Babie lato – wakacyjne refleksje o siostrzeństwie

źródło: www.roshirouzbehani.com

W tym roku po raz pierwszy, za sprawa herstories.pl przeprowadzono badania dotyczące znajomości pojęcia „siostrzeństwa”. Termin, dla Polek i Polaków, jest albo obcy, albo jak gość z piosenki Sanah „mówi coś”, ale „o co mu chodzi?”.

W badaniu posłużono się następującą definicją siostrzeństwa: „pojęcie wspólnoty, porozumienia i solidarności między kobietami. Niesienie wzajemnej pomocy, traktowania się jak rodzina – szczerze i serdecznie. Celem idei jest zwrócenie uwagi na problemy kobiece. Wzajemne wsparcie oraz działanie ponad podziałami (narodowymi, rasowymi, klasowymi) wzmacniają relacje pomiędzy kobietami”. Spośród ankietowanych 811 osób od 18. do 60. roku życia, termin kojarzy jedynie 27%. Z jego przejawami (po przybliżeniu definicji) spotkało się 41% Polek i Polaków.

One

Tak się żyje w tej Polsce, gdzie najpopularniejszym komplementem, jaki możesz otrzymać, jest: „nie jesteś jak inne dziewczyny”. Analogicznie (ku pociesze patriarchalnych serc) jak mantrę zaczynasz powtarzać, że oczywiście nie jesteś jak one. Ale kim w zasadzie są one? Nasz problem polega na tym, że wcale nie czujemy się lepszą wersją siebie. Zazwyczaj uważamy, że inne dziewczyny są od nas gorsze, a swoją samoocenę zaczynamy budować na zawstydzaniu różniących się kobiet.

Jak żyć panie premierze? Skoro większość przymiotów (takich jak: odwaga, dystans, ciekawość świata) przypisywana jest mężczyznom, dlaczego jednocześnie chwali się nas, gdy zachowujemy się niestereotypowo? Karuzela nastrojów oczywiście kręci się nieustannie, a my pewnego dnia okazujemy się zepsute duchowo i pyszne (czy to dlatego, że coraz częściej zabieramy głos, stwarzając zagrożenie dla czyjegoś ego? Nie wiem, pytam tylko).

Wracając do naszej siostrzanej świadomości, co jeśli funkcjonujemy na podstawie wyparcia? Może wszystkie jesteśmy do siebie znacznie bardziej podobne, niż się wydaje. Mamy przecież zbliżone problemy, figurujemy razem zarówno prawnie jak i kulturowo, mamy wspólną herstorię – oczywiście tak zapomniana przez system edukacji. Jesteśmy ofiarami, chociażby luki płacowej jak i podobnych, nieśmiesznych, seksistowskich żartów. Zupełnie szczerze, czasem lubię wyobrażać sobie świat, w którym dziewczyny nie wysyłają do siebie sygnałów o byciu gorszą, gdzie nie ma zagorzałych strażniczek kultury patriarchalnej. Gdzie dziewczyna dziewczynie dziewczyną. Ile łatwiej by było…

Każda

Tak każda z nas ma
Tak każdy z nas ma
Cztery olbrzymie ściany
Żadnych drzwi
Okna małe i marne

Taki tekst wyśpiewali The Dumplings przy okazji październikowych strajków kobiet w 2020 r. Tamten czas był niesamowitym dowodem istnienia siostrzeństwa. Tamten czas udowodnił mi, że nie musimy być identyczne, aby się wspierać, że nigdy nie będę szła sama. Nie było barier wynikających z różnicy klas społecznych, wykształcenia, miejsca zamieszkania, wyglądu. Nie było uprzedzeń. Wtedy byłyśmy razem, do szpiku kości.

I nie chodzi o to, że teraz, w imię idei, musisz lubić każdą dziewczynę. Starczy, że nie będziesz wychodzić z założenia, że inna kobieta jest dla ciebie zagrożeniem, wrogiem, czy przeszkodą w osiągnięciu marzeń. Starczy, że zostawisz przestrzeń dla ambicji tych, które swoim zachowaniem nikogo nie krzywdzą, że nie będziesz celowo zaniżać samooceny tym, które ubierają się, wyglądają, wyrażają inaczej niż ty. Starczy, że będziesz świadoma potrzeby solidarności, tego, jak wiele jest jeszcze do zdziałania oraz doceniać jak wiele zrobiono. Nawet się nie obejrzysz, a z dumą powiesz, że jesteś jak inne dziewczyny. Ja tak zrobiłam, polecam w rytm piosenki Hailee Steinfeld „Most girls”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 + 16 =