Anwil buduje skład, Garbacz odchodzi ze Stali – Ruchy w bezruchu #3
7 min readKluby Energa Basket Ligi (EBL) w coraz szybszym tempie budują składy na nadchodzący sezon. W kolejnej części serii „Ruchy w bezruchu” przyjrzę się ruchom transferowym, których ostatnio dokonali działacze Legii Warszawa oraz Pszczółki Start Lublin. Powiem też parę słów o tym, co się dzieje aktualnie w klubie z Włocławka. Nie zabraknie też komentarza na temat odejścia Jakuba Garbacza ze Stali Ostrów Wielkopolski.
„Ruchy w bezruchu”:
- Część 1: Koszarek w Legii, Stal najsilniejsza pod koszem?
- Część 2: Shelton wraca do MKS-u, Szlachetka zagra w Sopocie
Miał oferty z Pomorza Zachodniego, więc wybrał grę w stolicy
Wokół niego skład na następny sezon chciała budować PGE Spójnia Stargard. Bardzo zabiegał o niego również King Szczecin. Jednak „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, więc Raymond Cowels ostatecznie wybrał grę dla Legii Warszawa. Cowels w dwóch ostatnich latach w Spójni zaprezentował się z bardzo dobrej strony — był najlepszym strzelcem w zespole (w pierwszym sezonie — średnio 18,3 punktów na mecz, w drugim – 13,5). Dodatkowo rzuca bardzo dobrze z dystansu (jego średnia skuteczność w rzutach za 3 punkty to ok. 40-43 procent). Poza dostarczaniem punktów Amerykanin też całkiem dobrze zbiera (przez 2 lata gry w Polsce jest to ok. 5 zbiórek na mecz). Dodatkowo notował średnio 1,3 przechwytu na spotkanie, co jak na gracza, który gra na pozycji niskiego skrzydłowego jest całkiem obiecującym wynikiem. Legia pozyskała całkiem dobrego strzelca, który potrafi dać też drużynie cenne wsparcie w obronie. Tę zmianę barw klubowych oceniam zdecydowanie na plus. Trener Wojciech Kamiński pokazuje, że ma nosa do transferów.
MVP finałów opuszcza Polskę
Przed ostatnim sezonem wielu kibiców miał wątpliwości co do jego gry w Stali. Rok później ten sam zawodnik był jednym z liderów „Stalówki”, która dosyć niespodziewanie została mistrzem Polski. Jakub Garbacz w ostatnich rozgrywkach poczynił ogromny postęp, który poskutkował wieloma nagrodami indywidualnymi m.in. MVP Finałów EBL, najlepszej piątki ligi, nagrodę dla najlepszego Polaka, czy znalezienie się w składzie reprezentacji Polski na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Tokio. Pomimo tego, że niedawno przedłużył kontrakt o 2 lata, to opuszcza szeregi mistrza Polski. Jego umowę wykupił (klauzula buy-out) niemiecki zespół Mitteldeutscher, w którym grał w ostatnim sezonie inny reprezentant Polski, najlepszy strzelec minionych rozgrywek Bundesligi — Michał Michalak. Teraz lukę po nim wypełni Garbacz, który w ubiegłych rozgrywkach pokazał swój talent strzelecki (m.in. 9 celnych „trójek” w meczu z Pszczółką Start Lublin). „Garbi” zdobywał średnio 16,4 punktów na mecz i miał prawie 40-procentową skuteczność w rzutach za 3 punkty. Teraz trafia do zespołu, w którym powinien poczynić jeszcze większy progres skutkujący transferem do silniejszego zespołu. Tak jak w przypadku Michalaka, który w sezonie 21/22 zagra w EWE Basket Oldenburg, klubu grającego w ostatnich latach w europejskich pucharach. Niemiecki kierunek wydaje się odpowiedni dla Garbacza, który już niedługo powinien również odgrywać ważną rolę w polskiej kadrze.
