„Bombardowania są tylko co 30 minut” – rozmowa z Oleksandrą Demerchian
8 min readW niedzielne popołudnie udało nam się połączyć z byłą studentką dziennikarstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Ukrainką – Oleksandrą Demerchian. Obecnie przebywa ona w piwnicy, w swojej rodzinnej miejscowości pod Kijowem. 1 marca wraca do Polski, zostawiając za sobą swój ukochany Kijów.
Czy większość mieszkańców opuściła swoje domy w Kijowie czy niektórzy zostali w mieszkaniach?
Trudno jest mi powiedzieć o większości. Chcę jak najbardziej unikać uogólnień bo sytuacja różni się w zależności od bloku. Będę więc opowiadała głównie o sobie, o tym jak sytuacja wygląda u mnie. W moim bloku jest tak, że 30% osób wyjechało, zostawiło swoje mieszkania, koty, psy, czego nie trzeba było robić, bo Polska wpuszcza do kraju ludzi razem ze zwierzętami. Ludzie którzy zostali, około 70%, próbują wydostać je z tych mieszkań. Ja i moja rodzina: mama, tata, siostra i piesek również. Jak dowiedzieliśmy się o tym co się dzieje? Mój tata nic nie wiedział. To mama usłyszała wybuchy. Obudziła się, przeczytała w wiadomościach co się dzieje i pierwsze co zrobiliśmy, to próbowaliśmy opuścić miasto. Mieszkamy około 20 km od Kijowa. Mieliśmy już wszystko spakowane w walizki, mój tata zbierał je od miesiąca, mieliśmy kupione jedzenie, dokumenty, ale nie udało nam się wyjechać. Korki były olbrzymie i wróciliśmy. Kiedy przyjechaliśmy do mieszkania od razu zaczęłam zbierać szkło, wszystko to chować. Dzwoniłam do znajomych, to był totalny chaos. Próbowałam pozbierać jakieś rzeczy, ale nie udało się bo zobaczyłam w oknie, że jadą nasze czołgi. Potem, 5 minut później, pojawiły się samoloty. Kiedy je zauważyłam miałam kompletne zaćmienie, nic nie czułam, tego się nie da do końca zrozumieć. To był tylko strach, tępy strach i wszystko o czym myślałam to żeby jak najszybciej zejść do piwnicy. Od razu pobiegłam do siostry, mamy i ze wszystkimi dokumentami i rzeczami zeszłyśmy na dół. Wydaje mi się, że coś się we mnie wyłączyło. Myślę, że dopiero jak będę w Polsce zacznę płakać, ale teraz nie mogę sobie tego jeszcze poukładać w głowie.
Jak wygląda wasz dzień? Jak funkcjonujecie?
Nasz dzień wygląda tak, że budzimy się, idziemy do mieszkania coś zjeść, umyć się, napić się gorącej herbaty lub kawy. Mój tata, za co jestem mu bardzo wdzięczna, jeszcze miesiąc lub dwa miesiące temu przygotowywał nam konserwy. Trochę odpoczywamy leżąc na kanapie, bo plecy bolą od leżenia długo na podłodze. Od razu jak słyszymy jakiś wybuch idziemy do piwnicy. U mnie jest tak, że mieszkam w nowym bloku, mamy nową piwnicę, przestronną i wygodną, mamy kontakt, światło. Ale na przeciwko jest starszy blok i w takich domach piwnice nie nadają się do nocowania. Poza tym dla niektórych jest to bardzo trudne emocjonalnie.
Czy widać wśród sąsiadów, osób, z którymi masz kontakt chęć walki? Jaka jest mobilizacja do sięgnięcia po broń?
Chęć walki jest ogromna. Dzisiaj mój tata zapisał się do obrony terytorialnej, która kontroluje sytuację w swojej okolicy. Trochę później mają wydać mu broń. Teraz w całym kraju trwa mobilizacja, oznacza to, że każdy mężczyzna w wieku poborowym 18-60 lat musi zostać zarejestrowany w biurze wojskowym i czekać aż poinformują jaką działalność może podjąć i gdzie. W niektórych miastach rejestracja odbywa się w dzień i w nocy. Jest tylu chłopaków, którzy chcą iść do wojska, co mnie przeraża. Mój tata odwiezie nas na dworzec i jak dowie się, że jesteśmy w Polsce, wróci do pracy, zapisze się do wojska i zostanie tutaj. Jest kilka zawodów, jak lekarz czy sprzedawca w sklepie, którzy nie mogą opuścić kraju i pracownicy mediów też nie mogą tego zrobić.
