Święto kina gatunkowego, czyli Splat!FilmFest 2020
7 min readKino gatunkowe, tak popularne za granicą (szczególnie w Stanach Zjednoczonych), przez wiele lat było pogardzane w Polsce. Na szczęście to się zmienia! Młodzi twórcy coraz częściej podążają tropami gatunkowymi, pojawia się też coraz więcej festiwali filmowych, celebrujących właśnie ten rodzaj kina.
Fanką kina gatunkowego jestem już bardzo długo. Filmy, które pamiętam z dzieciństwa, to nie tylko animacje Disneya, ale także (może nawet przede wszystkim) horrory i slashery – już za dzieciaka oglądałam takie filmy jak „Paranormal Activity”, „The Ring” czy „Piła” (dlaczego mama mi na to pozwalała?). Za moją fascynację kinem klasy b obwiniam również Tima Burtona, którego „Gnijąca panna młoda”, jeden z moich ulubionych filmów, rozbudziła we mnie miłość do trupów, zombie i musicali (szczególnie tych niezbyt udanych).
Jakiś czas temu na Facebooku wyskoczyła mi reklama 6. edycji Splat!FilmFest, czyli festiwalu filmowego poświęconemu kinom gatunkowym, kinie klasy b. Moja ekscytacja sięgnęła zenitu, gdy zobaczyłam program tegorocznej edycji i takim sposobem stałam się posiadaczką karnetu. Jeżeli pandemia ma jakieś plusy, to jest nim przenoszenie festiwali do internetu, a co za tym idzie – większy dostęp do różnych filmów i możliwość obejrzenia ich o dowolnej porze.
Od 1 do 14 grudnia byłam zajęta oglądaniem filmów i nie żałuję ani minuty! W ramach karnetu dostępnych było 26 filmów pełnometrażowych (z których udało mi się zobaczyć 19) i wiele krótkich metraży. Organizatorzy festiwalu wykonali wspaniałą robotę!
Moje (bardzo subiektywne) top 5 filmów tej edycji Splat!FilmFest:
„Wypad!” 2020, reż. I-Fan Wang
What’s in your head? In your head? Zombie!
Wang You-wei to niezdarny ochroniarz pracujący w tajwańskim parlamencie. Pewnego dnia przypadkowo wystawia ambitną polityczkę na pośmiewisko. Kobieta, dla ratowania swoich społecznych przedsięwzięć, zmusza Wanga, aby zastąpił ją w rządzie… Trafia on do parlamentu, stając się pionkiem w walce o budowę fabryki między politykiem-gangsterem a kobietą, w której się podkochuje. Po przyjeździe prezydenta, w budynku zaczyna szaleć wirus, zamieniający polityków w (zidiociałe) żywe trupy, pragnące ludzkiego mięsa.
Sytuacja przedstawiona w filmie jest o tyle ciekawa, że dosyć prawdopodobna – ostatnio w tajwańskim parlamencie obrzucano się wnętrznościami świni. Jako ogromna fanka filmów o zombie jestem zachwycona! „Wypad” to świetna dawka absurdu, czarnego humoru i dużej ilości zombie. Mamy tutaj połączenie stylu Tarantino, gier komputerowych i krzykliwej stylistyki, jak dla mnie to niesamowita rozrywka.
„Kolacja po amerykańsku” 2020, reż. Adam Carter Rehmeier
Łobuz kocha najbardziej
Simon to drobny diler, buntownik i okazjonalny podpalacz, który dorobił się już listu gończego. Patty natomiast to wyśmiewana i nieco nieogarnięta dziewczyna, która marzy o wyjściu na koncert jej ulubionego punkrockowego zespołu. Ich drogi przecinają się, kiedy Simon ucieka przed policją, a Patty okazuje się jego jedynym ratunkiem – szansą na nową kryjówkę. Szybko okazuje się, że ten nietypowy duet ma ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się przypuszczać.
„Kolacja po amerykańsku” to świetny film o wyrzutkach społecznych, który z czasem zmienia się w ciepłą opowieść o odkrywaniu siebie. Obraz Rehmeiera to coś nieoczekiwanego, wytrącającego z równowagi, dużo w tym filmie gniewu, szaleństwa i wulgaryzmów, a wszystko to w rytmie punkrocka. Chemia między bohaterami jest niesamowita (i nie mówię tu o żadnych narkotykach!). Jak dla mnie to cudowne kino (prawdziwy feel good movie), a jeszcze ten wspaniały soundtrack!
„Smutna żaba” 2020, reż. Arthur Jones
How far can the memes go?
Pepe the Frog, czyli jedna z najpopularniejszych postaci w Internecie, po raz pierwszy pojawił się w prześmiewczym, niezależnym komiksie Matta Furiego, „Boy’s Club #1”. Jakiś czas po opublikowaniu komiksu na portalu MySpace, scena z zadowoloną z życia żabą Pepe, której towarzyszył tekst w dymku „Feels good, man”, wymknęła się spod kontroli i stała się internetowym memem. Pepe trafił na forum 4chan, a niedługo potem stał się symbolem ultra prawicy w Stanach Zjednoczonych (trafił też na listę symboli nienawiści!), a nawet pomógł Trumpowi dostać się do Białego Domu.
Kamera śledzi działania Matta Furiego i jego (daremną) walkę o odzyskanie postaci. „Smutna żaba” przedstawia nie tylko historię Pepe i jego nieprawdopodobnej transformacji w skrajnie prawicową ikonę Internetu, jest to również opowieść o tym, co się dzieje gdy nie dbamy o naszą własność intelektualną. Polecam szczególnie tym, którzy tak jak ja nie mieli pojęcia o zawirowanej historii Pepe.
