,,Wszyscy patrzą, widzą tylko niektórzy wśród nas”- wywiad z Tomaszem Tomaszewskim
8 min readTomasz Tomaszewski jest cenionym na świecie polskim fotografem. Jego zdjęcia były prezentowane na wystawach m.in. w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Japonii, Niemczech, Izraelu czy Holandii. Z pewnością każdy miłośnik fotografii chociaż raz widział jego prace. Na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, w Galerii 301 Photo Media+ można oglądać wystawę zatytułowaną Świat jest tam, gdzie się zatrzymałeś, która prezentuje fragment 50-letniej twórczości fotografa.
Jaki obraz człowieka kryje się za tą wystawą? Czy możemy dowiedzieć się czegoś jednocześnie także o samym autorze?
Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi na takie pytania. Z jednej strony, fotografia jest niedialektyczna, więc prawdą nie może się zajmować, z drugiej zaś strony niezależnie od tego o czym mówimy obrazem i tak mówimy o sobie, tym samym wystawiamy się niejako na pokaz. Mówiąc najprościej, kiedy przyglądamy się zdjęciom można więcej powiedzieć o tym, kto stał za aparatem niż o tym, co było przedmiotem fascynacji autora. Chodzi o to, aby nie być referentem i nie pokazywać sytuacji znanych oraz oczywistych. Wiemy, jak prezentuje się świat, więc obrazy, które dostarczają jedynie informacji na temat tego, jak rzeczy wyglądają, przestały moim zdaniem kogokolwiek interesować. Istnieją oczywiście zdjęcia, na które zapewne bardzo miło się patrzy, ale one zazwyczaj nie doprowadzą do refleksji, nie poruszą tych najgłębszych pokładów i nie wywołają emocji. Fotografia opiera się na jej magicznej sile perswazji, ale też, aby działała, często bywa terapią szokową.
W takim razie, po co ludzie dzisiaj zajmują się fotografią?
Znany amerykański neurobiolog David Eagelman powiedział, że człowiek umiera trzy razy. Raz, kiedy jego organizm przestaje funkcjonować. Drugi raz, kiedy jego ciało albo zostaje zamienione w popiół, albo włożone do pudełka przypominającego przerośnięty akordeon. I jest ten trzeci moment, w którym jego imię ktoś, w jakiejś dalekiej przyszłości wypowiada po raz ostatni. Pomyślałem, że być może jest taki moment, w którym kiedyś, w jakiejś przyszłości, ktoś, patrząc na zdjęcie doznaje takiego doświadczenia, tak ważnego dla niego, że postanawia dowiedzieć się, kto był autorem. Jeśli dzisiaj zadajemy sobie pytanie: „Po co właściwie fotografować?” to może to być wystarczający powód, dla którego warto to robić. Zrobić takie zdjęcie, które kiedyś w jakiejś przyszłości wywoła takie wrażenie, że oglądający postanowi ustalić coś na temat autora, który stał za tym zdjęciem i kolejny raz przywołać jego imię.
Widziałem obszerny fragment świata, ponad 69 krajów, więc nie mam już potrzeby zdobywania kolejnych doświadczeń. Jestem bardziej zainteresowany tym, w którą stronę pójść, jak spożytkować to doświadczenie, które zdobyłem, aniżeli kolekcjonować kolejne.
Pańska książka ma być odzwierciedleniem Pana spojrzenia na świat. Jakie ono jest?
W większości mojego zawodowego życia byłem zachwycony tym, jak rzeczy wyglądają. Tym, na co patrzyłem, co przeżywałem, gdyż często były to momenty wspaniałe, niezrozumiałe, piękne, metafizyczne. Miałem wrażenie, że uczestniczę w jakimś cudzie. Z wiekiem jednak odkrywam coraz częściej, że świat potrafi być bardzo rozczarowujący. Pomyślałem, że nie mogę stworzyć książki, która będzie zawierała jedynie ładne obrazki. To byłoby działanie nieetyczne, z którego nie potrafiłbym się w żaden sposób wytłumaczyć. Nie miałem ochoty nikogo szokować, jeśli już to raczej doprowadzić do takiego momentu, w którym czytelnik patrząc na zdjęcia przeżyje rodzaj refleksji i pomyśli: „O rany boskie, czy ja czasem nie mam udziału w tym, że ten świat wygląda w ten sposób?”.
