,,Do widzenia, do jutra’’ — filmowy spacer po Gdańsku
2 min readKiedy za oknem panuje mglistość listopada i jedyne, na co masz ochotę, to ucieczka do innej rzeczywistości — postaw na stare polskie kino. ,,Do widzenia, do jutra…’’ to lekka i poruszająca propozycja, o charakterystycznej dla Polskiej Szkoły Filmowej poetyckości i klasie. Film czarno-biały, a pokoloruje nieco jesienną szarugę rzeczywistości.
Historia przedstawiona w ,,Do widzenia, do jutra…’’ jest autentyczna i przydarzyła się samemu odtwórcy głównej roli, współscenarzyście i wielkiej legendzie polskiego kina — Zbigniewowi Cybulskiemu. Aktor, wraz z Bogumiłem Kobielą, prowadził słynny Gdański teatrzyk Bim-Bom (w filmie przedstawiony jako teatrzyk Tik-Tak), na którego spektakle podczas swojej wizyty w Polsce zwykła chadzać córka konsula Francji, Francoise Buron. Francoise i Cybulski wdali się w przelotny romans, jednak miłość ta nie miała szansy się rozwinąć. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedzą Jacek i Margueritte, filmowe odpowiedniki pary zakochanych.
Po tę pozycję warto sięgnąć nie tylko ze względu na wciągającą fabułę, ale również na fantastyczne zdjęcia autorstwa Jana Laskowskiego. Malowniczy Gdańsk w kadrach ,,Do widzenia, do jutra…’’ jawi się niemal jak Paryż, zachwycający architekturą, wciąż aktualnym urokiem, pełen zakamarków, w których gromadzą się artyści, a między nimi Jacek oraz Margueritte. Miasto staje się w pewnym sensie jednym z bohaterów filmu. Morgenstern przenosi nas w czasie i zabiera na wycieczkę po uliczkach dobrze nam wszystkim znanych, jednak bogatszych o niepowtarzalny klimat drugiej połowy lat 50.
,,Do widzenia, do jutra…’’ to odtrutka na zalewające nas kiczowate i przewidywalne romanse filmowe ostatnich lat. Poetyckie dialogi są kopalnią ponadczasowych mądrości i monumentem tego, jak pięknie w minionych latach mówiło się o miłości. Mezalians między głównymi bohaterami nie jest też jedynym wątkiem poruszonym przez twórców. Relacja nieśmierdzącego groszem Polaka i arystokratki z zachodu stanowi komentarz do ówczesnej sytuacji politycznej kraju. Ta beznadziejna wzajemna fascynacja stanowi metaforę żelaznej kurtyny.
Niezależnie od filmowych upodobań, warto zmierzyć się z tą pozycją, a także z pozostałym flagowymi dziełami rodzimego kina. Obrazy te są pamiątką zamierzchłych czasów i zatrzymanym w czasie studium ówczesnego społeczeństwa, panującej kultury oraz obowiązujących obyczajów. Dajmy się porwać na spacer z Cybulskim i wdajmy się w romans z Polską Szkołą Filmową!