawet New Orleans Pelicans, którzy dzielnie trzymali się przez większość sezonu, muszą radzić sobie teraz bez Brandona Ingrama i Jose Alvarado. Coraz większe obciążenia odbijają się negatywnie na produkcie serwowanym przez NBA.

Adam Silver stoi obecnie przed poważną decyzją. Za rok wygasa kontrakt telewizyjny, jaki obowiązywał od 2014 roku, a mało prawdopodobnym jest, by stacje TV zgodziły się na zmniejszenie liczby meczów w trakcie sezonu. Przy rosnących wymaganiach fizycznych oznacza to, że gracze coraz częściej będą padali ofiarami urazów. Sami zawodnicy zapewne chcieliby mieć trochę więcej czasu na odpoczynek, ale nie mają wielu argumentów, które mogłyby przeważyć szalę na ich korzyść.

Rozkład jazdy

Sezon regularny kończy się 14 kwietnia i to właśnie wtedy poznamy ostateczne rozstrzygnięcia, dotyczące układu gier w postseason. Już 2 dni później rozpoczną się Play-In, w których zostaną wyłonione zespoły rozstawione z numerami 7. i 8. w swoich konferencjach. Zaraz po tym rozpoczną się Playoffy, które potrwają aż do czerwca. W tym czasie urazy i wydarzenia z fazy zasadniczej zejdą na dalszy plan, a NBA ponownie dostarczy fanom wielu emocji.

Nie da się ukryć, że faworytami do zdobycia mistrzowskich pierścieni są gracze Celtics. Nie oznacza to, że ich ewentualna droga do tytułu będzie usłana różami. Każdy będzie chciał pokonać wyżej notowany zespół. Zeszłoroczne historie Lakers (Finał Konferencji) i Heat (Finał NBA) pokazują, że w postseason może zdarzyć się wszystko. Tym bardziej w najlepszej lidze świata, gdzie każdy chce udowodnić swoją klasę i wielkość. Zapowiada się walka o każdą piłkę, aż do ostatniej syreny, oznajmiającej koniec gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia − dwa =