Anwil buduje skład – czego się spodziewać?
W ostatnim sezonie Anwil Włocławek po raz pierwszy od sześciu lat nie zagrał w fazie play-off EBL. Wynikało to m.in. z olbrzymiej ilości zmian w składzie, do których w drużynie dochodziło w trakcie ostatnich rozgrywek. Niewiele lepiej było po sezonie — całkiem długie negocjacje ze sponsorem (Orlen), które finalnie skończyły się przedłużeniem umowy o 3 lata. Ponadto doszła też sprawa związana z prezesem Anwilu, Arkadiuszem Lewandowskim, który najpierw złożył dymisję, by nieco ponad miesiąc później wrócić na stanowisko. Finalnie wszystko zakończyło się szczęśliwie i przystąpiono do budowy składu. Na początku ogłoszono powrót do Włocławka Kamila Łączyńskiego, który po 2 latach przerwy ponownie pokieruje grą Anwilu. Przez 4-letni okres gry (lata 2015-2019) w Anwilu „Łączka” zdobył z drużyną dwa mistrzostwa Polski, a raz został nawet MVP Finałów EBL. Został też jednym z ulubieńców włocławskiej publiczności, która doceniała jego zaangażowanie i wolę walki w każdym spotkaniu. Teraz powinien być najistotniejszym Polakiem w drużynie Przemysława Frasunkiewicza i dużo będzie od niego zależeć na boisku.
Jest Łączyński, Ivan Almeida i Kyndall Dykes — wygląda to ciekawie, ale co z resztą? Patrząc na wyżej wymienioną trójkę, można pokusić się o stwierdzenie, że Anwil ma mistrzowskie aspiracje w następnych rozgrywkach. Jednak (przynajmniej na razie) na to się nie zanosi. Polską rotację Anwilu uzupełnią: obwodowy Marcin Woroniecki, skrzydłowi Rafał Komenda, Maciej Bojanowski oraz podkoszowy Alex Osinski. Dodatkowo za Przemysława Zamojskiego, który zakończył karierę koszykarską w grze 5×5 (będzie grał tylko w kadrze Polski 3×3), we Włocławku zagra Sebastian Kowalczyk. „Kowal” w ostatnim sezonie grał w Polpharmie Starogard Gdański, która spadła ostatnio z ekstraklasy. Na średnio 26 minut spędzanych na boisku notował 8,8 punktów i 3,2 asysty na mecz. Ponadto miał 36-procentową skuteczność w rzutach za 3 punkty. Atutem Kowalczyka jest to, że może grać na pozycji rozgrywającego oraz rzucającego obrońcy. Ostatnie rozgrywki nie były aż takie udane w jego wykonaniu, ale stać go na pokazanie formy, którą prezentował w sezonie 19/20 w Legii. W stolicy notował średnio 11 punków i 4 asysty na mecz, a jego drużyna była bliska wyeliminowania rozstawionej z numerem 1 wtedy Asseco Arki Gdynia w play-off (przegrana 2-3). Polska rotacja Anwilu nie wygląda (na razie) zbyt okazale i patrząc na podpisanych zawodników, można stwierdzić, że jest to ekonomiczniej budowany zespół niż w ostatnich latach. Postanowiono dać szansę graczom, którzy zagrali dobry sezon w 1 lidze (Woroniecki, Bojanowski) oraz tym, którzy mają coś do udowodnienia (Łączyński, Kowalczyk i Komenda). Nie jest to polska rotacja, którą można by zaliczyć do ligowej czołówki, ale nie oznacza to, że będzie to źle wyglądać.
