Recenzja książki “Miłość unf*cked”
4 min read“Miłość unf*cked” to książka – rollercoaster. Autor od samego początku niebezpiecznie balansuje na cienkiej krawędzi między coachingiem, a szaleństwem. W 207 stronach Gary Bishop stara się zaaplikować czytelnikowi dawkę wiedzy potrzebną do tego, aby mieć spełniony, szczęśliwy związek, w którym wszystko się układa. Czy aplikacja ta przebiega jednak bezboleśnie?
O autorze
Gary John Bishop to profesjonalny coach pracujący w firmie zajmującej się… coachingiem. Prowadził on szkolenia dla tysięcy osób w różnych krajach. Pomaga ludziom, którzy chcą wprowadzić do swojego życia zmiany. Jest również autorem książek „Mądry, że F*ck”, „Skończ z tym Sh*tem”, „Unf*ck Yourself”. W najnowszej publikacji autor analizuje dlaczego związek, w którym byliśmy lub jesteśmy, nie działa. Jakie są najciekawsze wątki książki, co w niej działa, a co nie?
Kiedyś to było
W jednym z rozdziałów autor zwraca uwagę na to, jaką wartość mają w dzisiejszych czasach słowo i przysięgi. Uważa on, że zarówno słowa, jak i wszelkiego rodzaju obietnice i zapewnienia, straciły na znaczeniu. Jednocześnie przekonuje czytelnika o tym, że jeżeli będzie on uważał na słowa, dotrzymywał składanych przysiąg, to jego życie uczuciowe może zyskać. Zgadzam się ze stwierdzeniem autora na temat malejącego znaczenia słów. Jednak cały rozdział Bishop sprowadza do jednej wielkiej generalizacji. Bez potrzeby określa on wszystkie przysięgi jako bezsensownie odklepane. Nie zmienia to jednak faktu, że zwraca on uwagę na ciekawe zjawisko, a także trafnie interpretuje jego konsekwencje.
Niestety, w książce pojawia się także toksyczna pozytywność. Czy w 2022 roku ktoś ma wątpliwości co do tego, że rady typu: chcesz zmiany to się zmień czy przestań się ze sobą cackać, nie są szczególnie pomocne? Więcej na temat toksycznej pozytywności: https://www.glamour.pl/artykul/toksyczna-pozytywnosc-czyli-jak-nie-wspierac-210326053551
Autor popełnia też kilka błędów w rozumowaniu. Chociażby w rozdziale „Wartości”, gdzie pyta czytelnika o to, czym kieruje się w życiu.
„Czym się kierujesz w życiu? (Nie, nie chodzi mi tu o twoje ideały ani nawet o kwestie duchowe czy religijne). Co utrzymuje cię na szlaku, którym podążasz? Jaki wewnętrzny głos pozwala ci odróżnić dobro od zła, a prawość od nieprawości; skąd wiesz jak powinieneś postąpić albo zareagować? Co wyznacza parametry twojego zachowania?”.
Z niewiadomych dla mnie przyczyn autor już w pierwszym zdaniu wyklucza to, skąd znaczna część społeczeństwa może czerpać wymienione dalej wzorce – religię. W innym rozdziale mówi między innymi o tym, że nie będzie zajmował się narcyzmem, by chwilę później zająć się narcyzmem.
„Gówno wiesz o tym, jak stworzyć naprawdę świetny związek”
Wątpliwości budzi również język, którym posługuje się Bishop. Czytając tytuł książki, owszem – możemy się spodziewać jakie słownictwo w niej znajdziemy. Nie zmienia to jednak faktu, że autor jest momentami bardzo ofensywny i niedelikatny. Rozumiem, że taki po prostu jest i może taka właśnie była koncepcja, jednak biorąc pod uwagę delikatną materię, której dotyczy książka, wydaje mi się, że jej język jest nieco nieodpowiedni. Nie wątpię jednak przy tym w to, że istnieje grupa czytelników, której będzie się on podobał.
Co się udało?
Autor umiejętnie porusza temat budowania swojego związku na zasadzie opozycji, bądź podobieństwa do relacji rodziców. Mówi dlaczego taka strategia może być opłakana w skutkach.
„Twój partner nie zmieni się w twoją mamę, twojego tatę, twoją byłą ani twojego ex, nieważne, jak mocno próbujesz go do tego zmusić. Może być tylko sobą”.
Porusza on także aspekt wewnętrznego dziecka i tego w jaki sposób może ono wpływać na nasze relacje z drugą osobą. Jednym z najważniejszych wątków książki jest to, że przed wejściem w związek powinniśmy być na niego odpowiednio przygotowani. Nie możemy zbudować trwałej relacji z drugim człowiekiem, kiedy nie mamy takiej sami ze sobą. Autor pociesza również czytelnika, że cały „szit”, który tworzy, to nie sam człowiek, ale szkodliwe sposoby i mechanizmy działania, jakie w sobie wykształcił. A te można zmienić. Jednak pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że one istnieją, a do tego bardzo często przydaje się pomoc specjalisty.
Pragniesz zmiany? Nie, dziękuję
Pod koniec książki Gary Bishop próbuje dziwnie manipulować czytelnikiem. Mówi mianowicie o tym, że jeżeli ktoś ma jakiekolwiek zastrzeżenia do któregokolwiek z prezentowanych przez niego poglądów i planów na „ogarnięcie uczuciowego bajzlu”, powinien odłożyć jego książkę. Ostatecznie, niestety, musiałam się na to zdecydować.