Jeremy Sochan – czego spodziewać się po jego drugim sezonie w NBA?
4 min readNie tak dawno emocjonowaliśmy się jego wejściem do ligi po wyborze w Top 10 draftu. Teraz Jeremy Sochan powraca, by umocnić swoją pozycję nie tylko w San Antonio, ale także w samej NBA. Czego można od niego oczekiwać i o co się obawiać? O tym wszystkim przeczytacie w tym tekście!
Robin dostał swojego Batmana
Krajobraz NBA zmienił się diametralnie po wyborze z numerem 1. w drafcie Victora Wembanyamy. Los chciał, że San Antonio Spurs, do których trafił utalentowany Francuz, są także drużyną naszego Jeremiego. Czy to nie sprawi, że Sochan zejdzie na drugi plan? Czy będzie mu przez to ciężej? Nic bardziej mylnego! Charakterystyka Sochana sprawia, że Batman, jakim jest tutaj Wemby, ma na miejscu swojego Robina, który zajmie się dla niego brudną robotą, a czasem nawet dogra mu piłkę.
Sochan jest graczem, który nie ma wybitnych umiejętności ofensywnych. Jego atutami są defensywa, opanowanie i mobilność. Teraz będzie miał obok siebie ofensywnego potwora, który potrzebuje z kolei odciążenia z tyłu i dogrania piłki. Jeremy już w Baylor pokazał, że taki styl gry jak najbardziej mu odpowiada. Co więcej, coach Popovich zapowiedział, że Sochan będzie pierwszym rozgrywającym w nowym sezonie. Zwiastuje to próby budowy ich wzajemnej współpracy, co świadczy o dobrej pozycji wyjściowej Polaka.
W swoim pierwszym sezonie Jeremy imponował z piłką w rękach. Rzadko ją tracił, zazwyczaj przytomnie rozprowadzał akcje Spurs. Czy coach Popovich widzi w nim etatowego rozgrywającego? Trudno powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to naturalna pozycja Sochana. Mimo małej ilości strat, liczba asyst też nie powalała na kolana (zawrotne 2.5 APG). Jest jednak coś, co pozwala wierzyć w powodzenie tej misji.
Uniwersalny żołnierz dopiero się rozkręca
Charakterystyka Sochana jest jasna: świetny, zadziorny obrońca, który nie panikuje mając dostarczyć piłkę zawodnikom ofensywnym i nie aspiruje do bycia gwiazdą w zespole pełnym talentu. Zaraz, zaraz. Czy to nam kogoś nie przypomina? Jest ktoś taki w NBA oprócz Polaka. Co więcej, jest on w zasadzie legendą NBA. Mowa oczywiście o Draymondzie Greenie z Golden State Warriors.
Green również nie jest wybitnie uzdolniony ofensywnie. Mimo to jest niezbędny w zespole Warriors, głównie ze względu na walory defensywne i radzenie sobie na rozegraniu. Był jedną z kluczowych przyczyn sukcesów drużyny z Californii w ostatnich latach. Co ważne dla Sochana, Polak ma lepsze warunki fizyczne od Draymonda i przy nabraniu jeszcze trochę większej masy mięśniowej, może stać się równie dobrym uniwersalnym żołnierzem Popovicha.
Sam coach Gregg uwielbiał w swojej karierze wszechstronnych zawodników. Manu Ginobili, Boris Diaw czy Kawhi Leonard stawali się jego ulubieńcami, wygrywając jednocześnie mistrzowskie pierścienie. Jeśli tylko Sochan będzie się rozwijał tak, by pasować do zamiarów swojego trenera i będąc wsparciem dla Victora Wembanyamy, może dołączyć do grona zasłużonych ulubieńców Popa.
Z pewnością Jeremy dobrze wykorzystał pierwszy sezon nie tylko z perspektywy boiskowej, ale też wizerunkowej. Jego zabiegi z fryzurami a’la Rodman i charyzma pozwoliły mu na zostanie jednym z ulubieńców publiczności w San Antonio. Do tego niesamowicie dba o atmosferę w zespole, ciesząc się z sukcesów każdego klubowego kolegi. Nawet w Polsce, która już z natury jest mało koszykarska, stał się postacią rozpoznawalną, a to za sprawą kawałka wydanego przez Okiego, który zresztą odwiedził Sochana kręcąc klip.
Nie spocznij na laurach, Jeremy!
Wszystkie te rzeczy sprawiają, że trudno widzieć przyszłość Jeremiego w NBA inaczej niż w kolorowych barwach. Nie jest jednak idealnie. Problemy z rzutem Polaka są zauważalne. W lidze zdominowanej przez strzelców trzeba mocno pracować nad tym elementem gry, w innym przypadku można z niej szybko zniknąć. Jeremy zdobywał co prawda 11 punktów na mecz, jednak miażdżąca ich większość padała z trumny.
Przy skuteczności 24,6 proc. rzutów za 3 punkty i 69,8 proc. z rzutów wolnych pole do poprawy zarysowuje się samo. Fakt, że Sochan regularnie pracuje nad rzutem pozwala wierzyć w jego rozwój pod tym względem. Polak musi zrobić wszystko, by nie odpuszczano go w obronie. W innym wypadku Wembanyama będzie zawsze podwojony, a przez to mniej skuteczny. Rolą Jeremiego będzie zatem również danie Victorowi większej przestrzeni, a najłatwiej to zrobić poprawiając swoje niedociągnięcia ofensywne.
Mimo tych braków można spoglądać na karierę Sochana z optymizmem. Jeremy jest w drużynie, która znajduje się na początku drogi do wygrywania. Ma czas na rozwój i, co najważniejsze, chce się rozwijać. Takie podejście pozwala zyskiwać mu w oczach Popovicha i ekspertów, a to dobrze wróży dla jego pozycji. Jeśli tylko nie przestanie ciężko pracować, możemy długimi latami obserwować najlepszą karierę rodaka w najlepszej lidze świata.