Klub niedawno pochwalił się też zakontraktowaniem Luke’a Petraska. Amerykanin w ostatnim sezonie grał w Niżnym Noworogrodzie (Rosja), który grał w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Był jednym z ważniejszych rezerwowych w drużynie — na 15 minut spędzonych boisku notował średnio 5,2 punktów i 3,3 zbiórki na mecz. Jest zawodnikiem lubiącym rozciągać grę, rzucać z dystansu, co z pewnością da drużynie z Włocławka więcej możliwości w ataku. Dodatkowo jest też mobilny i atletyczny, co czyni z niego koszykarza zapowiadającego się interesująco jak na warunki polskiej ligi. Anwil w ostatnich latach miał dobrą rękę do skrzydłowych (m.in. Rolands Freimanis czy Walerij Lichodiej). Teraz powinno być podobnie. Jest to ciekawy transfer Anwilu, warto przyglądać się temu zawodnikowi w następnych rozgrywkach.
Powrót wicemistrzów Polski do Lublina
W Lublinie drużynę budowano ze spokojem, stawiając na kontynuację pracy z zawodnikami z ostatniego sezonu — umowy przedłużyli Roman Szymański, Damian Jeszke, Bartłomiej Pelczar, Thomas Davis oraz Mateusz Dziemba. Sukcesem jest zatrzymanie zwłaszcza tego ostatniego, którego w trakcie ostatniego sezonu chciała m.in. Zastal. Pozyskano też skrzydłowego, Sebastiana Waldę grającego w poprzednim sezonie w Starogardzie Gdańskim. 20-latek to atletyczny zawodnik, który daje też drużynie dużo dobrego w obronie. Przedłużenie kontraktów i jeden transfer — tyle działo się w Starcie. Jest to już co prawda połowa drużyny, ale brakowało konkretów, transferu zawodnika, któremu można byłoby przypisać status lidera zespołu, gwiazdy. Aż do ostatniego tygodnia, kiedy to klub ogłosił powrót do Lublina rozgrywającego Tweetiego Cartera, który w sezonie 2019/2020 był jednym z architektów wicemistrzostwa Polski w wykonaniu lublinian. W tym tygodniu z kolei doszło do podpisania kontraktu z Jimmym Taylorem, będącym dwa lata temu kluczowym podkoszowym Startu.
Transfery tych dwóch zawodników to duże osiągnięcie lubelskich działaczy. Carter w sezonie 19/20 zdobywał średnio 14,8 punktów i 6,2 asysty na mecz. Był jednym z liderów ekipy trenera Dawida Dedka. Start w przedwcześnie zakończonym sezonie został dość niespodziewanie wicemistrzem Polski, a Amerykanin był jednym z najlepszych zawodników ligi w tamtych rozgrywkach. Niektórzy eksperci umieszczali go nawet w gronie kandydatów do nagrody MVP ligi. Działacze bardzo chcieli z nim przedłużyć umowę, ale niestety się to nie udało. Finalnie wylądował w Benfice Lizbona. Dotarł z nią w minionych rozgrywkach do półfinału play-off ligi portugalskiej. Teraz wraca do Lublina, gdzie zagra z Taylorem, z którym znakomicie rozgrywał akcje dwójkowe dwa lata temu. Jimmy dał się kibicom Startu poznać jako solidny i efektywnie grający podkoszowy. Taylor notował średnio 9,4 punktów oraz 8,7 zbiórki na mecz, będąc jednym z najlepszych zawodników ligi w tym elemencie. Dodatkowo dokładał 1,1 bloku na mecz. Jego atutem jest też to, że jest leworęczny i ma dobrą skuteczność z gry. Mankamentem Taylora są rzuty wolne — w kampanii 19/20 trafił zaledwie 52,5% wszystkich takich rzutów. Ponadto Amerykanin nie gwarantuje też rzutów z dystansu, co w jakimś stopniu ograniczy możliwości w ofensywie ekipy trenera Dedka. Ostatni sezon spędził we Francji, gdzie grał w Champagne Chalons Reims. Teraz ponownie zobaczymy go w Starcie, gdzie znowu będzie jednym z liderów drużyny, a kibice z pewnością liczą na kolejne efektowne akcje w jego wykonaniu.
Kolejna, już czwarta część serii ukaże się najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.