„To była największa zajawka, jaką mieliśmy w życiu” – wywiad z reżyserem Janem Orszulakiem
4 min readZacznę od smutnego faktu: wakacje są już na półmetku. Optymistycznie zakładam, że odpoczęliście już po sesji i jeszcze nie myślicie o wrześniowej poprawce – słowem, jest to idealny czas na obcowanie z kulturą. I to nie byle jaką, bo 23 czerwca, przy okazji podsumowującej kolejny rok pracy artystycznej Gali Standby Studio, udało mi się porozmawiać z reżyserem Janem Orszulakiem, zaraz po pierwszym publicznym pokazie jego filmu Autarkia, którego patronem medialnym jest CDN. Zapytałem nie tylko o sam film, ale też o plany na przyszłość i … musical.
Przede wszystkim, chciałbym serdecznie pogratulować świetnego, w mojej opinii, dzieła. Co czujesz po pierwszym publicznym pokazie Autarkii?
Jestem podekscytowany. Jednocześnie czuję ogromną ulgę, że wreszcie mogliśmy pokazać ten film – na razie jednorazowo, był to ekskluzywny pokaz dla osób finansujących Autarkię jaki i ACK Alternator, które od początku nas wspierało.
Planujesz pokazy dla szerszej publiczności?
Na razie nie, bo chcemy, aby Autarkia zaistniała na festiwalach.
Masz już jakieś konkretne imprezy na oku?
Celuję w festiwale międzynarodowe. Wydaje mi się, że kino, które tworzę, jest bardziej „amerykańskie” i często polskie konkursy filmowe nie rezonują dobrze z moją twórczością. Zebraliśmy na razie bazę sześćdziesięciu festiwali, krajowych jak i międzynarodowych, którą zatwierdzić musi Warszawska Szkoła Filmowa. Gdy uzyskamy zgodę, będziemy wysyłać nasz film w świat.
Czy ostateczny obraz dokładnie odzwierciedla pierwotny zamysł artystyczny, czy musiałeś jednak pójść na twórczy kompromis?
Musiałem pójść na pewne kompromisy. Jak większość produkcji półprofesjonalnych, staraliśmy się nakręcić naszą najszybciej i najlepiej, jak się da. Na obraz wpłynęła również pandemia i konflikt z jedną z aktorek na planie, który trzeba było zażegnać. Przez powyższe ten film nie jest w stu procentach taki, jak bym chciał, natomiast jestem zadowolony, że udało się go skończyć i czuję dumę z tego, co finalnie stworzyliśmy.
10 czerwca premierę miał Twój spektakl „Otello” na bazie dramatu Szekspira. Dziś na żywo zaprezentowaliście nam piosenkę, która powstała na potrzeby tego projektu. Co możesz powiedzieć o tym utworze?
To była największa zajawka, jaką mieliśmy w życiu. W profesjonalnej realizacji tej piosenki pomogli nam fantastyczni ludzie, choć ograniczyły nas nieco warunki i akustyka sali konferencyjno-teatralnej, nieprzystosowanej do tego typu wykonów. Wierzę, że na wszystko przyjdzie czas, już myślimy nad kolejnymi piosenkami. Naprawdę świetnie się czuję, kiedy udaje się zrobić coś nowego, do czego myślałem, że nie mamy dostępu. Cieszę się, jak to mówią, pierwsze koty za płoty i dalej postaramy się tworzyć na tej muzycznej zajawce.
Tak podskórnie czuję, że masz chrapkę na musical…
Rozczaruję cię, ale raczej nie pójdziemy w musical, bo do tego potrzebujemy śpiewających aktorów, którzy umieją, ale przede wszystkim, nie boją się śpiewać. Nie zarzucam musicalu, będziemy nad tym myśleć, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
Masz wspaniałych aktorów, zarówno w Standby Studio jak i na Standby Workshops. Te młode talenty widzieliśmy dziś w etiudach „Kryształki”. Masz wśród nich swoich faworytów?
Faworytów wyróżniłem dyplomami w trakcie Gali, natomiast jest co najmniej dwójka aktorów, którzy w październiku po rekrutacji zaczynali z poziomu bardzo początkującego – takich aktorów też przyjmujemy i zapraszamy do nas na nabór w październiku – a są utalentowani i myślę, że po kolejnym roku warsztatów będą mieli szansę zaistnieć w Standby Studio.
Ze sceny wypowiadałeś się bardzo ciepło o Jędrku Rumaku. Opowiesz o tym coś więcej?
Jędrek bardzo lubi się uczyć i ma zacięcie reżyserskie, którego wcześniej nie widziałem. Jako twórca, Jędrek ma przede wszystkim otwarty umysł, który mnie również definiuje. Nie boi się podjąć tematów niewygodnych, nawet dla Uniwersytetu, byle by dało to do myślenia widzom. Taka jest rola sztuki, a on to doskonale rozumie.
Planujesz artystyczne wakacje czy wracasz od razu do pracy?
Na pewno planuję ostatnią próbę dostania się na Festiwal Szekspirowski, na którym byliśmy pięć lat temu z „Hamletem”. W tym roku się niestety nie udało. Jaką sztukę weźmiemy na warsztat? Jeszcze nie wiem. Czy to będzie musical? Nie mam pojęcia (śmiech) To co jest pewne, to Szekspir „na rozkładzie” od października. Lubię się bawić formą, także najpewniej będzie to zupełnie coś innego niż dotychczas.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć powodzenia. Dziękuję za rozmowę.