Jak wygląda sytuacja kobiet, które zostały, czy również walczą?
Kobiety w Ukrainie działają głównie w wolontariacie. Pomagają w kuchni polowej, szukają środków pieniężnych, medycznych, mieszkań dla ludzi, którzy ich potrzebują. Rozwożą też medykamenty po szpitalach. W armii są jednak także kobiety, które walczą na równi z mężczyznami. Niestety niedawno pierwsza kobieta zmarła podczas walki. Walka rozgrywa się na froncie, a dziewczyny zapewniają, żeby odbywała się ona jak najwygodniej dla naszych chłopców. Dużo kobiet idzie też pracować do piekarni. Jestem mega dumna z Ukraińców i wdzięczna też naszym sąsiadom z Polski i każdemu krajowi, który pomaga. My to wszystko widzimy, mamy obecnie dostęp do internetu, czytamy i doceniamy.
Jak wygląda sprawa z zaopatrzeniem w sklepach? Czy są otwarte, jak działają, możecie kupić leki?
Sklepy otwierają się kiedy mają coś do sprzedania. Pierwszego dnia, kiedy wszystko się zaczęło, produktów było bardzo mało, ale teraz sytuacja w moim miasteczku jest kontrolowana. Obawy są uzasadnione, ponieważ są to dopiero pierwsze dni, ale z tego co widzę, nie ma żadnej paniki odnośnie jedzenia wśród moich sąsiadów. Wiele osób otworzyło restauracje i oddaje zapasy. Apteki są otwarte, ale spirytusu i bandaży już nie ma. Wszystko poszło dla wojska. Czytałam dzisiaj, że w niektórych miastach kończą się jednak zapasy dla żołnierzy.
Jak działa służba zdrowia?
Służba zdrowia działa bardzo dobrze. Wszystkie szpitale są otwarte i przyjmują chętnych. Lekarze są też tam, gdzie ich potrzebujemy np. w metrze.
Jak działa komunikacja, jak często odjeżdżają pociągi? Jak wygląda transport na granicę samochodem?
Pociągi kursują. Na dworcu centralnym w Kijowie jest około 600 osób, które czekają na pociągi lub wybrały ten dworzec jako schronienie. Wszystkie poczekalnie są otwarte, zaopatruje się ludzi wodą i napojami, ale zapasy są na wyczerpaniu. Pasażerowie przyjeżdżający z innych miast niż Kijów proszeni są o przewóz wody i jedzenia. W miarę możliwości prosimy również firmy o dostarczanie wody i żywności na stację. Nie udało mi się znaleźć dokładnych informacji o tym, ile osób udało się już ewakuować, ale są to tysiące. Mam nadzieję, że za dwa dni ja też będę wśród tych osób. Moja główna obawa dotyczy tego, jak dojedziemy na dworzec. Teraz w Kijowie dużo dróg i mostów zostało zniszczonych, żeby Rosjanie nie mogli wejść do ważnych, strategicznych miejsc.
Czy są jakieś informacje o pomocy w Polsce? Czy osoby wyjeżdżające z Ukrainy wiedzą, gdzie mogą się kierować? Czy możemy w jakikolwiek sposób pomóc im dostać się do Polski?
Tak, oczywiście, możecie. Lepiej szukać skoordynowanych punktów zbiórek, niż pomagać na własną rękę. Wiem, że w Trójmieście ukraińska ambasada organizuje pomoc, zbiera niezbędne rzeczy, ale już chyba prawie każda organizacja społeczna organizuje coś takiego. Każda pomoc się liczy, nawet repost z jakiegoś sprawdzonego źródła informacji pomoże.
Jak wygląda sytuacja rodzin mieszanych, w których niektórzy krewni żyją w Rosji? Jaka jest ich reakcja/czy utrzymują teraz kontakt?
