Polski Guardiola i jego wesoła gromadka
4 min readKto w ostatnich miesiącach śledzi reprezentację Polski, ten w cyrku się nie śmieje. Michał Probierz, Cezary Kulesza i zawodnicy grający w kadrze, starają się jak mogą, żeby polskim kibicom nie było za dobrze. Swoje trzy grosze dorzuca nawet kierownik reprezentacji.
Absurd goni absurd, kompromitacja goni kompromitację, a Michał Probierz goni Karola Krawczyka w średniej straconych bramek na mecz. I bynajmniej nie chodzi tu o sympatycznego motorniczego z serialu „Miodowe lata”, a o selekcjonera reprezentacji z lat 1964-1966. Tak, aby znaleźć trenera gorszego w tej statystyce od Polskiego Guardioli, należy cofnąć się aż do połowy lat 60. Wówczas kadra traciła średnio 1.67 bramki na spotkanie.
Ale spokojnie, Probierz nie zamierza odpuścić w tym wyścigu. Obecnie jego drużyna wpuszcza 1.59 gola i ten współczynnik ciągle rośnie. Co za tym idzie, wielu kibiców może się martwić zaledwie 4 punktami w 6 spotkaniach Ligi Narodów, stratą 16 bramek i w rezultacie spadkiem do dywizji B. Na szczęście tutaj na białym koniu wjeżdża selekcjoner i zapewnia, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a zespół jest w trakcie budowy. Wtórują mu w tym piłkarze tacy jak Tymoteusz Puchacz czy Jakub Moder, którzy są zadowoleni ze swojej postawy.
Kino na kółkach
Jak już ustaliliśmy, Michał Probierz i jego podopieczni nie mają ostatnio najlepszego czasu. Solidarnie dołączył do nich Łukasz Gawryjołek, a więc kierownik reprezentacji Polski, którego przerosło zadanie w postaci zgłoszenia Karola Świderskiego do gry w meczu z Portugalią. W efekcie tej pomyłki popularny „Świder”, który stał już przy linii bocznej, gotowy do wejścia na boisko, musiał wrócić na ławkę rezerwowych. Choć teoretycznie i na niej nie powinno go być. Nie jest oczywiście powiedziane, że Świderski odmieniłby obraz meczu, ale nie można mu odmówić skuteczności w roli dżokera. No właśnie, skuteczność. To zdecydowanie ten element, z jakim Biało-Czerwoni mają problem. Było to widać choćby na przykładzie rzeczonego meczu z Portugalią. Mimo kilku dobrych sytuacji w pierwszej połowie, nie potrafiliśmy wyjść na prowadzenie. Jak się to skończyło, wszyscy wiemy. Ze Szkocją zresztą nie było lepiej. W obu przypadkach ziściło się stare porzekadło i niewykorzystane okazje faktycznie się zemściły. I to brutalnie.
Wydatnie „pomagała” polska obrona. Personalia w defensywie kadry Probierza nieustannie ulegają zmianie, jednak obraz gry pozostaje ten sam. Jakub Kiwior gra niepewnie, Jan Bednarek przeplata dobre interwencje z błędami prowadzącymi do utraty bramek, a zawodzi także Sebastian Walukiewicz. Tym razem na kadrę nie przyjechał natomiast Paweł Dawidowicz, choć jest to pokłosie kontuzji, a nie niesamowitego show, jakie zaprezentował w meczu z Chorwacją. O tamtym występie obrońcy Hellasu Verona wiele mówi to, że opuścił on murawę już w 38. minucie a w zamian za niego do końca meczu oglądaliśmy Kamila Piątkowskiego. Tutaj dochodzimy do jedynego jasnego punktu wśród reprezentacyjnych stoperów. Wychowanek Rakowa Częstochowa całkiem solidnie zaprezentował się na tle Chorwatów, a przeciwko Szkotom pięknym strzałem z dystansu doprowadził do wyrównania. Cieszy to, że defensor RB Salzburg wreszcie jest zdrowy i dostaje szanse w kadrze.
REMIS!!!
Tyle pudeł, ale jak już wpadło, to nie było co zbierać! 🤩⚽️
🔴📲 Oglądaj #POLSCO ▶️ https://t.co/qon2zMVRi7 pic.twitter.com/mBLUzyN06N
— TVP SPORT (@sport_tvppl) November 18, 2024
Kto jedynką?
Obsada bramki to zawsze był solidny punkt polskiej reprezentacji. O tę pozycję nie musi się martwić również Michał Probierz, stawiający na przemian na Łukasza Skorupskiego i Marcina Bułkę. Wydaje się jednak, że bardziej korzystne byłoby postawienie w końcu na Skorupskiego. Bułka w swoich dwóch ostatnich spotkaniach z orzełkiem na piersi aż ośmiokrotnie wyciągał piłkę z bramki. Defensywa kadry nie stanowi wprawdzie zbyt szczelnego monolitu, ale takimi spotkaniami, jak przeciwko Chorwacji, golkiper Nicei jej nie pomaga. W Porto 25-latek wpuścił aż 5 goli w ciągu pół godziny. Co ciekawe, grał wówczas w spodenkach Skorupskiego, a zapytany o to na konferencji prasowej, nie krył irytacji. To także jest w pewnym sensie wymowne w kontekście atmosfery wokół reprezentacji.
Pozostając przy rywalizacji między słupkami, warto wspomnieć, że Probierz konsekwentnie pomija w powołaniach Kamila Grabarę. Bramkarz Wolfsburga zbiera dobre recenzje za swoją grę w Bundeslidze, jednak drzwi do kadry zamyka mu konflikt z selekcjonerem. Wielu obserwatorów zastanawia się również, dlaczego wobec problemów na prawej obronie szansy nie dostanie Matty Cash. Na to pytanie odpowiedź zna jednak tylko Polski Guardiola.
Gęsta atmosfera
Jak więc widać, otoczka wobec kadry nie jest obecnie zbyt pozytywna. Jeśli zdjęcie Zielińskiego i Zalewskiego z Cristiano Ronaldo powoduje kilkudniową dyskusję, to znaczy że nie jest dobrze. Doping na meczach reprezentacji można porównać do intuicji prezesa Kuleszy do kolejnych selekcjonerów. Po prostu nie istnieje. Cykl życia reprezentacyjnych trenerów za jego kadencji zawsze zaczyna się od euforii i wielkich zapowiedzi, a kończy słabą grą poniżej możliwości i wymówkami. W ostateczną fazę tego schematu wchodzi właśnie Probierz, który po meczu ze Szkocją stwierdził że „listopadowy okres jest ciężki dla wszystkich„. Nie da się z selekcjonerem nie zgodzić. Oglądając listopadowe spotkania jego ekipy, niejednemu polskiemu kibicowi zrobiło się ciężko na sercu.