Jestem przerażony stopniem zniszczenia naszej planety. To nie jest przecież dziełem jakichś sił nadprzyrodzonych, tylko obecnością człowieka. Wszędzie tam, gdzie się pojawiamy, niszczymy. Wszystko to, co było w jakiś sposób piękne. Natura jest wymyślona w sposób fenomenalny i my to bezmyślnie niszczymy. Jestem zdania, że jeśli mam pogląd, to muszę coś zrobić. Inaczej okaże się, że ja po prostu nie mam żadnych poglądów. W moim wypadku, to, co mogę zrobić w przeciwieństwie do przyjmowania tego do widomości, to wyrazić swój pogląd obrazem. Moja ostatnia książka The Word Is Where You Stop jest nietypowa pod wieloma względami. Składa się z pojedynczych obrazów tworzących narrację opartą na regułach powidoków, idei zaproponowanej przez Władysława Strzemińskiego, przedwojennego malarza. Mam bardzo wiele albumów w domu. Nie nazywam ich jednak albumami, tylko książkami z fotografią i wśród nich jest dosłownie kilka, które osiągnęły zadowalający poziom spójności. Są raczej próbą opowiedzenia historii. Czasami ciekawej i dramatycznej. Rzadko jednak wystarczająco uniwersalnej, aby wracać do ich lektury wielokrotnie. O taką książkę właśnie mi chodziło. Aby wracać do niej wielokrotnie.
W takim razie jak zobaczyć taką historię?
Jest zasadniczą różnicą to, czy Pani na coś patrzy, czy też Pani to widzi. Dzisiaj można bez wysiłku zaryzykować stwierdzenie, że widzenie jest przywilejem bardzo wąskiej grupy ludzi, elity. Wszyscy patrzą, widzą tylko niektórzy z nas. Czy ktoś patrzy i robi po prostu fotografie, które reprezentują świat, który jest łatwy do zrozumienia, przewidywalny, taki, w którym żyję, czy też ktoś widzi i oferuje mi świat naznaczony własną, oryginalną sygnaturą i zdjęcia zawierające elementy, które potrafię rozpoznać: ławka, trzepak, trotuar, człowiek, pies i tak dalej i tak dalej, ale są tak pokazane, że ich znaczenie nie jest oczywiste. Te obrazy najwspanialsze mają warstwę rozpoznawalną, ale znaczenie wszystkiego jest niesamowicie wieloznaczne, nieoczywiste. Wtedy dopiero ja mogę mówić o tym, że mam do czynienia z obrazem, czyli fotografią. Sama fotografia nie zawiera żadnego znaczenia, to wszystko tworzy się w mózgu. To mózgiem widzimy, co jest też niesamowitym odkryciem, jeśli pomyśli Pani, że taki mózg przecież jest zamknięty w tej czarnej puszce, gdzie nie ma światła. To tam powstaje obraz. Można widzieć nie posiadając oczu. Pewien znany alpinista jeździ najtrudniejsze slalomy, drugi wspina się gdzieś nie posiadając oczu. Jeden widzi zmysłem powonienia, drugi zmysłem smaku.
Kiedy więc zdjęcie jest interesujące
Roland Barthes w słynnej książce Camera Lucida podzielił zdjęcie na płasko-górną część, którą nazwał studium, czyli warstwą, która zawiera informacje rozpoznawalne, a drugą część nazwał punktum czyli rodzajem specyficznego nakłucia. I to jest to, co powoduje, że zdjęcie potrafimy zapamiętać. Roger Ballen południowoafrykański, wspaniały fotograf, wykonał kiedyś portret mężczyzny o wyjątkowej końskiej twarzy. To już samo w sobie było dość niesamowite i prowokowało do ustalenia własnej definicji piękna, lecz nie było głównym powodem, dla którego zdjęcie zapamiętywaliśmy. Za stojącym mężczyzną był drut z zawiniętym przez nieuwagę oczkiem. To właśnie ten niewinny szczegół przyciągał największą uwagę. Był przysłowiowym nakłuciem, dzięki czemu zdjęcie tak mocno działało i wywoływało emocje. Obrazy, które nie posiadają takiego zaskakującego elementu mogą się oczywiście spodobać, ale raczej ich nie zapamiętamy. To się nazywa eye-pleasing photograph. Na chwilę będę na to patrzył, doznam poczucia zadowolenia czy nawet czasami zachwytu, ale po chwili to wyparuje ze mnie. Żadnego osadu to jednak we mnie nie pozostawi. Dodatkowo fotografia musi zawierać rodzaj wizualnej tajemnicy, czyli coś przeciwnego do tendencji, której sprzyja większość młodego pokolenia, a mianowicie chcą doskonałości, co zabija w ogóle moim zdaniem urok fotografii.
