O zagrożonych wypiekach słów kilka
3 min read
Każdemu coś zagraża. Zarówno żywym stworzeniom, jak i martwym przedmiotom. Łososiowi zagraża niedźwiedź, nasionku ptak, Danielowi Obajtkowi… z pewnością nie Najwyższa Izba Kontroli. Nie inaczej jest z wypiekami. Chciałabym w tej rozprawie zapoznać czytelnika z największym zagrożeniem mazurków i babek – zakalcami. Ostrzegam, nie będzie to lektura prosta, ani przyjemna. Zakalce naprawdę potrafią siać spustoszenie, niszczyć wszelkie nadzieje, zarówno kucharzy, jak i jedzących. Ale zacznijmy od początku.
Kiedyś myślałam, że zakalec to robak mieszkający w źle upieczonym cieście. Tłusta, zielono-brunatna larwa, która zalęga się po włożeniu wypieku do gorącego piekarnika. Najczęściej z zakalcami miałam do czynienia w kuchni mojej babci – Zosi. To w jej skromnych progach znajdowała się największa fabryka karpatek i serników, z jaką do tej pory miałam do czynienia. Większość z nich naturalnie się udawała, ale w niektórych zalęgały się zakalce. Nikt z mojej rodziny nie wyprowadzał mnie z błędu co do tego, czym jest zakalec. Teraz mam dwadzieścia lat, przeczytałam „Przepisy siostry Anastazji” i jestem mądra. Dowiedziałam się, że zakalec to wcale nie obrzydliwy robal, ale usterka. Nieudana, niedopieczona warstwa w cieście, którą śmiało, można odkroić. Oczywiście, jak wiemy, usterki zdarzają się nie tylko gdzieś pod Sandomierzem, w kuchni babci. Myślę, że śmiało może to potwierdzić minister Michał Dworczyk.
Gorzej (oj dużo gorzej) jest wtedy, gdy taki zakalco-robak usterka rozmnoży nam się w całym cieście. W takiej sytuacji wypiek jest kompletnie zniszczony. Najlepszym rozwiązaniem jest wyrzucenie go po prostu do kosza i upieczenie nowego. No bo jak inaczej. Przeprosić jedzących za to, że w cieście leżącym na stole namnożył się zakalco-robak usterka? Oczywiście, sam zakalec nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia czy życia jedzących. Jednak myślę, że pomimo tego, że ciasto może i zostałoby zjedzone, niesmak, tak czy siak, pozostanie.
A więc mamy dwie opcje, kiedy zaobserwujemy w naszym cieście zakalec. Możemy odkroić jego kawałek lub, w ekstremalnych przypadkach, wyrzucić całe. Jednak jest jeszcze trzecia droga. Może nią pójść nierozważny amator wypieków, który stwierdzi, że nie porzuci swojego dzieła. Owszem – pojawił się w nim zakalco-robak usterka, ale nic straconego. Polewa, posypka, może trochę kwiatków z masy cukrowej i nadzieja, że nikt nie zauważy wnętrza. Jest to rozwiązanie skrajnie nieodpowiedzialne, na dłuższą metę – bezsensowne. Przecież pomimo lukrowanego wierzchu, ciasto nadal nie nadaje się do jedzenia.
Nie nadaje się do życia.
Lukier, obietnice, posypka, pieniądze, kwiatki z masy cukrowej jako „przepraszam”. Usterki rzecz ludzka, zdarzają się w końcu każdemu. Przeprasza się za nie i idzie dalej. Trzecią drogą. Dolewa się lukru, dosypuje posypki i podaje. Jedz. Niesmak jednak pozostaje, rośnie. Zakalco-robak usterka się namnaża. Nikt nie ma zamiaru go odkrajać. Tak czy siak, jest już na to chyba za duży. Obywatele i obywatelki – smacznego.