Paryż – najromantyczniejsze miasto w czasie pandemii
4 min readKoniec grudnia i początek stycznia spędziłam wraz ze znajomymi w stolicy Francji. Sam pomysł zrodził się dość spontanicznie, ale zdecydowałyśmy, że to właśnie będzie idealne miejsce na spędzenie Nowego Roku. Przecież Paryż to najromantyczniejsze miasto na świecie, a do tego zima to moja ulubiona pora roku, więc był to idealny czas, żeby się tam udać.
Podróż i pierwsze wrażenie
Po południu 30 grudnia wyleciałyśmy z gdańskiego lotniska, by już dwie godziny później znaleźć się na lotnisku Paryż-Beauvais. Od centrum Paryża jest ono oddalone o około 85 kilometrów, czyli półtorej godziny jazdy autobusem. Sam lot i przejazd z lotniska nie sprawił nam żadnych kłopotów, bilety autobusowe miałyśmy już zakupione kilka dni przed wylotem. Z paryskiego dworca Paris Porte Maillot jest bardzo blisko do Łuku Triumfalnego, dlatego postanowiłyśmy udać się tam od razu po dotarciu na miejsce. Moje pierwsze wrażenie nie było pozytywne, ale ponieważ był wieczór, a sama byłam wyczerpana, postanowiłam dać Paryżowi drugą szansę kolejnego dnia i, jak się okazało, słusznie.
Najważniejsze punkty Paryża
Kolejny dzień rozpoczął się bardzo intensywnie, bo już od rana zaczęłyśmy od odwiedzenia jednego z największych na świecie muzeów, czyli Luwru. Na samym wstępie zdecydowanie przydała się nam mapa, na której zaznaczone są wszystkie najważniejsze i najsłynniejsze eksponaty muzeum. Luwr można zwiedzić na kilka sposobów, dlatego warto na początek obmyślić sobie plan, żeby nie pominąć żadnej z najważniejszych dla nas rzeczy. My najpierw udałyśmy się zobaczyć najsłynniejszy znajdujący się tam obraz – Mona Lisę, do której ustawiają się przeogromne kolejki, tylko po to, by móc zrobić sobie z nią zdjęcie.
Po mniej więcej czterech godzinach wyczerpującego, ale jak najbardziej udanego zwiedzania, udałyśmy się za pomocą podmiejskich pociągów do Wersalu. Dojazd trwał pół godziny, a dotarcie ze stacji do pałacu zajęło nam nie więcej niż dziesięć minut. Pałac wersalski i jego ogrody są magicznym miejscem, pozwalającym cofnąć się w czasie do XVII wieku i zobaczyć, jak żyli francuscy królowie. Zimą ogrody nie robią tak wielkiego wrażenia jak latem czy wiosną, jednak dalej mają w sobie to coś. Wstęp do ogrodów jest bezpłatny, dlatego zawsze są one pełne turystów, ale i miejscowych: rodzin z dziećmi, par i osób spacerujących z psami. Na Wersal również poświęciłyśmy około czterech godzin, by móc go na spokojnie zwiedzić.
O obostrzeniach
Sylwestra spędziłyśmy w wynajmowanym przez nas mieszkaniu. Zgromadzenia i organizacja imprez były we Francji zakazane. Do tego dochodził też nakaz noszenia maseczek nie tylko w zamkniętych przestrzeniach, ale i na świeżym powietrzu. Prawie każdy respektował i stosował się do zaleceń związanych z pandemią, nawet turyści.
Pierwszy dzień w Nowym Roku
Na początku nowego roku odwiedziłyśmy cmentarz Père-Lachaise, z racji tego, iż znajdował się on dosłownie naprzeciw naszego lokum. Po przedpołudniowym śniadaniu przeszłyśmy się tam zobaczyć groby między innymi: Fryderyka Chopina, Guillaume Apollinaire, Jima Morrisona, Oscara Wilde’a, Moliera, Honoriusza Balzaca i Edith Piaf. Kolejnym, obowiązkowym przystankiem była wieża Eiffla, pod którą znajdowały się ogromne tłumy turystów, próbujących zrobić sobie z nią idealne zdjęcie. Wieczorem udałyśmy się na spacer po jednej z najbardziej malowniczych dzielnic Paryża – Montmartre. Pełna wąskich uliczek z Bazyliką Sacre Coeur na szczycie wzgórza. Po pokonaniu 234 schodów czekała na nas nagroda w formie niezwykłego widoku na Paryż. Nawet pierwszego stycznia większość restauracji, knajp i barów była otwarta i pełna ludzi. Wieczorami trudno znaleźć wolny stolik. Dużo osób może nie lubić tłumów na ulicach, ale mnie to absolutnie nie przeszkadza. Uważam, że ma to swój własny klimat, typowy dla wielkiego miasta, który po prostu nie każdemu przypadnie do gustu.
Przed samym wylotem czekał na nas ostatni punkt wycieczki, czyli cyfrowa wystawa poświęcona Salvadorowi Dalemu w Atelier des Lumières. Podczas niej w całym pomieszczeniu wyświetlane były jego największe dzieła, które z dobrze dobraną oprawą muzyczną nie pozwalały oderwać od siebie wzroku.
Z perspektywy domowowej
We francuskiej stolicy spędziłyśmy cztery dni, podczas których zazwyczaj jadłyśmy na mieście, często w biegu, by móc zobaczyć jak najwięcej. Chciałyśmy również wczuć się w paryski klimat, jedząc bagietkę i croissanty w kawiarni na rogu jednej z ulic. Mogłyśmy pozwolić sobie na takie dobroci, bo ceny są porównywalne z tymi polskimi.
To był mój pierwszy raz w Paryżu i będę go wspominać bardzo dobrze. Z chęcią wróciłabym tam raz jeszcze, może tym razem na dłużej? Na pewno polecam odwiedzenie Paryża, chociażby na weekend.