Eksplozja energii w Gdańsku – koncert Selah Sue
3 min readZachwycająca i zjawiskowa belgijska wokalistka Selah Sue odwiedziła po raz kolejny Gdańsk. Piątkowy wieczór (6 maja) był wspaniałym zwieńczeniem tegorocznej majówki i świetną okazją do posłuchania dobrej muzyki w klimacie soulu, reggae i rocka.
W piątkowy wieczór ta drobna dziewczyna, o tajemniczym błękitnym spojrzeniu, rozpętała burzę w Starym Maneżu. Jak? Dzięki swojemu imponującemu mocnemu wokalowi, towarzyszącym jej na koncercie utalentowanym muzykom oraz niesamowitej energii, którą zaraziła publiczność. O Sanne Putseys – bo tak naprawdę nazywa się artystka – mówi się, że to europejska wersja Erykah Badu i Lauryn Hill.
Wchodząca na scenę uśmiechnięta artystka, witająca się z widownią w jej ojczystym języku, musi zwiastować dobre widowisko. Selah zaczęła spokojnie, trochę jazzowo, coverem piosenki amerykańskiej śpiewaczki Billie Holiday „I love you Porgy”. Usłyszeliśmy także wiele utworów z ostatniej płyty wokalistki – „Reason”. Były to, między innymi, tytułowy kawałek „Reason”, soulowy „Alone”, pokazujący, że prawdziwa siła tkwi w prostych, acz inteligentnych formach. „Won’t go for more” miało w sobie więcej słonecznej energii, którą aż tryskało w stronę pobudzonej już publiczności. Utrzymany w stylu retro „Sadness” sprawiał, że czuliśmy się niczym bohaterowie, rozgrywającego się gdzieś w południowej Europie romantycznego komediodramatu.
Cóż to byłby za koncert bez sztandarowej piosenki Belgijki „This world”, który na potrzeby występu został upiększony genialnymi solówkami muzyków oraz przepięknymi wokalizami Selah. Nie zabrakło także rwącego do tańca „Raggamuffin”. Na czas trwania „Fyah, fyah” wokalistkę opuścili pozostali muzycy, gdyż wykonała ten kawałek solo, jedynie grając na gitarze i śpiewając.
Naturalną rzeczą jest, że po skończonym występie publiczność wywołała artystów z powrotem na scenę. Jednak bis nieco odbiegał od innych, zazwyczaj wcześniej zaplanowanych przez muzyków. Wokalistka spytała się widowni, co ci chcieliby usłyszeć. Po chwilowych ustaleniach zostaliśmy przy propozycjach piosenkarki, która wykonała wraz z zespołem poruszającą balladę „Time”, „Crazy vibes” oraz mocny „Fear nothing”.
Selah Sue to jedna z tych artystek, które zdobywają nasze serca nie – wyrwanymi z kontekstu, wpadającymi w ucho hitami, ale swoją osobowością, nieuchwytnym czarem głosu i świetnie skomponowaną muzyką. Dlatego na jej koncertach ludzie stoją osłupiali z zachwytu lub wczuwają się w piosenki, tańcząc i śpiewając razem z wokalistką. I tak też było tym razem. Był to czwarty występ Selah w Trójmieście (poprzednie odbyły się w sopockiej Zatoce Sztuki oraz w gdańskich klubach: Parlament i B90) i można było zauważyć, że to miejsce z wzajemnością przypadło do gustu Belgijce. Świadczy o tym choćby, wplątywany w słowa utworów „Gdańsk”, na przykład: I’m singing for you, Gdańsk! No i urocze najmłodsze fanki piosenkarki, trzymające wielki napis „Selah Sue” i krzyczące w przerwie między kawałkami: Selah Sue, I love You!
Selah Sue dała nam to, na co czekaliśmy: brzmienia bujające, dosadne, sięgające gdzieś niezwykle głęboko.