Gdzie wraca Pan najchętniej po nowe inspiracje?
Długo szukałem takiego miejsca i znalazłem go, nie uwierzy Pani, w sobie. Jak będzie Pani szukała jakiegoś miejsca i nie daj Bóg znajdzie coś takiego, co pozornie będzie wyglądało na ideał, to pozbawi się Pani chęci poznawania nowych rzeczy. Do pewnego wieku obowiązkiem jest zdobywanie doświadczenia. W pewnym momencie trzeba się zatrzymać, pójść z tym doświadczeniem w siebie, w głąb i dobrze go użyć. Pani musi siebie zaakceptować polubić siebie taką, jaką pani jest. Niech pani dobrze o sobie myśli, że jest pani kimś wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju, że nie ma drugiej takiej dziewczyny na tej planecie i polubi tę myśl. Mnie do głowy nigdy nie przyszło, że ja robię coś złego fotografując. Ludzie na moich oczach umierali i ja to fotografowałem, ale nie przyszło mi do głowy, że robię cokolwiek niewłaściwego. Raczej odwrotnie, wydawało mi się, że robię coś wartościowego, że taka kobieta jak Pani nie będzie musiała przeżywać tego, co ja. Przeżyje natomiast refleksje patrząc na te zdjęcia, które powstawały ze strachem, ryzykiem, przerażeniem i tak dalej, w miejscach do których Pani nigdy w życiu w ogóle by nie weszła. Zamiast myśleć o sobie źle, to ja myślałem o sobie odwrotnie, że ja jestem po prostu listonoszem. Czy robi się krzywdę listonoszowi? Przecież on zostawia po sobie dobro. Bierze informacje od jednego i dostarcza kolejnemu. My fotografowie jesteśmy takimi listonoszami. Obserwujemy, staramy się zrobić to dyskretnie, inteligentnie, wiarygodnie i intelektualnie uczciwie. Ja tak postępuję. Myślę, że najważniejsze jest by pozostać sobą i wiedzieć co się robi, że będzie to czemuś dobremu służyło. Nie jest to jednak takie proste, gdyż zrozumienie rzeczy przychodzi dopiero z doświadczeniem i z wiekiem. Chodzi o to, aby nie było to jednak wieko od trumny, więc trzeba się mocno starać.
Tomasz Tomaszewski-Posiada stopień doktora Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików, agencji Visum Archiv w Hamburgu, agencji National Geographic Creative w Waszyngtonie oraz American Society of Media Photographers.Zajmuje się fotografią prasową, publikuje swoje zdjęcia w najważniejszych pismach polskich i wielu zagranicznych, jak: National Geographic Magazine, Stern, Paris Match, GEO, New York Times, Time, Fortune, Elle, Vogue. Wydał kilka książek autorskich: Ostatni. Współcześni Żydzi polscy (tekst Małgorzata Niezabitowska), W poszukiwaniu Ameryki (tekst Małgorzata Niezabitowska), Cyganie – inni ludzie tacy jak my, W Centrum, Niezwykła Hiszpania, Rzut beretem, Zapewnia się atmosferę życzliwości, To, co trwałe. Górale, tradycja i wiara, oraz ilustrował swoimi pracami kilkanaście prac zbiorowych. Autor wielu wystaw indywidualnych w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Japonii, Holandii, Włoszech, Irlandii, Niemczech, Indonezji, Brazylii, na Madagaskarze i w Polsce. Jest laureatem polskich oraz międzynarodowych nagród fotograficznych. Od ponad trzydziestu lat współpracuje z magazynem National Geographic USA, w którym opublikował osiemnaście esejów fotograficznych, a od 1999 roku jest głównym konsultantem jego polskiej edycji. Uczy fotografii w Polsce, USA, Niemczech i we Włoszech.