Ja nie mam rodziny w Rosji, ale na Białorusi. Sytuacja jest taka, że trudno jest z nimi rozmawiać, bo znajdują się w zupełnie innych realiach, innej przestrzeni informacyjnej. Dla mnie to, że Rosjanie mówią, iż nie wyjdą na protest, bo zamkną ich w więzieniu brzmi jak wymówka, my tu giniemy za swoją ojczyznę. Mam z tego powodu dużo bólu w sobie i przez to chyba nie będę już rozmawiała z moimi znajomymi z Rosji. Studiowałam w Polsce i wiem, jak to jest mieszkać daleko od swojej rodziny, ale moja siostra nie. Na razie nie mogę tego jeszcze wybaczyć Rosjanom. Mam już gdzieś to, czego oni nie mogą zrobić, czemu nie mogą wyjść na protest. To co się wydarzyło 24 lutego raz na zawsze zmieniło moje życie i życie każdego kogo znam.
Co wiecie o przebiegu działań wojskowych na ten moment?
Staram się czytać wiadomości tylko z wiarygodnych źródeł. Obserwuję na przykład kanał sił zbrojnych Ukrainy (SZU) i oni publikują tam dość specyficzne informacje. Mówią wprost kogo dzisiaj zabili lub kto zajmuje się dywersją. Nasze media bardzo starają się o to, żebyśmy nie panikowali. Jednym z rosyjskich celów jest wywołanie paniki. Nie chcą też zrobić krzywdy naszemu wojsku. Nie publikują gdzie znajduje się nasze wojsko i to też ma znaczenie. Teraz już wiem, że jak widzę gdziekolwiek wojskowych nie mogę publikować zdjęć, wysyłać tego nigdzie. Okazało się, że wojna to też w jakimś stopniu czas na naukę.
Jak oceniacie działania Waszych liderów politycznych, wojskowych?
Przyjęłam dla siebie taką strategię, że podczas wojny nie będę oceniała ludzi, którzy pracują 24/7 i próbują coś dla nas wywalczyć. Jak skończy się wojna dopiero wtedy będę coś krytykowała. Jestem bardzo zadowolona z naszego prezydenta. Nie opuścił kraju. Rosja pokazuje w wiadomościach, że wszyscy opuścili Ukrainę, że żołnierzy nie ma, a to jest nieprawda. Nasz prezydent jest cały czas w centrum Kijowa, nigdzie nie wyjeżdża.
Na jaką skalę występują ataki dywersyjne, czy jest wielu sabotażystów?
Niestety są sabotażyści i są gorsi niż sam wróg. Jako Ukraińcy jesteśmy bardzo kreatywni, wiemy, jakie pytania zadać, żeby dowiedzieć się, czy to jest osoba z Ukrainy lub nie. Pojawia się w tym też dużo humoru, prosi się np. żeby dokończyć piosenkę, którą znamy tylko my. Obrona terytorialna stara się wyłapywać dywersantów i sabotażystów i przekazuje informacje o takich osobach do policji i sił zbrojnych Ukrainy.
W jaki sposób śledzicie informacje, głównie internet, czy również np. radio? Jak oceniacie skalę rosyjskiej dezinformacji?
Głównie przez internet, telegram, przez kanały o których już mówiłam i radio też wchodzi w grę. Telewizja działa i przekazuje non stop wiadomości.
Czy chciałabyś na koniec coś jeszcze powiedzieć?
Tak. Wczoraj poszłam do swojego mieszkania, zabraliśmy już większość rzeczy i trochę pusto to wygląda. Każdy kto mnie zna wie, jak bardzo kocham swoje miasto, swój Kijów. Zawsze wracam tutaj z Polski żeby odpocząć. To jest miejsce mojej siły, mocy i w jeden dzień, w jedną sekundę, ktoś spróbował mi to zabrać. Jest mi ciężko z tym, że wyjadę i nie wiem kiedy wrócę. Ale wrócę. Chciałabym powiedzieć od siebie, abyśmy pomagali teraz Ukraińcom. Wiem jakie nastroje panowały przed wojną. Było nas dużo, były konflikty, ale wojna zmienia wszystko. Proszę abyście wykazali się do nas cierpliwością, pomogli. Ja też myślałam, że to jest niemożliwe, żeby Rosja nas zaatakowała. A jednak. Trzymajmy się razem!