Duet doskonały: „Smolik/Kev Fox” – recenzja albumu
3 min readCo ich łączy? Z pewnością miłość do dobrej muzyki i słabość do kapeluszy. Co stworzyli? Płytę hipnotyzującą, elektryzującą i porywającą. Dziewięć pięknych muzycznych opowieści. „Smolik/Kev Fox” to album, którego po prostu chce się słuchać, słuchać… i słuchać.
Andrzej Smolik nie bez powodu nazywany jest najlepszym producentem muzycznym w kraju. Każdą kolejną płytę tworzy z niezwykłym smakiem, roztacza przed słuchaczami bogate muzyczne pejzaże. Ponadto, zaprasza do współpracy nieprzeciętnych artystów. Tak też jest w przypadku najnowszej płyty. Smolikowi towarzyszy Kev Fox, gitarzysta i wokalista związany dotąd z brytyjską sceną muzyczną. Podbił serca fanów na Wyspach, a od kilku lat zyskuje także sympatię polskich słuchaczy. Co więc wyszło z kooperacji dwóch panów w kapeluszach?
Płyta, która jest jak balsam dla duszy. Niezwykle przyjemnie snuje opowieści, otacza melodyjną mgłą i wsiąka w słuchacza jak w gąbkę. Jest idealna właśnie na tę porę roku – jesienne długie wieczory pod kocem i w dobrym towarzystwie. Ba, jest świetna zdecydowanie na dłużej! Album „Smolik/Kev Fox” zauroczy przede wszystkim fanów alternatywy, którzy poszukują nieutartych muzycznych ścieżek, ale również miłośników subtelnych, po prostu ładnych piosenek. To połączenie akustycznych melodii, delikatnej pulsującej perkusji, wplecionych gdzieniegdzie charakternych gitarowych riffów, pogłosów, chórków, szeptów, ciepłego, ale z zadziorną chrypą głosu Foxa, odrobiny klubowych akcentów, niespodzianek i dźwięcznych klawiszy Smolika.
Mocnym akcentem, którym album wdarł się do rozgłośni radiowych, przypadł do gustu publiczności i jednocześnie jest utworem otwierającym jest singiel „Run”. Z jednej strony zaskakuje chwytliwym klubowym brzmieniem, a z drugiej – właśnie delikatnością. I trudno być obojętnym (czy raczej, i pewnie panie się ze mną zgodzą, obojętną) na wymowny tekst i melodyjne, nieco płaczliwe nawoływanie Foxa. To singiel, który wywołuje gęsią skórkę. Dalej jest już i nastrojowo, i bardziej akustycznie. „Mind The Bright Lights” zmienia nastrój wraz ze zmieniającymi się dźwiękami klawiszy Smolika i jest ozdobiona aksamitnym wokalem. Przepiękną balladą, opartą właściwie tylko na wokalu i gitarze jest „Help Yourself”. Fox wchodzi na wyższe tony czarując wdzięczną melodią, a kolorytu dodają wysmakowane pogłosy i delikatna perkusja. Można przy niej spokojnie zamknąć oczy i odpłynąć. Jeśli lubicie twórczość choćby naszego rodzimego Fismolla, zakochacie się w tej piosence.
Siłą płyty „Smolik/Kev Fox” jest niesamowity klimat, który się udało panom osiągnąć. Pomimo wielu wyrazistych akcentów wprowadza spokój, który pozwala słuchaczowi się wyciszyć i dać prowadzić dźwiękom, odciąć się na moment od rzeczywistości i mieć po prostu chwilę dla siebie. Są tu przecież rasowe ballady, jak „Clocked”, „Beautiful Morning” czy „Little Older”, wzbudzające ciekawość kryjących się w nich historii.
Jest i kilka niespodzianek – „Vera Lynn” podobnie jak „Run”, nieco wyrasta ponad inne piosenki żywiołowością, riffami z pazurem i zdecydowanie mocniej postawionym głosem. Innymi niespodziankami są goście. Y z Bokki w utworze „Regretfully Yours” ładnie kontrastuje z wokalem Keva. Jeden – głęboki, chropowaty – drugi wysoki i nieco krzykliwy. Przeplatają się, ścierają, ale nie mijają – tworzą ciekawą harmonię. Natalia Grosiak natomiast, znana z zespołu Mikromusic w piosence „Hollywood” łagodzi wszystkie „chropowatości” i dodaje utworowi ciepła i blasku.
„Smolik/Kev Fox” to płyta na szóstkę z plusem. Płyta roku? Bardzo możliwe. Nieśpieszna, nastrojowa, dojrzała. I choć Andrzej Smolik już wcześniej zaprosił Foxa do współpracy, można było ich usłyszeć razem na energetycznych koncertach czy choćby w utworze „L.O.T.T.” z poprzedniej płyty „4”, to myślę, że teraz dopiero pokazują na co ich stać razem. Świetnie wiedzą, jak mieszać style, tworzyć urzekającą muzykę i grać na odpowiednich strunach fanów. Moim zdaniem to duet doskonały.
W wikińskich wierzeniach cyfra 9 ma magiczną moc. Brzmienie na płycie Smolika i Foxa kojarzy się z północą – polską, brytyjską, może nawet skandynawską – wystarczy zamknąć oczy i malują się przestrzenne północne krajobrazy, choć piosenki otulają ciepłymi dźwiękami. Z pewnością – 9 utworów, które znalazło się na tym krążku – jest po prostu magicznych.