Nic od człowieka nie zależy – wywiad z profesor Iryną Ivanową

źródło: Facebook

Dzisiaj, 15 marca 2022 roku, mija dokładnie dziewiętnaście dni od inwazji wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy. W ciągu tego czasu Ukraińcy musieli zredefiniować swoje obecne życie – spakować do kilu toreb najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać zagranicę lub zostać, ryzykując często zdrowiem lub życiem. W wywiadzie dla CDN-u pani profesor Iryna Ivanowa z Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Ekonomicznego.

 

Do tej pory była pani wykładowcą na Charkowskim Narodowym Uniwersytecie Ekonomicznym. Jakie zajęcia pani prowadziła?

W Ukrainie wykładałam retorykę, copywritting, dziennikarstwo konfliktu i fact-checking. Jestem specjalistką od propagandy i manipulacji w dziennikarstwie.

Jeśli mowa o propagandzie, to czy ma pani wśród swoich znajomych Rosjan? Jak oni postrzegają obecną sytuację?

Tak, mam – tak zwaną grupę kontrolną. To między innymi rodzina, księgowa i pracownik fabryczny z Petersburga. Mam także przyjaciół w Archangielsku. Powiedzieli mi, że mojego domu już nie ma, bo Ukraińcy toczą wojnę domową, ponieważ nie chcą, żeby część społeczeństwa przyłączyła się z własnej woli do Rosji. I oni myślą, że to jest prawda. Tak wygląda propaganda – nie ma w niej logiki.

Jeden człowiek może decydować o losach milionów.

To już nie człowiek – jak dla mnie. Naprawdę myślę, że Rosjanie muszą część winy wziąć na siebie. Kiedy mówiono nie raz, nie dwa, a nawet nie trzy, że trzeba coś zmienić, pytali: ale dlaczego? Przecież nam jest dobrze – jesteśmy silnym narodem. Mamy prawdziwego wodza.

Ktoś go w końcu musiał wybrać.

I co więcej – podtrzymywał i podtrzymuje przy władzy. Gdy mówiłam Rosjanom, że musi dojść do zmiany, to oni zaprzeczali, bo są przecież zadowoleni. A teraz siedzą odcięci od świata. Rosja jest teraz garnkiem zakrytym pokrywką. XIX-wieczna mentalność zetknęła się z XXI-wiecznymi realiami. Putin jest dla Rosjan carem i wielu za nim podąża. To jedna z wielu przyczyn, ale podstawą tego wszystkiego jest mentalność. Imperium nie chce stawać w miejscu – będzie dążyło do poszerzania terytorium, zwiększania liczby ludności, brzydko mówiąc – „mięsa”.

Dla mnie, człowieka, który znajduje się tutaj, nie w Ukrainie, to wszystko wydaje się nierealne.

Wczoraj (8.03) ta pani umarła [red. pani Ivanowa pokazuje mi zdjęcie młodej kobiety]. Była wolontariuszką w Charkowie. Zginęła w swoim mieszkaniu od odłamków bomby. Tak nie może być, że ginie taka piękna, młoda dziewczyna. Miała 21 lat.

Była w moim wieku.

Nic od człowieka nie zależy.

Czy mogłabym poruszyć temat ewakuacji dzieci z Charkowa, w której pani uczestniczyła? Oczywiście, jeśli chciałaby pani o tym opowiedzieć.

Trzeba o tym opowiadać. Dużo ludzi. Panika. Stres. Na początku nikt nie wiedział, jak ma wyglądać ewakuacja. Ale jedziemy. Po jednej stronie żołnierze, z drugiej broń. Modlimy się, żeby żadna bomba nie spadła na naszej drodze. W drodze widzimy pożary, samoloty. Musimy szukać dróg objazdowych, bo te główne są zablokowane.

Ile dzieci jechało z panią do Polski?

Byłam w takim stanie, że naprawdę nie rachowałam. Ale na pewno dużo.

W tej niecodziennej sytuacji ma pani pełne prawo, aby postawić swoje dobro na pierwszym miejscu. Nie mieć siły ani psychicznej, ani fizycznej. A pani pomogła tym obcym dzieciom i wciąż jest zaangażowana. A może to jest właśnie pani misja?

Może tak być, że to moja misja. Ale cały czas powtarzam, że aby pomagać, należy samemu sobie pomóc i odpoczywać. Kiedyś mogłam nie sypiać zbyt dobrze miesiąc czy dwa. Nie będę również ukrywać – chodziłam do psychiatry, brałam lekarstwa. W Polsce okazało się, że mam bardzo wysokie ciśnienie. Myślałam, że nie muszę dawać sobie chwil na regenerację i jakoś to będzie. Teraz każdemu powtarzam, że odpoczynek to podstawa. Inaczej będziecie mieć takie problemy ja. Po chwili wytchnienia można wracać do pracy. Przyjdzie taki czas, kiedy będziemy mogli pojechać nad morze. Do Sopotu na molo. I poleżeć na plaży, poczytać książkę. Może być to nawet romans. Ale teraz jest czas, żeby wykonywać swoją pracę.

Czemu akurat wybrała pani Gdańsk?

Myślę, że to mój przyjazd do Gdańska latem ubiegłego roku i spotkanie pani profesor Małgorzaty Łosiewicz miało na to wpływ. Bardzo dziękuję pani Małgorzacie za to, co robi – jest ze mną w stałym kontakcie, wspólnie pracujemy. Jest na tyle cierpliwa, że podpisuje wszystkie te dokumenty i umowy. Jeśli chodzi o współpracę, to oczywiście w perspektywie mamy przygotowanie studentów do „walki” w wojnie informacyjnej. Moim marzeniem jest to, aby moi studenci z Charkowa, którzy obecnie są korespondentami wojennymi, mogli przyjechać do Gdańska. Taka wymiana doświadczeń byłaby naprawdę cenna.

Poza tym jeśli mowa o Gdańsku – morze. Przypomina mi ojczyznę. Jestem z Krymu, więc w moim sercu od zawsze było morze. Po przyjeździe tutaj widzę piękne morze, ale i piękne miasto. Nie chciałabym, żeby z coś się z tym miastem stało. Dlatego dalej będziemy pracować.

Dziękuję za rozmowę.

 ***

Ponad półtora miliona Ukraińców przekroczyło polską granicę. Proces pomocy rozpoczyna się w wielu przypadkach jeszcze w Ukrainie. Można wpłacać pieniądze, nie muszą być to duże kwoty, i wspomagać materialnie. Ale można także zaangażować się czynnie, do czego zachęcam. Każda para rąk i otwarte serce, o którym pani Ivanova wspomniała mi nie raz, się liczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 − 16 =