„Sen” 2020, reż. Michael Venus
Karaluchy pod poduchy!
Marlenę prześladują przerażające koszmary. Co noc męczą ją paraliżujące wizje tajemniczego hotelu oraz serii samobójstw, która miały w nim miejsce. Kiedy odnajduje wyśniony hotel, przeżywa poważny wstrząs i ląduje w szpitalu. Jej córka – nastoletnia i zaradna Mona – postanawia podążyć za wskazówkami z koszmarów, rozwiązać tajemnicę małomiasteczkowego Overlook oraz odkryć, co takiego niemal zabiło jej matkę.
Tajemnicza atmosfera, rodzinne sekrety i balans na krawędzi rzeczywistość-koszmar senny. „Sen” to oniryczny horror, który łączy w sobie motyw rodzinnego dramatu i międzypokoleniowej zemsty. W tle pobrzmiewa girls power, a skojarzenia z „Lśnieniem” Kubricka nie są przypadkowe. W filmie odnajdziemy również polski akcent – na ekranie zobaczymy Agatę Buzek.
„VHYes” 2019, reż. Jack Henry Robbins
Mamo, kaseta znowu nie działa
Dorastający Ralph, który właśnie dostał od rodziców kamerę video, zaczyna dokumentować swoje przygody. Razem z kolegą starają się uchwycić każdy istotny moment ze swojego beztroskiego życia. Ale to nie wszystko – kamera ma również opcję nagrywania programów z telewizji bezpośrednio na kasetę! Takim sposobem młodzieńcze wygłupy bohatera, film weselny rodziców i dziwne programy z telewizji przeplatają się ze sobą.
„VHYes” to wspomnienie z czasów dzieciństwa, kiedy kasety VHS były na fali popularności, oglądało się dużo filmów (tych mniej i bardziej udanych), a ich fragmenty mieszają się z reklamami telezakupów Mango czy wieczornymi wiadomościami. Chaotyczny, nieszablonowy i pokręcony film (strumień świadomości?) z absurdalnym humorem, który warto zobaczyć!
Na uwagę zasługują również: „Mordercza cysta” (tytuł zdradza wszystko), „Influencer”, czyli czego nie zrobimy, żeby zaistnieć w Internecie, „Łowy” – Czerwony Kapturek w revenge movie, czy „Honeydew” – historia, która spokojnie mogłaby być prequelem „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”.
Jeżeli chodzi o filmy krótkometrażowe, to moim faworytem jest „Ja tu rządzę” – historia o paranormalnych zjawiskach w domu José, a przy tym zabawna opowieść o odkrywaniu siebie. „I zaśmiał się bóg” to pierwszy film, który obejrzałam w ramach festiwalu i nie mogłam trafić lepiej! Po najgorszym poranku w swoim życiu (utrata pracy i rozstanie z dziewczyną), Robert zwraca się do swojej sąsiadki o wsparcie i odkrywa, że ona sama jest w tarapatach. Bardzo przyjemna opowieść o przewrotności losu. „Diabolica” z kolei opowiada o zemście na napastniku seksualnym, w której odnajdziemy wiedźmy i motyw siostrzeństwa. Na koniec – „Życie w zachwycie”, czyli piosenka-hołd (mini musical?) dla bohaterów horrorów, którzy polegli i nie doczekali się kontynuacji – mamy tu kobietę zabitą uderzeniem siekierą, opętaną dziewczynkę czy człowieka zabitego przez zombie. Gratka dla miłośników slasherów.
Niemałym zaskoczeniem była dla mnie sekcja polskich filmów (w głównej mierze krótkometrażowych). Bardzo spodobały mi się „Zgniłe uszy”, w reżyserii Piotra Dylewskiego, o kryzysie małżeńskim. Młoda para wyjeżdża do małej miejscowości pośród lasów i jeziora, żeby poddać się niekonwencjonalnej terapii dla par. Baśniowa, letnia atmosfera zamienia się w niepokojący thriller, gdzie rzeczywistość wymyka się spod kontroli. Prosta historia w niebanalnej odsłonie, a gdzieś w tle pobrzmiewają „Oczy szeroko zamknięte” Kubricka. Miło zaskoczył mnie również krótkometrażowy film „Potwór z bagien” nakręcony w konwencji found footage (skojarzenia z „Blair Witch Project” nieprzypadkowe). Studenci szkoły filmowej przejeżdżają do miasteczka, którego mieszkańcy są terroryzowani przez „potwora z bagien”. Cieszmy mnie fakt, że w Polsce coraz więcej osób eksperymentuje z filmami gatunkowymi, że pojawia się ich coraz więcej, bo potencjał jest ogromny!
Mimo że wolałabym „na żywo” uczestniczyć w festiwalach, to muszę przyznać, że forma online bardzo mi odpowiada – odkryłam wiele festiwali wartych uwagi, w których w normalnych warunkach nie mogłabym uczestniczyć. Mam nadzieję, że następny Splat!FilmFest odbędzie się już stacjonarnie. Mimo wszystko nic nie dorównuje oglądaniu filmów na wielkim ekranie i festiwalowej atmosferze. Z niecierpliwością czekam na kolejną edycję!
Zachęcam do śledzenia Facebooka festiwalu i oficjalnej strony Splat!FilmFest.